Miło byłoby zobaczyć raz na jakiś czas (czyli znacznie częściej) obraz z safickim zabarwieniem, bez toksycznych, kobiecych relacji, traum z przeszłości, tzw. "odkrywania siebie", bez otwartych zakończeń, no i z przyzwoitym oświetleniem scen intymnych, a nie: "ciemność, widzę ciemność". Mam wrażenie, że w kółko oglądam podobne historie, czasem dorzucą kostiumy z epoki. Przynajmniej Becca zrezygnowała z "bury your gay" trope :D
No nic to. Plus za nieoczywistą Hiszpanię i obsadę. Fiona, jak zawsze, dowozi, no i Vincenta też miło zobaczyć, Emmę wpisuję na osobistą listę "mieć na oku". 5/10.