A więc w końcu postanowiłem napisać mój pierwszy komentarz odnośnie jakiegokolwiek filmu. Padło na Silent Hilla, ponieważ był to najbardziej oczekiwany przeze mnie film w tym roku, zważając na to, że jestem wielkim fanem tej gry :). Ekranizację Silent Hilla obejrzałem już dawno, bo byłem na pokazie przedpremierowym. I jakie wrażenia wyniosłem po tylu latach niecierpliwego czekania ?? - cóż... mieszane. Z jednej strony film może cieszyć fanów za jak najwierniejsze oddanie ducha tej gry (chociażby w postaciach występujących w grze, wiernym odwzorowaniu tytułowego miasteczka i jego alternatywy), z dużym naciskiem na klimat - element, który był (i nadal jest) etykietą rozpoznawczą serii (tuż po strachu, ale o tym za chwilę ;)), z drugiej zaś może rozczarowywać pewnymi nieścisłościami w fabule (w stosunku do gry), oraz brakiem kolejnego, charakterystycznego elementu gry - strachu. O muzyce, grze aktorskiej itp. nie będę się rozpisywać, mogę tylko powiedzieć, że wszystko stało na najwyższym poziomie (no, można się przyczepić do paru aktorów, którzy za bardzo nie błysnęli w filmie - chociażby przywódczyni sekty czy Dark Alessa), od razu przejdę do rzeczy. Największą nieścisłością, którą do tej pory nie mogę przełknąć, było przedstawienie postaci Dahlii w pozytywnym świetle - cierpiącej matki, która czuje się winna za to, że skazała swoją córkę na niewiarygodne cierpienia. A przecież w grze Dahlia od początku była postacią negatywną, bezuczuciową (no bo przecież ona, a nie jakaś Cristabella, podpaliła Alessę, w celu narodzenia Goda). Może jednak (pomijając motyw podpalenia) w późniejszym czasie jej wizerunek ulega zmianie ?, może film należy traktować jako prequel tego, co się wydarzy w części pierwszej ?. Jest jeszcze parę rażących nieścisłości, które dopatrzyłem się w filmie, ale nie będę ich wymieniał, bo zajęłoby to dużo czasu ;). Co się tyczy strachu, to niestety, ale nie było w filmie żadnego momentu, gdzie mocniej biło by mi serce (już lepszego stracha miałem na Residencie), przez cały czas wyświetlania czułem się raczej wyluzowany, a szkoda, bo nie takiego uczucia się spodziewałem :(.
Podsumowując moją przydługą wypowiedź, nie będę oryginalny, bo posłużę się tytułem mojego wątku ;), jest dobrze, ale mogło być lepiej, niewątpliwie, jak dla mnie, jest to najlepsza ekranizacja gry, ale do ideału mu jeszcze daleko. Mam tylko nadzieję (co prawda jest matką głupich :P), że Pan Gans, gdy weźmie się za kręcenie drugiej części filmu (oby tylko powstała ;)), prócz klimatu skupi się również na strachu, i pal licho nieścisłości fabularne, jakoś to przeboleje(my :)), przecież ekranizacja nie polega na idealnym odwzorowaniu fabuły gry, tylko jak wcześniej wspomniałem na "jak najwierniejszym oddaniu jej ducha", co się reżyserowi bez dwóch udało, i za to mu chwała :).
P.S: wybaczcie mi, jeśli zbyt mocno skomentowałem film z prespektywy fana, pomijając przy tym "zwykłych" odbiorców.