Chciałem coś napisać o tym filmie, ale jeszcze mnie szok trzyma. Włączyłem film, oglądam, szczęka powoli opada mi na podłogę, a uszy więdną. Myślę sobie jak ten kot z internetu: - Co ja pacze???
Myślałem, że już wszystko w życiu widziałem, różne gnioty i ramoty, Kace wawa, Bitwy warszawskie, Wyjazdy integracyjne, Ciacha i inne gie...Ale to...to przechodzi wszelkie pojęcie. Gdyby jeszcze nie te pseudo musicalowe numery, może dałoby się jakoś przełknąć, ale melorecytujący Dziędziel, niczym jakiś Jean Valjean w Nędznikach, czy stękający jakąś pseudo melodię głupkowaty Halama, to już ponad moje siły...
Powiem więc tylko jedno: Jeszcze chyba żaden film nie miał tak trafnego tytułu jak ten. Tfu(!)rcy w końcu najlepiej wiedzą, co nakręcili...