bardzo się napaliłam na ten film po przeczytaniu opisu. Anglia w XVII wieku, teatr, Johnny w roli rozpustnego hrabiego...
Ale niestety trochę mnie ta produkcja rozczarowała. Johnny co prawda ze swojej kreacji wywiązał się znakomicie, klimat może i fajny, ale całość jakoś zupełnie bez wyrazu. A już zwłaszcza wątek miłosny, który kompletnie nie przyciąga uwagi. Wszystko koncentruje się na samym Wilmocie, inne postacie są po prostu nijakie, tak jak i akcja. Nie poczułam tego filmu, zaraz po oglądnięciu wyleciał mi z głowy