Starcie natury z człowiekiem mogłoby być jeszcze bardziej emocjonalne gdyby nie suche frazesy rzucane przez postacie(wyzwanie rzucane Bogu - sic!) i fatalnie poprowadzony(i rozpisany) scenariusz. Film pretendował do czegoś więcej niż zwykły survival na pustkowiach Alaski, niestety cały misterny plan rozbił się jak samolot,którym lecieli dziarscy faceci i Ottway(jak zwykle zachowujący zimną krew Liam).
Momentami było naprawdę nieźle: pojawiające się znikąd wilki i zimna kalkulacja Ottwaya: "One nie chcą nas pożreć, one chcą nas zabić" (to nie cytat) jako personifikacja natury, która broni się przed ludzkością, brak jasnych i jednoznacznych scen mordów,skoki ze skał i surowe plenery Alaski. Wszystko to jest pokazane oszczędnie i z wieloma niedomówieniami, przez co czuć namacalnie emocje miotając rozbitkami. Szkoda,że te zabiegi stylistyczne nikną pod dziurami w scenariuszu(wilki pojawiające się wtedy gdy są potrzebne do np. zepchnięcia kogoś z brzegu rzeki), ckliwymi scenami z przeszłości Ottwaya czy też pod przewidywalnymi chwytami typu: jeśli dwóch facetów biegnie koło rzeki, to kiedyś jeden z nich, musi do niej wpaść. Na szczęście końcówka, która pomimo swojej podniosłości i kiczowatego zacięcia(cytowanie na głos wiersza ojca, retrospekcyjne migawki i Jamin Winans w tle) była najlepszą sceną w całym filmie i wynagrodziła mi wiele uchybień twórców.
Prawda to. Film zyskał by sporo gdyby na siłę nie wciskać tych nachalnych retrospekcji albo chociaż żeby reżyser dysponował niby oszczędniej. Mniej liryzmu a jeszcze więcej surowego klimatu Alaski i ocena byłaby na pewno wyższa. No i mogli troszkę przystopować w obróbce komputerowej wilków.
Tak najlepiej jak by pracowali z żywymi wilkami. Ale stop pewnie ci od ochrony zwierząt by protesty robili. Jedno co ratuje ten film to właśnie wilki ich animacja i zachowanie. Jak wyżej napisane film kładzie retrospekcja