Ósma część sagi, całkiem nieźle oceniana przez fanów serii, mnie zwyczajnie nie porwała, co więcej, w moich oczach, to obok piątki, najgorszy epizod Star Treka.

Synkretyzm gatunkowy tego filmu mnie zwyczajnie mierzi. W swym rozchwianiu między dramatem, a komedią kosmiczna przygoda w tej odsłonie zmiażdżyła mnie i totalnie rozdrażniła. Twórcy sprawiają wrażanie gości, którzy nie mają zupełnie pojęcia w jakim tonie chcą swój film opowiedzieć, w efekcie czego prowadzą narrację dwutorowo. I o ile dramatyczna część filmu na Enterprise ma zarówno tempo jak i psychologiczne zacięcie (vide zabicie przez Picarda członka załogi zainfekowanego przez Borga), o tyle druga (opowieść o lubiącym pociągnąć z butelki astronauty, którzy przekroczyć ma prędkość dźwięku) jest raczej żałosną próbą wstrzelenia się w komediową tonację rodem z części czwartej, gdzie marne tempo, kiepskie gagi i nijakie dialogi niweczą całość.

Mogło być całkiem nikle, trzeba tylko było przerobić scenariusz…


Moja ocena - 5/10