Raz jeszcze, ale jakby trochę inaczej. Jeden z amerykańskich recenzentów nazwał ten film anty - Narodzinami gwiazdy z Lady Gagą. I coś rzeczywiście w tym jest. Mniej w nim sentymentalizmu, a więcej życiowej mądrości. Oglądając film bardziej zależało mi, żeby Rose - Lynn dostrzegła to, co już ma, niż osiągnęła to, co wierzy, że jest jej przeznaczeniem. Na dodatek ładnie udało się jedno i drugie połączyć pod koniec filmu. Wspaniałe kobiece role - Jessie Buckley, Julie Walters (chciałoby się mieć taką mamę) i Sophie Okonedo.