co za beznadziejny film, już lepiej się oglądało (za przeproszeniem) Wiedźmina. rezyser robił film po łebkach, tak naprawdę trdno powiedzieć co jest głównym wątkiem bo wszystko zostało zrobione po macoszemu. aktorzy z fabułą brnęli ze swoimi tekstami, jakby wbrew sobie. zero klimatu. wrzucenie wikingów pasuje jak kwiatek do kożucha, ale może w ten sposób czymś się ten film ratuje dla wielbicieli wczesnego średniowiecza . prawdziwych momentów tam nie uświadczysz. fajnie że złą żonę Popiela zagrała , ale kreacja aktorska to to słaba raczej była. Popiela pominę milczeniem, grał nieznośnie po szekspirowsku na tle pozostałych postaci, którym tak sobie zależało.
pełna groteska. wątek miłosny nie wiem czy zaspokoi serca spragnionych dam, bowiem wlecze się i jest tak subtelny, że prawie niezauważalny. Ot chłopak zobaczył dziewczynę w lesie i się zakochał.
Tu następuje kulminacja dramatu - okazuje się że jest słowiańską "westfalką" poświęconą czemuś. brak rozbudowy. film przypomina wzięty na warsztat do stoczni ogromny statek i próbę jego pospiesznego wodowania bez odpowiedniego poszycia w nadziei szybkich tantiemów. ot taki wikiński pogrzeb na łodzi imć Pana Hoffmana.