Ten film nic nie ma wspólnego z Królem Arturem i rycerzami okrągłego stołu. Gdzie Merlin? Gdzie rycerze? Gdzie Lady Morgana i Mordred?. Cały film opowiada (drętwo) o miłości Lancelota i Ginewry, robiąc z tego filmu kiepski melodramat. O królu Arturze można powiedzieć Ser Dziadek, bo nic tylko się odbija od ściany niczym sobą nie reprezentując.
Wiesz co, problem z królem Arturem jest taki, że nie ma jednej oficjalnej legendy. Ten mit kształtował się w średniowiecznej Anglii i każdy z autorów dodawał coś od siebie, zmieniając wersje. Właściwie to mówimy o Legendach Arturiańskich, bo tych historii było wiele. Tu reżyser skupił się na wątku Ginewry i Lancelota oraz buntu Malaganta, wpisując się w klasyczną balladę rycerską. osobiście uwielbiam pojedynki na miecze z tego filmu. Są takie w miarę realistyczne.