5,7 19 tys. ocen
5,7 10 1 18995
4,9 7 krytyków
Syberiada polska
powrót do forum filmu Syberiada polska

2/10 DNO!

ocenił(a) film na 2

Film nudny, bardzo sztuczny i zakłamany. Polacy na Syberii mieli takie cudowne życie?
Po za tym bardzo słaba gra aktorów.
Po raz kolejny utwierdziem się w przekonaniu że szkoda czasu na polskie filmy gdyż na tle innych
wypadają tragicznie.

Może nie bardzo dobrym ale zdecydowanie lepszym filmem o Syberii jest film "NIEPOKONANI" lub
starszy "JENIEC, TAK DALEKO JAK NOGI PONIOSĄ"

ocenił(a) film na 4
extra_24

Oba wymienione przez Ciebie filmy mega.

I co do cudownego życia to też się zdziwiłem mega, że tak ładnie im się żyło.

ocenił(a) film na 7
extra_24

No, mieli super: brak żarcia, lekarstw, epidemia tyfusu, zapiernicz na mrozie, życie w nidogrzanych barakach...tylko pozazdrościć. I nie myl ich obozu z kołymskim łagrem ;)

ocenił(a) film na 3
cronin35

mróz, tyfus, robota... No niby w tym filmie było.. ale jakoś niezbyt przekonywająco to wypadło. zwłaszcza mróz... Juz nawet porządnego mrozu nie potrafimy w filmie pokazać.. Kiepski, słaby film... A temat naprawdę z potencjałem...

ocenił(a) film na 2
cronin35

Gdzie w tym filmie był pokazany zapirnicz na mrozie?
Baraki były ogrzewane, w dodatku wczyscy byli w "normalnych" ubraniach. Po za tym w obozie był lekarz.
Do tego mieli możliwość obejrzenia filmów, obchodzenia świąt, przyśpiewki na akordeonie, tańce. Normalnie sielanka!
Zakłamany i sztuczny! TYLE!

ocenił(a) film na 7
extra_24

ty na serio takie głupoty wypisujesz, czy tylko tak się ze mną drażnisz?

ocenił(a) film na 8
extra_24

Nie zgadzam się z tobą

Fakty i mity
W filmie pokazano mnóstwo groteskowej sielanki (samowolne opuszczanie obozu, polskie święta, chleb na stole, kino, luźną atmosferę panującą pomiędzy wartownikami a zesłańcami.
Mało w tym wszystkim było katorżniczej pracy, chorób, głodu i śmierci czyli faktycznie tego wszystkiego z czym mieli styczność zesłańcy na co dzień.

W przeciwieństwie do ciebie gra aktorska, dialogi, kostiumy do mnie przemawiały i pomimo kilku niedociągnięć film oceniam dość wysoko 8/10

ocenił(a) film na 7
tobo_2

Ciągle mylicie ich obóz z typowym kołymskim łagrem. Tam to był koszmar, tu jest typowe zeslanie, nico lżejszy zywot ale i tak katorga. Nazywanie ich życia łatwym, to plucie na pamięć tych ludzi.

ocenił(a) film na 4
cronin35

Znasz kilka ciekawych filmów o tym jak naprawdę wyglądało życie w obozach, czy pracy.czytałam kilka książek na ten temat i chętnie bym obejrzała film , bądź dokument

ocenił(a) film na 1
ona1111

http://www.filmweb.pl/film/Z+Archipelagu+Gu%C5%82ag-1989-279758 Jeden z lepszych dokumentów jakie widziałem na ten temat. Do obejrzenia tu: http://pl.gloria.tv/?media=194986

ocenił(a) film na 5
tobo_2

Tak było w książce: kino, święta itd. Ale w filmie strasznie rażące były takie wpadki jak np : po roku przebywania w obozie czyste, nieporwane ubrania, czapka bohatera wyglądała jak nowa...,do tego rażąca była kolorystyka, barwność nie świadczącą w ogóle o tym , że przybywają w takim miejscu....zabrakło w filmie jakiegoś tragizmu..

ocenił(a) film na 7
extra_24

Drogi młodzieńcze, nie traktuj wszystkiego, co obejrzysz w kinie tak bardzo serio, inaczej po seansie Harrego Pottera będziesz walił głową w filary na peronie.

ocenił(a) film na 2
Pastor1

OK ale Harry Potter to typowa bajka z innym przekazem i do innej grupy odbiorców.
A syberiada w moim odczuciu trochę widza "oszukuje".
I nie mylę obozu z łagrem. Uważam że nawet w łagrach polacy nie mieli aż tak dobrze jak to przedstawiono w filmie.

ocenił(a) film na 7
extra_24

Generalnie masz rację, ale kino to przede wszystkim fikcja. Przedstawiona historia mogła się zdarzyć, jest akceptowalna jeśli chodzi o prawdopodobieństwo. Nie mówię, że TAK BYŁO - ale, że film jest ZAKŁAMANY, to jest bardzo daleko posunięta teza. Nie myśl, że bronię Rosjan, nie - byli kanaliami nienawidzącymi Polaków i większość z nich ma tak do dzisiaj. Dałem ocenę 7 - głównie za przepiękne zdjęcia, którymi film mocno nadrabia. Historia, scenariusz, no tak... powiedzmy na mocne 5. Gra aktorska taka sobie - gdyby nie Bohosiewicz ;) byłoby niżej. Trochę mnie wkurza takie za przeproszeniem pierdzielenie, że ten miał nie takie guziki od munduru, a kałachów to w czasie II WŚ nie było. No nie było, zaprojektowano je bodaj w '47 czy '48, pomimo tego w Czasie Honoru nasi dzielni chłopcy grzeją z kałasznikowów - ktoś to zauważył?

ocenił(a) film na 6
Pastor1

Może StG.44 ? W sumie na jego podstawie Kałasznikow zaprojektował AK'47.

ocenił(a) film na 8
extra_24

Dno to sa takie komentarze ludzi, którzy siedza w szafie i goown..widzieli i goowno..wiedzą. Film fabularny to nie nie dokument i tego trzeba sie trzymac.

extra_24

Popieram film bardzo sztuczny z kiepskim aktorstwem typowa komercha do kina

ocenił(a) film na 6
extra_24

Nie był zły ale fakt czuć było jakąś taką "cukierkowatość" no ale to moje odczucie :) ale... na tle ogólnie polskich filmów wypada nieźle .

ocenił(a) film na 7
extra_24

nie zgadzam się z tobą że mieli takie klawe życie na zesłaniu a nie w gułagu . Ciężka praca , Mróz , Choroby ja tam nie wiem czy było im zarąbiście skoro tyle tam zmarło ale to twoje zdanie. moja ocena to 7/10 bo mi się podobał

ocenił(a) film na 5
dragon94331

"skoro tyle tam zmarło" - czyli ilu?

ocenił(a) film na 7
Jaho63

Chodzi o film czy w na prawdziwym zesłaniu ?

ocenił(a) film na 5
dragon94331

No, chyba film? Skoro extra-24 pisał, że film zakłamany, bo pokazywał niemal klawe życie, a Ty odpowiedziałeś, że nie takie klawe skoro tam tylu zmarło. Zapytałem ilu, bo być może coś mi w filmie umknęło?

ocenił(a) film na 7
Jaho63

Przecież na polu było pełno krzyży poza obozem

ocenił(a) film na 4
extra_24

Zesłańcy nie mieli tak żle jak ci w łagrach,na dowód spójrzcie ile na Syberii polskich nazw, odkrywców itd.MIeli możliwość poruszania się,bez prawa powrotu do kraju/Beniowski/bo byli jedynie odseperowani od walki rewolucyjnej,wywrotowej-można powiedzieć więźniowie polityczni.Ci w łagrach byli więźniami kryminalnymi,więc inny reżym,inne traktowanie.To tak z grubsza...

ocenił(a) film na 1
jacpod

film to stek bzdur i kłamstw.

Siostra mojej babci była wywieziona na Syberię, była na filmie i wyszła zażenowana :/

mam w posiadani ponad 50 stron wspomnień całkowicie sprzecznych z filmem, który jest adaptacją książki Zbigniewa Domino, który był w czasach stalinowskich prokuratorem wojskowym...który po powrocie z Sybiru wydawał wyroki smierci na Żołnierzy Niezłomnych

ocenił(a) film na 4
agusiozaurus

"Żołnierze Niezłomni"?Dla wielu pospolici przestępcy,dziś czczeni bo mordowali przedstawicieli Władzy Ludowej.Przegrali,zostali osądzeni i tyle.Dziś inni są pod pręgierzem,bo historia kołem się toczy...Jak rozróżnisz zesłańców od tych z łagrów - zrozumiesz...

ocenił(a) film na 1
jacpod

Ten kto mówi, że zesłańcy nie mieli tak źle zna chyba historię tylko z takich filmów - poczytaj książki to zrozumiesz.

ocenił(a) film na 4
agusiozaurus

Ja z Tobą poważnie,a Ty się wygłupiasz.Jestem historykiem z wykształcenia....

ocenił(a) film na 1
jacpod

dwie poprzednie wiadomości nie wskazywały na bycie historykiem. Szczególnie relatywizm w ocenie KGB, ale może teraz tego uczą…

Przepraszam, ale każdy może tu napisać, że jest historykiem – w dobie Internetu weryfikowany jesteś jako na podstawie merytoryki swoich wypowiedzi, a nie pustosłowia i wycieczek osobistych.

Głównym zarzutem wobec filmu jest oparcie fabuły przez reżysera na wspomnieniach oficera KGB, podczas gdy było tysiące anonimowych bohaterów powracających z Syberii bez kolaborowania z ZSRR.

Zauważ, że każdy kto nie ma pojęcia na temat warunków zsyłki do ZSRR teraz NA PODSTAWIE FILMU pomyśli:
1. Zsyłka to taka przymusowa wycieczka koleją transsyberyjską dla polskich chłopów.
2. Rosjanie uprzejmie pomagali i uśmiechając się podawali rękę przy wsiadaniu do pociągu. Na miejscu baraki niby strzeżone, a brygadzista trochę surowy, ale przecież taki ma obowiązek no i ma osobistą urazę do Polaków, więc jego nienawiść do Polaków jest w pełni uzasadniona. Obóz na filmie sprawia wręcz wrażenie wyjazdu integracyjnego (!) pełnego romansów.
3. Polacy niby głodni, ale wyglądają zawsze czysto i schludnie, dobrze i ciepło ubrani zimą, latem białe koszule z kołnierzykami. Polki pełne na buziach, ładna cera, włosy jak od fryzjera i świeżo umyte. Jedzenie we wspólnej stołówce.
4. Baraki przestronne, dobrze ogrzewane, do spania sporo miejsca i pod ciepłym futrem

…a wiesz jak było NAPRAWDĘ?
Dokładnie na odwrót.

ocenił(a) film na 1
agusiozaurus

1. WYBUCH WOJNY
Całymi dniami jechaliśmy chłopskimi furmankami na wschód, noga za nogą, po zatłoczonej uciekinierami drodze. Od czasu do czasu pojawiały się samoloty niemieckie. Czasem przelatywały, czasem zniżały się do lotu koszącego i strzelały do nas z karabinów maszynowych. Jak tylko pojawiały się nad horyzontem, pochód się zatrzymywał i wszyscy chowali się do rowów czy w krzaki. Nie było to łatwe, bo wzdłuż drogi leżały trupy koni i ludzi.

2. WYWÓZKA -
Przyszli po nas o 3-ciej w nocy 29 czerwca 1940 r. Mieli na głowach szpiczaste czapki, a w rękach karabiny zakończone bagnetami. Popędzali, by się szybko pakować. Mówili, że pojedziemy do Niemiec, do swojego domu. Zabraliśmy dwie walizki ubrań i dwie kołdry. (…) Jeden z pilnujących Mamusię przy pakowaniu pokazał Jej na ścianie mały obrazek Matki Boskiej i cicho powiedział: „Weź to ze sobą”.

W połowie wysokości wagonów po obu stronach drzwi, zrobione były z desek podesty, by ludzi można było upychać piętrowo. Na tak utworzonym parterze i piętrze było nisko, można tam było tylko leżeć lub siedzieć. Stać można było tylko między drzwiami w środkowej części wagonu. Drzwi otwierane były tylko z jednej strony trans¬portu, koło drugich drzwi, w środku wagonu zrobiona była okrągła dziura w podłodze, która w czasie podróży pełniła rolę ubikacji, oczywiście nie było koło niej żadnych osłon. (…) jedynym źródłem powietrza były cztery małe okienka u góry wagonu.

Kiedy przyszła nasza kolej załadunku, naczelnik trzymający listy ludzi przeczytał głośno: „Inżynier!” i zaraz powiedział: „No to wybierzemy specjalny wagon”, i kazał wsia¬dać do wagonu pełnego prymitywnego, rozjazgotanego, brudnego i strasznie zawszo¬nego żydostwa. (…) niewiele było polskiej i żydowskiej inteligencji. Cały transport, uzupełniony we Lwowie, liczył 2000 osób.

Trzy nasze rodziny [13 osob] zajęły jeden podest i to było szczęście, że nie znaleźliśmy się na dole. Nie było tam tyle miejsca, by się wszyscy na raz mogli położyć. Dorośli spali na zmianę.

Podróż tym transportem trwała trzy tygodnie do 20 lipca i była jednym wielkim pasmem udręki.
Od samego początku masowo obłaziły nas wszy, i odzieżowe i do głów. O myciu nie było mowy. Raz na dobę otwierano wagon i dawano nam jedzenie: chleb, kaszę bez omasty, zupę z czerwonej, solonej ryby garbuszy (strasznie słoną) i kipiatok (wrzątek), którego nie można było nabrać na zapas, bo nie mieliśmy naczyń. Po takim wikcie cały wagon miał rozstrój żołądka, więc koło dziury w podłodze odbywały się straszne sceny — wciąż tam był tłok i ludzie zwyczajnie nie zdążali. Kiedy tylko drzwi wagonu się otwo¬rzyły, mimo gwałtownych protestów konwojentów, wszyscy wyskakiwali z wagonu i kucali wzdłuż pociągu. Bardzo uciążliwe było ustawiczne pragnienie. Bywało, że nasz pociąg stał odstawiony na bocznicę naprzeciwko transportu bydła, któremu roznoszono w wiadrach wodę. Nasi konwojenci ustawieni wzdłuż pociągu bardzo pilnowali, żeby nam nikt przez okno nie podał wody, chociaż ze wszystkich okien zwisały sznurki i słychać było rozpacz¬li¬we wołanie: „Wody!”. A pogoda była cały czas słoneczna, upalna, wagony były rozpalo-ne, można się było udusić z gorąca, straszliwego zaduchu i smrodu.
Ludzie w tych warunków nie wytrzymywali i po drodze umierali. Trupy konwojenci usuwali z wagonów i pozostawiali na peronie, a transport jechał dalej.
Kiedy przejeżdżaliśmy przez Ukrainę, kiedyś kraj pszeniczny, mlekiem i miodem pły¬nący — teraz próbowały podejść do naszego transportu obdarte dzieci, proszące o chleb

3. MIEJSCE ZSYŁKI - KORSZUNÓWKA
Znaleźliśmy się tu 13 sierpnia 1940 r. Cztery baraki dla robotników pracujących przy wyrębie tajgi, czyli dla nas, dom ze sklepikiem, piekarnia i kilka rodzin rosyjskich obsługi w małych domkach. Najbliższa wieś Pronicha, w której była poczta, leżała 9 km od nas.
Rosjanie traktowali nas jak karnych zesłańców, którzy nigdy do siebie nie wrócą.

Do Korszunówki trafiło z naszego transportu ok. 200 osób, byli to przeważnie Żydzi. Baraki były przepełnione. W każdym baraku wprost z dworu wchodziło się do korytarza, z którego prowadziły drzwi do wszystkich pokoi, oddzielonych od siebie przepierzeniem z desek, nie sięgającym sufitu. Na środku korytarza stał żelazny piec-kuchenka, na którym się gotowało i który miał ogrzać cały barak. Piec zaraz po wygaśnięciu ognia stawał się zimny, więc przy mrozach trzeba w nim było palić praktycznie całą dobę.

Cały barak był strasznie zapluskwiony, zjadały więc nas teraz nie tylko wszy, ale i pluskwy.

Nasz pokój miał powierzchnię 9 m2 i mieszkaliśmy w nim z Monseuami, czyli w 9 osób. Spaliśmy stłoczeni na czterech pryczach, przylegających do siebie, zbitych z nieheblowa¬nych desek, w nogach których był wąski pas wolnej podłogi, na końcu którego pod oknem stał mały stolik. Nie było sienników ani materacy. Na deskach kładliśmy koc i nakrywa¬liśmy się kołdrami. Prycze zajmowały całą długość pokoju i były tak wąskie, że wszyscy musieli leżeć na nich na tym samym boku. Jeżeli ktoś musiał przewrócić się na drugi bok (było okropnie twardo), wszyscy musieli zrobić to samo. Na położenie się na wznak nie było miejsca.
Okno było pojedyncze i w czasie zimy, mimo ciągłego zdrapywania szronu, zarosło lodem równo z parapetem, więc do pokoju wpadało niewiele światła dziennego. Sufit w pokoju też był pokryty szronem, który po ustąpieniu mrozu topił się i kapał.

Dzieci nie miały gdzie się podziać i praktycznie całą zimę przesiedziały na pryczach.

Drzewo na opał — a szło go bardzo dużo — panowie musieli sami w lesie ściąć, dostarczyć pod barak, popiłować i porąbać. Mogli to robić tylko w niedziele i dobrze było, jak udało się wyprosić konia do zwózki.
Jako oświetlenie służyły świece, ale trzeba je było oszczędzać, bo były drogie, zapałki również.

Ojciec zaczął pracować jako lesorub (drwal) 24 sierpnia — innej pracy nie było. Zarobki Ojca nie zawsze wystarczały na kupno przydziałowego chleba. Początkowo był na przydział cukier (1 kg na miesiąc) i masło to¬pio¬ne (0,5 kg na miesiąc) tylko dla pracujących, oraz mąka (1 kg na miesiąc). Raz poja¬wiły się kartofle, raz kapusta i marchew. Później zniknęła mąka i kasza, pojawiło się mięso, ale było za drogie.

W sklepie też trzeba było kupić odzież roboczą dla Ojca (briuki — watowane spod¬nie, kufajkę — watowaną kurtkę, kożuch, czapkę, rękawice, iczagi — skórzane buty z miękkiej skóry z cholewami, walenki — filcowe buty z cholewami). Mama też dostała kożuch, bo musiała wychodzić po drewno i wodę.

Nie było żadnych garnków, natomiast były w sklepie metalowe nocniki — wszyscy więc gotowali w nocnikach. Ojciec pisał, że przeciętny jego zarobek wynosi 150 rb, na przydział dla pracującego wydaje się na chleb ~180 rb, na inne produkty 120 rb i z tego w cztery osoby nie daje się wyżyć.

Początkowo po przyjeździe zbieraliśmy się co niedzielę na wspólną modlitwę, prędko jednak zostało to zabronione jako szerzenie propagandy religijnej. (…) była wspólna Wigilia i ogólne kolędo¬wanie (razem z Żydami), też „Jeszcze Polska nie zginęła” i „Nie rzucim ziemi…”. Zwabionych tym śpiewem weszło do baraku dwóch Rosjan, ale nie protestowali, patrzyli na choinkę i zdjąwszy czapki w milczeniu i jakby z zazdrością słuchali kolęd.

4. WYPUSZCZENIE Z OBOZU – BODAJBO
W mieście znaleźliśmy się bez środków do życia. Ojciec wynajął pokój u Rosjanki. By mieć pieniądze na początek sprzedał swój i Mamusi pierścionek.

W wielu domach w narożniku pokoju były ikony, ukryte pod portretem Stalina. Wszystkie cerkwie były zamienione na magazyny zboża lub kina. W mieście były licznie porozwieszane głośniki uliczne, nadające komunikaty z frontu. Kiedy w ZSRR został zmieniony hymn państwowy, nadawali go w kółko by ludność nauczyła się nowych słów i nowej melodii.

W marcu 1943 wszystkich dorosłych obywateli polskich sprowadzili na NKWD i tam stawiali przed wyborem: przyjmujesz sowieckie obywatelstwo — wracasz wolny, odma¬wiasz zrzeczenia się polskiego — idziesz do więzienia.
I tak oboje Rodzice znaleźli się w więzieniu. Ojca złapali na ulicy jako jednego z pierwszych, po Mamusię przyszli do domu.

Zostałam sama z Wojtkiem — miałam wtedy 11 lat i 8 miesięcy, Wojtek właśnie skończył 7 lat. Parę razy przychodził po mnie do domu enkawudzista i pod bagnetem prowadził mnie przez całe miasto do budynku NKWD. Tam pod strażą w ponurym korytarzu czekałam do późnych godzin nocnych, po czym strażnik prowadził mnie przez długie, prawie ciemne korytarze, które miały jeszcze co jakiś czas po parę schodków to w górę, to w dół, na których, wobec słabej widoczności początkowo przewracałam się — później już uważałam. Wprowadzał mnie do gabinetu naczelnika NKWD Zimina. Twarzy tego człowieka nigdy nie widziałam, bo siedział za biurkiem, a ja stałam przed nim z puszczonym w oczy reflektorem. Miałam odpowiadać na różne pytania, których dokład¬nie już nie pamiętam. Byłam ogłupiała z wyczerpania, głodu, pragnienia i ze strachu. Kiedy nie odpowiadałam dostatecznie szybko, bo albo nie wiedziałam co mam odpowie¬dzieć, by nie zaszkodzić Rodzicom, albo miałam trudności językowe — strażnik dźgał mnie bagnetem w plecy mówiąc: „Nu dawaj, skorieje otwieczaj” (no, szybciej odpowiadaj).
Wracałam do domu w nocy sama całkiem wykończona. Wojtek w tym czasie siedział w pokoju, zamknięty przeze mnie na klucz. Przypuszczalnie chodziło o to, by zmaltreto¬wane dziecko uprosiło Rodziców o wzięcie sowieckiego paszportu.

Ale nie ze mną takie numery. Miałam głowę nabitą patriotycznymi ideami i głębokie przekonanie, że zachowanie polskiego obywatelstwa jest naszym świętym obowiązkiem. Hasło „Bóg, honor, ojczyzna” nie było dla mnie patetycznym pustosłowiem, ale miało głęboką treść, którą czułam całą swoją istotą. Nasłuchałam się od Ojca wielu opowieści o niedoli czasów zaborów, o walce o polskość, język polski, polską tradycję i o wszystkich ruchach wolnościowych i wszystko to zapadło we mnie głęboko.
Sytuacja moja stała się rozpaczliwa. W domu jedzenie się kończyło, a wiedziałam, że muszę też zanosić coś, by dokarmiać Rodziców w więzieniu. Zaczęłam szukać po śmiet¬nikach, ale jedyny śmietnik, na którym udawało mi się, choć nie zawsze, zdobyć łupiny kartofli, czy liście kapusty był przy „Lenzołototreście”. Gotowałam z tego zupę. Na innych śmietnikach nie było nic do jedzenia.

Ojciec został skazany na 2 lata. Przed rozprawą Ojciec poprosił o adwokata, co wywołało ogólne zdziwienie i konsternację. W końcu przysłali Mu kobiecinę, która z płaczem prosiła, by zrezygnował z obrońcy, bo to jest proces polityczny, a ona ma dzieci na utrzy¬maniu. Jeżeli będzie go uczciwie bronić, to straci pracę i narazi się na represje.

Mama sprzedała obrączki.

Rano szłyśmy do pracy, a po pracy do późnej nocy robiłyśmy swetry. Przy tej robocie z głodu Mamusia jadła cały czas sól, a ja wypijałam duże ilości wody.

(…) od powrotu Mamusi z więzienia, chodziłam na bazar i sprzedawałam nasz chleb kartkowy. Za otrzymane zań pieniądze kupowałam owies kradziony przez Rosjan od koni. Ten owies mieliłyśmy na domowego wyrobu żarnach, też kupionych na bazarze, i gotowałyśmy na wodzie kłującą papkę. Tej papki było na objętość znacznie więcej niż kawałek sprzedanego chleba.
Całe nasze ciało w coraz to nowych miejscach pokrywały ropiejące wrzody i czyraki. Każdy dzień był nieustającą walką o przeżycie, by było co zjeść, by całkiem nie opaść z sił. Głód doskwierał stale, budził w nocy. Chodziłyśmy obdarte w ciągle łatanych ubra¬niach, ja wszystko miałam za małe i nie chroniło mnie od mrozu.

Wszyscy obywatele polscy zostali uwolnieni w styczniu 1944 r. Ojciec słabo trzymał się na nogach, prowadzili go podtrzymując by nie upadł, współtowarzysze niedoli.

W swoich listach z więzienia Ojciec oszczędził nam drastycznych szczegółów, opowiadał o nich dopiero po powrocie. Do pracy więźniowie byli najczęściej pędzeni wiele kilometrów przez las, nieza¬leżnie od tego, jak duży był mróz. Na początku zimy strumienie górskie nie były całkiem zamarznięte, a przechodziło się przez nie w bród, buty więc przemakały i później onuce przymarzały do nóg. Po powrocie do zony Ojciec zdejmował te onuce często z kawałkami ciała. Przepuklina była już na tyle duża, że podczas marszu Ojciec musiał wypadające boleśnie kiszki podtrzymywać obu rękami, a przy robocie wciąż wpychał je na miejsce. Rosjanie strasznie kradli jedzenie. Bywało też, że taki dopadał Ojca schowanego gdzieś w kącie z kawałkiem chleba, przykładał mu nóż do gardła i pod groźbą zabójstwa odbierał drogocenny chleb.

Ojciec upadł w drodze powrotnej z pracy i już nie miał siły się podnieść. Koledzy go podnieśli i dowlekli do zony, gdzie trafił do stacjonaru jako tzw. dochodjaga (umierający z wyczer¬pania). A z dłoni pewnego dnia zaczęły wychodzić jakieś sznurki i Ojciec sobie je po prostu powyciągał. Okazało się, że były to ścięgna z serdecznego palca i później, po wygojeniu się dłoni, palec ten został sztywny i trwale zgięty tak, że opuszkiem przylegał do wnętrza dłoni. Po powrocie do kraju został on amputowany.
Czyraki i ropiejące wrzody wciąż w licznych miejscach pokrywały nasze ciała. Jedne się goiły, drugie tworzyły. Ojciec musiał mnie i Mamusi obciąć włosy przy samej skórze, bo skóra na całej głowie była pokryta ropiejącymi strupami. O zachowaniu czystości nie było mowy, bo nie było mydła.

Mamusia przyniosła z więzienia świerzb i wszystkich nas zaraziła. Mamusia tego świerzbu omal nie przypłaciła życiem. Rozdrapała sobie skórę na plecach i z brudu dostała tak rozległe zakażenie, że musiała pójść do szpitala. Mamusia przeszła ciężką operację na żywo, bez żadnego znieczulenia, w czasie której wycięli jej ciało z ¾ powierzchni pleców.

Zapamiętałam z tego okresu, że w czasie pobytu Mamusi w szpitalu zrobiłam duże pranie — jeszcze mieliśmy już mocno podartą bieliznę pościelową; musiałam nanosić z rzeki dużo wody. Jak po tej robocie wieczór położyłam się do łóżka, zasnęłam natych¬miast i spałam bez przerwy i żadnego ruchu prawie dwie doby. Ojciec był przerażony, obserwował czy ja jeszcze oddycham, bał się, że już się nie obudzę.

ocenił(a) film na 4
agusiozaurus

Nigdzie nie napisałem, że piszę o filmie.Pisałem o różnicy między zesłańcem a łagiernikiem.Zesłańcem był Mickiewicz,Dybowski,Beniowski i inni.Z łagrów też udawło się wrócić do domu.Surowe warunki bytowe mieli na Syberii wszyscy.Takie czasy...Jeszcze dziś niewiele się różnią.Niedostatku aprowizacji doświadczali wszyscy,a jak to w życiu jedni byli bardziej,inni mniej zaradni.Ty piszesz o filmie,przepuszczając go przez pryzmat doświadczeń własnej rodziny.Ja nie wnikam w film,tłumaczę różnice i tyle...