Gladiatora juz nic nie przedbije!!! Robin też dobry ale brakuje mu czegoś.... Muzyka w Gladiatorze aż przyprawiała o dreszcze, a w Robinie troche tego brakowało. Ale według mnie Russel Crowe zagrał świetnie!
Gladiatora nic nie przebije? Chyba żartujesz. Gladiator został przebity jeszcze przed powstaniem ( patrz dzieło Gibsona ).
o wiele gorszy.
generalnie nie wiele jest filmów, które są w stanie przebić Gladiatora. Według mnie, bo to mój ulubiony film.
Czy lepszy?
Zdecydowanie nie. Wczoraj widziałem. 7/10.
Ot historyjka, nic o czym po seansie trzeba by było dystkutować.
Nieporozumienie. Robin Hoodem zostaje na końcu filmu. To jest film o tym jak Robin Jakiśtam został Robin Hoodem. Chała, rozczarowanie szkoda czasu. Te wszystkie recenzje - że to film historyczny - to holywoodzki gniot. Ps. Najlepsze jest lądowanie w Normandii - żywcem z szeregowca Ryana Pozdrowienia dla poważnych recenzentów - ale ten film na takową nie zasługuje.
Zdecydowanie NIE. Chała i gniot. Zrobiony wg szablonu Gladiator - ale, a może właśnie dlatego nie wyszło. Przez 2,5 godziny czekasz aż będzie Robin Hood a jak nim zostaje to jest koniec filmu. Tylko jakieś dzieciaki latają po lesie z kijami co daje pewną nadzieję że będzie ciąg dalszy.
Gratulacje jedyne co zapamiętałeś z tego filmu to ta według ciebie beznadziejna scena lądowania na plaży i jeszcze to chore porównanie do Szeregowca Ryana
Nie będę się powtarzała więc podam to co napisał jeden z użytkowników tego forum i jeden z nielicznych normalnych tutaj
"Jedyne co mogę tobie powiedzieć to że wybrzeże nie jest tylko w normandii i atak od strony morza na pewno nie raz odbył się w historii naszego świata dlatego też jeżeli śmialiście się z tego że wygląda to na desant z szeregowca R. to raczej poważnymi osobami nie jesteście i poważnie do filmu nie podeszliście. Nie raz widzę ludzi w kinie i to młodych co komentują sobie film i żartują z połowy scen w filmie wyglądając jakby przyszli po prostu od tak sobie na film by się pośmiać. A las nie kojarzył się tobie z tym z Władcy Pierścieni? Beznadziejny temat."
No bo zaraz sie okaze ze film w kinie to swietosc i nie wolno go komentowac ani sie z niego smiac...;/ nie przesadzajmy w druga strone, co?
A kto mówi żeby nie komentować czy śmiać się z danego filmu,większość negatywnych komentarzy odnosi się do tej jednej sceny na plaży co dla mnie jest wielkim nieporozumieniem
albo taki dzieciak "dar_4" w ciągu kilku minut wstawił kilka postów ze swoimi żalami jaki ten film jest beznadziejny(nie wystarczył by jeden i kropka) i do tego we wszystkich to samo
tak, dokladnie! "scena z desantem na plazy i marion na czele bandy dzieciakow'
mnie tez mogly sie ten elementy nie podobac, ale pzoostale 135 minut filmu bylo bardzo dobre
A co z dzieciakami w maskach latającymi po lesie? Kogo okradali
I jeszcze zapamiętałem że Marion z wieśniakami uratowała Anglię. Dobrze że z tego lasu wyjechała na plażę i kijami przepędziła tą hołotę od Ludwika. A Sir Robin Oszust vel Gladiator to prawie został Królem i prowadził do boju tą garstkę żołnierzy co mu została z Rzymu
Proszę jak holywoodzki gniot robi za dobry film
Wystarczy Ridley Scot i Rusell Crowe i wszystkim się podoba...
film nie jest zły, tylko ma ta przywarę ze został zrobiony przez ta same ekipę co nakręciła Gladiatora, i niestety większość nie potrafi zrozumieć co to jest chwyt marketingowy..., o czytaniu ze zrozumieniem już nie wspomnę..., nikt nigdy bowiem nie powiedział ze to jest Gladiator 2...., j
rzeczywiście nie obeszło się, i to wiadomo, bez porównań do Gladiatora. Oczywiście Robin to całkiem inny film i jego dużą zaletą jest to, że Robin - Crowe niczym nie przypominał Maximusa - Crowe. Jeśli chodzi o film jako całość to niestety Gladiator jest filmem, do którego się wraca a Robin Hood będzie raczej filmem, o którym się zapomina. Niestety trzeba powiedzieć, że jest wiele scen przypominających ujęcia Gladiatora-ale taki już jest Ridley. Czego nie mogę przeboleć. Po pierwsze-muzyka. Zero polotu, żadnego fajnego tematu. Muzyka Zimmera w Gladiatorze ujmowała, chwytała za serce i przyprawiała o dreszcze. Tutaj może był jeden taki moment. Po drugie dwie końcowe sceny. Pierwsza: Jak pojawia się Marion ze swoim "oddziałem" i patetyczno-kiczowaty tekst Robina - Wybaczcie, ale od takiej produkcji wymaga się więcej. Druga akcja - namiętna chwila Robina i Marion w trakcie walki - ludzie troszkę powagi. Zresztą podczas finałowej bitwy pojechali HollyWoodem - wsią na maxa. Powiem szczerze, że po takim reżyserze nigdy bym się tego nie spodziewał.
Kolejna rzecz: Cate blanchett wcale nie zachwycała. Myślałem, że będzie bardziej enigmatyczna.
Reasumując: film dobry, fajne kostiumy, zdjęcia, ciekawe sceny batalistyczne. Fajnie, że historia Robina przedstawiona z innej perspektywy. Jednak ten film jest niestety pozbawiony klimatu, który przepełniał nie tylko Gladiatora ale wiele innych filmów kostiumowo-przygodowo-historycznych.
Jak dla mnie póki co Gladiator-Ridleya i Ostatni Mohikanin Manna pozostają nie do przebicia.
W odpowiedzi na pytanie postawione w temacie: Nie.
Co do reszty filmów o które się pytano. Nie pamiętam części z nich. Ale Braveheart i Joanna D'arc uważam za lepsze od nowego Robina Kapturka.
A rozwijając. Film całkiem dobry. Postać Robina pokazana z trochę innej perspektywy. Ciekawy splot zdarzeń, nawet nie nudnych. Trochę intryg politycznych. Scenariusz może nie jest zagmatwany, ale też nie sprawia wrażenia jakby go napisało dziecko (a takie przeświadczenie miałem ostatnio po paru premierach). Ładna i klimatyczna choreografia. Muzyka też dobra. Według mnie ciężko się czegoś przyczepić oprócz
1) Obiadku podanego w czasie natarcia wroga na bramę. Jaki wojak rzuciłby się po miseczkę zupki w momencie gdy wróg szturmuje wrota i zaraz ma wypruwać flaki obrońcom. Myślałem że to scena humorystyczna mająca na celu ośmieszenie Francuzów, ale jednak miała swój cel fabularny.
2) Paru patetycznych scen, w których główny bohater zaczyna być jakimś wizjonerem któremu wraca pamięć z dzieciństwa (naprawdę w tym momencie czekałem na opowiadanie starszego Loxleya) i rzuca hasła jak współczesny filozof (ale tego jest mało i można to zignorować).
3) Ostatni kwadrans, gdzie ilość "idiotyzmów" zaczyna być przygnębiająca. Głównie chodzi mi o bitwę z Francuzami. Takie pójście pod amerykańską(?) publikę to już przegięcie. Nie chcę spoilerować, no ale skąd reżyser wytrzasnął takie pomysły:
- barki zamiast statków (no chyba że coś takiego istniało wtedy, w co jednak śmiem wątpić)
- dzieci w bitwie, ściągnięte z północy na południowe wybrzeże
- czemu niby angielscy żołnierze przypisują zwycięstwo "rycerzowi", a nie królowi albo chociaż któremuś baronowi
- noszenie ogłuszonej postaci i pocałunki, gdy wokół pełno uzbrojonych ludzi i śmierdzących trupów
Jakoś nie mogłem już tego zdzierżyć. Ukazał mi się obraz pierwszych scen Szeregowca Ryana. A na koniec z tego wszystkiego naszła mnie myśl, że zaraz z lasu wyskoczą elfy i pomogą swojej królowej w potrzebie, a ludzie stworzą początki rodu Anduinów czy tam innych z Władcy Pierścieni. ;)
Serio, gdyby nie ostatnie paręnaście minut to jak dla mnie ten film byłby rewelacyjny, albo przynajmniej bardzo dobry. A tak... Film polecam, ale przez ostatni kwadrans zmrużcie oczy. Dobry do stworzenia kontynuacji.