Tytułowe "SCORE" to po angielsku "partytura", ale również słowo oznaczające odniesienie sukcesu, ponieważ odnalezienie tej jedynej nuty, tego jedynego dźwięku, tego jedynego instrumentu, tego jedynego głosu... wiąże się z ogromnym, a nawet - według bohaterów tego filmu - metafizycznym przedsięwzięciem. O tym właśnie opowiada ten dokument: trudach wiążących się z tworzeniem muzyki filmowej czyli wyciąganiem z jednej, nawet kilkusekundowej sceny całej gamy odczuć, nadaniu filmowi charakteru, często decydując o jego sukcesie. Howard Shore, Hans Zimmer, Elfman, Newman, Powell... Star Wars, E.T., Indiana Jones, Piraci z Karaibów, James Bond - kto tego nigdy nie nucił niech pierwszy rzuci kamieniem.
Film jest naprawdę spoko, ale to jest materiał na mini-serial z odcinkami dedykowanymi konkretnym produkcjom albo twórcom, a nie pojedynczy film. Tu natomiast miałem wrażenie skakania z tematu na temat, byle zmieścić się w półtorej godziny. W ogóle mam wrażenie, że w tych czasach dokumenty coraz mniej uczą i wnoszą w życie. Raczej tylko opowiadają "jak to było". Szkoda.