W tym filmie nie ma w ogóle krytyki kościoła. To po prostu kolejny film o poteżnych, tajemnych organizacjach jakich w amerykańskich kinach i telewizji jest bez liku. Wybór kościoła jest tutaj mało istotny i związany z tym, że spiski rządu amerykańskiego już się trochę przejadły. Nie ma jej również dlatego, że wiedza reżysera i scenarzysty na temat katolicyzmu pokazana w tym filmie jest tak powierzchowna, że w zasadzie nie odnosi się do rzeczywistej nauki kościoła o Bogu i Chrystusie (a szkoda bo jest co podważać). Z resztą moim zdaniem dla reżysera był to wątek poboczny. Bardziej interesowało go pokazywanie widzowi kolejnych ekstatycznych przeżyć bohaterki podczas pojawiania się stygmatów czy też w intymnych kontaktach z różnymi przedstawicielami kościoła. Miałem wrażenie, że oglądał reklamę przeznaczoną dla masochistów. Może reżyserowi marzą się tego typu ekscesy? A tak w ogóle to jest to kiepski film i szkoda mi aktorów, którzy mogli jednak trafić lepiej.