1h 30 min czekamy aż coś się wydarzy. Zero akcji (i nie mam na myśli latających samochodów, strzelających robotów czy walki Bruca W. z kosmitami, a zwykle jakiekolwiek zdarzenia / wydarzenia / sytuacje w tego typu filmach).
Fabuła przemielona już 10000000 razy, wiec zero zaskoczenia, zero zdziwienia, zero dreszczyku. Żadnych nowych rozwiązań, innowacji w historii, ciekawych zwrotów akcji, elementu tajemnicy.
Główna bohaterka, jej ojciec i napastnik nie wywołują jakichkolwiek emocji. Nuda. Postaci są bezpłciowe, nijakie, bez charakteru, osobowości. Pielęgniarka lubiąca białe sukienki i gościu, który postanowił zgwałcić dziewuszkę widzianą zza okna.
Moglibyśmy zatem spodziewać się ciekawych, głębokich dialogów. Jakiś smaczków płynących z rozgrywanej przez Pielęgniare gry z Panem Gwałcicielem. Niestety i tutaj się przeliczymy.
Ten film nie wnosi nic. Pokazuje, więc zatem może po prostu przyjemną dla oka historię (o ile tak można nazwać narrację gwałtu)? Nie. Cudowne kadry? Nie. Zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa? Nie.
Nie skłania do refleksji, przemyśleń. NIC.
Jedyne co ten film proponuje / daje nam to 1,5h oczywistych oczywistości, z (w miarę) poprawną grą aktorską <choć i to nie jest najwyższych lotów..> . Od początku do samego końca wiemy co się stanie, jak, dlaczego i jakie będą konsekwencje. Reżyserowi nie chciało się zrobić czegokolwiek, by widz odróżnił ten film od 54468764534135168764546464 o zgwałconej dziewczynie, która chce zemsty. Ot taka blondyneczka, która 3 minuty przed końcem mówi "nienawidzę Cie"
Nie dał nam nawet satysfakcji obejrzenia 10 minut JAK to robi, co mu mówi, jego tłumaczenia..kurdę Panie reżyszeruu cokolwiek! Nie. 3 minuty jego leżenia pod kocykiem. Na to czekaliśmy 90 minut..