PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=657447}

Syreny - legenda czy prawda

Mermaids: The Body Found
6,3 368
ocen
6,3 10 1 368
Syreny legenda czy prawda
powrót do forum filmu Syreny - legenda czy prawda

Nie oglądałam, ale sama dyskusja obudziła we mnie ponownie pytania, które długo siedzą w mojej
głowie. Jeżeli da się zrobić przekonywujący paradokument, skąd mamy pewność, że to co nam
się sprzedaje w podręcznikach, filmach dokumentalnych i popularnonaukowych jest prawdziwe?
Czy stuprocentowa wiara na słowo naukowcom nie jest swojego rodzaju naiwnością? I kto
właściwie jest racjonalny?

Bo uważam, że mamy dosłownie plagę pseudo-racjonalistów, którzy wierzą w coś, co jest
prawdopodobne, bo "naukowcy potwierdzili". Mimo, że nie są w stanie zrozumieć istoty danego
problemu... Ludzie są nadal dla mnie niepojęci...

szklaneskrzydla

Szczerze mówiąc, mnie ten paradokument nie przekonał. Już nawet nie chodzi o kiepski filmik "z telefonu" cuchnący komputerem.
Pokazano syreny w oceanie bodajże milion lat temu. I syreny żyjące obecnie. Żadnych zmian w budowie ciała. Milion lat temu żył moze jeszcze Homo habilis, a na pewno Homo erectus. Porównajcie ich budowę i budowę H.sapiens.

ocenił(a) film na 8
rakrzes

Film wg mnie ciekawy, ale obecność marynarki USiA przy każdym "wylęgu" waleni na plaży jest zastanawiające. Może faktycznie chodzi o pracę nad bronią soniczną, ale może faktycznie chodzi o coś więcej... Tak czy siak zwykli ludzie nigdy się tego nie dowiedzą, nie ważne jak głęboko by kopali. Strefa 51, Roswell - powstało wiele mitów i filmów, a prawdy i tak się nie dowiemy. To samo tyczy się Syren. Zawsze ktoś coś widzi, ktoś coś słyszy, ale potwierdzić w 100 % czy zaprzeczyć nie potrafią.

rakrzes

Widzisz, ale to wcale nie jest niemożliwe. Ewolucja nie jest nadrzędnym imperatywem, który nakazuje organizmowi zmieniać się za wszelką cenę. Istnieją na świecie gatunki, które prawie wcale nie zmieniły się od milionów lat i dlatego nazywa się je żywymi skamielinami. Ewolucja przez dobór naturalny jest rodzajem sprzężenia zwrotnego pomiędzy środowiskiem i populacją. Jeśli zmieniają się warunki otoczenia, zmienia się "schemat" przeżywalności poszczególnych osobników, noszących poszczególne geny. Jeśli jednak środowisko się nie zmienia, to ze strony doboru naturalnego nie będzie wielkiej presji w konkretnym kierunku i zmiany będą niewielkie.

Inną sprawą jest już to, że te syreny w tym dokumencie wyglądały dość naiwnie. Twórcom filmu przyświecała chyba myśl, żeby uczynić je raczej maksymalnie ludzkimi niż realistycznymi pod względem biologicznym.

szklaneskrzydla

Nie odczytaj proszę tego co powiem za obelgę, ale z tego co widzę jesteś kolejną ofiarą polskiego systemu edukacji. Spotykam się z tym na każdym kroku - od dzieciaków z podstawówki po studentów wyższych uczelni. Każe się ludziom uczyć formułek, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby wyjaśnić im co to jest metoda naukowa i na czym polega praca uczonego. Potem efekt jest taki, że facet tuż przed obroną pracy mgr nie widzi różnicy między faktem naukowym, hipotezą i teorią naukową. Nie jest to bynajmniej jakiś abstrakcyjny przykład - sam już kilka takich spotkałem.

Od czego by tu zacząć?

1) Po pierwsze film wcale nie jest przekonujący. Oczywiście, trafią się ludzie, którzy uwierzą we wszystko tylko dlatego, że to coś ma formę newsa albo dokumentu. Pamiętaj jednak, że w 1938 wielu Amerykanów uwierzyło w inwazję Marsjan tylko dlatego, że usłyszeli słynną radiową adaptację "Wojny Światów". Jeśli ktoś ma głowę na karku i trochę elementarnej wiedzy, to zaraz zorientuje się o co chodzi.

2) Debata naukowa nie odbywa się wcale za pośrednictwem podręczników, filmów dokumentalnych i popularnonaukowych. Są one produktem wtórnym, przeznaczonym dla szerokiej publiczności i bardzo często nie są nawet tworzone przez samych naukowców. Uczeni publikują wyniki swoich prac w recenzowanych periodykach branżowych. Jeśli więc chcesz mieć do kogoś pretensje o nierzetelność, to tym kimś powinni być dziennikarze piszący o nauce.A im faktycznie sporo można zarzucić.. Przyznam, że czasami dostaję białej gorączki słysząc tekst "Amerykańscy uczeni odkryli, że...". ;)

3) Nauka wcale nie opiera się na "wierze", autorytecie czy nawet zaufaniu. Wręcz przeciwnie. Fundamentem metody naukowej jest postawa krytyczna. Dobry uczony powinien być krytycznie nastawiony nawet do SWOJEJ WŁASNEJ pracy. Dlaczego? Dla własnego dobra. Jeśli on nie będzie w stanie dostrzec jej słabych stron, to po opublikowaniu książki czy artykułu zrobi to za niego ktoś inny. Tekst jest poddawany krytyce jeszcze przed publikacją. Jest to zadanie recenzentów, którzy sprawdzają czy nie ma w nim błędów merytorycznych, logicznych czy metodologicznych. Gdy uczony opublikuje już swoje wyniki, cała społeczność innych badaczy przystępuje do ich sprawdzania, próbując je potwierdzić lub obalić. Nikt więc nikomu nie wierzy na słowo!

4) Prace naukowe muszą zawierać komplet informacji na temat źródeł wiedzy z których korzystał autor oraz dokładny opis zastosowanej metodologii i aparatury. Jest to wiedza publiczna (z pewnymi wyjątkami, np. niektóre badania prowadzone dla wojska albo przemysłu z oczywistych względów bywają utajniane). po którą każdy może sięgnąć. W każdym większym mieście jest biblioteka akademicka, w której można skorzystać z baz danych albo roczników czasopism z danej dziedziny. Oczywiście, żeby zrozumieć ich treść trzeba posiadać pewną wiedzę, ale proszę - nie róbmy z tego jakiejś wiedzy tajemnej, skrupulatnie skrywanej przed publicznością. Zresztą obecnie zbyt wiele osób studiuje, żeby można było tworzyć takie absurdalne spiski... Poza tym bieżące wyniki najważniejszych badań są w dość przystępny sposób prezentowane w dobrych czasopismach popularnonaukowych, takich jak "Scietiofic American/Świat Nauki".

Jeśli ktoś narzeka, że musi naukowcom wierzyć na słowo, to najwyraźniej za mało wysiłku włożył w samodzielne zrozumienie tematu, choćby w minimalnym stopniu.

Atlantis86

Widać, nie zrozumiałeś o co mi chodziło... Nie narzekam, że "muszę naukowcom wierzyć na słowo" (bo osobiście lubię mieć własne przemyślenia i nikomu w 100% nie wierzę. Przecież dany badacz/naukowiec mógł zrobić coś źle, będąc przekonany, że zastosował dobrą metodę. Przecież można uzyskać zgodne wyniki pomiaru, po czym po jakimś czasie okaże się, że taka osoba jednak była w błędzie, stąd nie wierzę w 100% zaufanie, że "coś jest NA PEWNO takie jak mi powiedzieli i BEZ DYSKUSJI"), bardziej chodziło mi o zjawisko w stylu "jak ktoś twierdzi coś innego, niż się przyjęło, to zazwyczaj ogłasza się go publicznie oszołomem" ... Filmu nie widziałam, więc się nie wypowiem, po prostu sobie gdybałam. A współczesny system edukacji właśnie uczy ludzi tępo wierzyć we wszystko co im się sprzedaje i podpisuje hasłem "jedynej słusznej prawdy" ... Tak, byłam w polskiej szkole i tak, pamiętam jak to było...Jak chociażby z teorią tektoniki płyt - istnienie samej subdukcji jest poddawane w pewną wątpliwość, ale w szkole się o tym nie dowiesz, bo po co masz sobie zaprzątać głowę czymś, co nie jest powszechnie uznawane. Po co masz coś sam przemyśleć.
Nie robię z niczego wiedzy tajemnej, prawda jest taka, że ludzie marnują swój potencjał ograniczając się, a to jest wina takiego, a nie innego systemu nauczania oraz tego, że niestety nasza uwaga zostaje odwrócona od takiego otwartego myślenia. Mam wrażenie, że ludzie wokół gdzieś zapodziali swoją indywidualność i chęć poznania świata... Jak jakieś dziecko ma wewnętrzną ciekawość świata to od razu się to w nim zabija, zwłaszcza jak jest nazbyt kreatywne.
Jak mówiłam filmu nie widziałam, zaciekawił mnie jedynie fenomen tego, dlaczego ludzie wierzą w różne rzeczy (Bo tak serio, to jeśli nie jesteś w stanie czegoś zrozumieć, to wtedy mamy wiarę. Większość ludzi WIERZY naukowcom. Amen.)

szklaneskrzydla

Ok, teraz już widzę, że nie masz zielonego pojęcia na temat metody naukowej. Tak jak mówiłem - kolejna ofiara polskiego systemu edukacji. ;) Nauka nie polega wcale na "wierzeniu w to, co się przyjęło" i odrzucaniu wszelkich nowinek. Naukowcy pokładają wiarę (mam tutaj na myśli ograniczone zaufanie, a nie "wiarę" rozumianą jako religijny fundamentalizm) w określonych teoriach dlatego, że raz od kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat raz za razem przechodzą one proces weryfikacji, a nikomu przez ten czas nie udało się ich sfalsyfikować (obalić). Jednocześnie nowa hipoteza, nie poparta mocnymi przesłankami, będzie traktowana z wielką podejrzliwością. Jeśli uważasz to za wadę metody naukowej, pomyśl jeszcze raz. To ogromna zaleta - mechanizm korekcji błędów. Prawda będzie w stanie obronić się sama, gdy tylko tylko więcej dowodów ujrzy światło dzienne. Natomiast skutki rozluźnienia kontroli i dopuszczenia błędnej teorii mogą być katastrofalne, ze względu na skierowanie przyszłych poszukiwań w zupełnie błędnym kierunku.
Oczywiście każdy hochsztapler będzie narzekał na "konserwatyzm" uczonych, którzy nie chcą zaakceptować jego "rewolucyjnych" odkryć. Będzie narzekał na naukowy "beton", ciągle porównując się do Plancka albo Einsteina, zupełnie zapominając o tym, że oni dowiedli prawdziwości swoich tez właśnie dzięki normalnej procedurze naukowego dyskursu. Jeśli ktoś żąda dla siebie drogi na skróty, to z prawie 100% pewnością można stwierdzić, że jego hipoteza jest do kitu. ;)

Co do ogłaszania kogoś oszołomem, to mylisz przyczyny. W zdecydowanej większości przypadków samozwańczy "geniusze" zasługują sobie na ten status nie dlatego, że wystąpili przeciwko przyjętym zasadom. Jak już mówiłem - w nauce robi się to cały czas. Odpowiednim forum do krytyki obowiązujących teorii są fachowe periodyki, konferencje naukowe itp. Musisz jednak zapracować sobie na prawo zabierania głosu w takich miejscach. Musisz zdobyć gruntowną wiedzę na temat teorii, którą krytykujesz. Nie chodzi tutaj o wiedzę na poziomie licealnego podręcznika albo artykułu w "Wiedzy i Życiu". Konieczne jest zgłębienie tematu na poziomie akademickim, dopiero wtedy będziesz w stanie włączyć się w dyskurs. Hochsztaplerzy zwykle nie mają na to ochoty, więc idą ze swoimi "genialnymi" odkryciami do mass mediów, licząc na łatwe zyskanie rozgłosu. Gdy już im się to uda, zaczynają pleść o spiskujących uczonych, którzy nie chcą uznać ich "teorii"..

Co do teorii tektoniki płyt, to mam wrażenie, że coś mieszasz. Mogę prosić o jakieś bliższe szczegóły? Mam jednak wrażenie, że wiem o chodzi. To prawdopodobnie taka sama sytuacja, jak w przypadku teorii ewolucji. Kreacjoniści też na każdym kroku lubią podkreślać, że wśród uczonych ma miejsce spór co do ewolucji. Sugerują, że spór dotyczy tego, czy ewolucja zachodzi czy też nie. Żadnego takiego sporu tak naprawdę nie ma! Istnieje debata (a właściwie wiele równoległych debat) co do mechanizmów występujących WEWNĄTRZ procesu ewolucji. Nie ma w tym nic dziwnego - nauka jest końcu "żywym" procesem, postępującym wraz z nieustanną akumulacją nowych informacji i weryfikacją starych. Gdyby ten proces był zakończony, nie miałoby wielkiego sensu zajmowanie się biologią ewolucyjną. Zapewne podobna sytuacja ma miejsce w przypadku tektoniki płyt.

Szkoła oczywiście powinna uczyć o metodzie naukowej, ale nie popadajmy w sprzeczności. NIE DA SIĘ przedstawić młodzieży w wieku 6-15 lat wszystkich niuansów związanych z postępem w każdej dziedzinie. Zawsze będzie to jakiś uogólniony wycinek, którego fragmenty mogą się zdezaktualizować w momencie wydania podręcznika. Jednak od czegoś trzeba zacząć.

Musisz zrozumieć jedno. Nawet jeśli większość ludzi "wierzy" naukowcom, to nie jest to wiara w rozumieniu religijnym. Religijna wiara jest niezależna od dowodów i doświadczenia. Ba! Przywódcy religijni często domagają się wiary wbrew doświadczeniu. Nauka zasłużyła sobie na zaufanie tym, że działa. Leki faktycznie leczą, samoloty faktycznie latają, samochody faktycznie jeżdżą, Internet umożliwia niemal natychmiastową komunikację na olbrzymich dystansach.

I najważniejsza uwaga. Swoje pretensje kierujesz do nieodpowiednich ludzi. Masz pretensje do naukowców, którzy jakoby wymagali od Ciebie pełnej akceptacji i wiary w głoszone teorie. Tak nie jest - wewnątrz samych uczonych trwa nieustanny proces (re)weryfikacji przez krytykę. Ludzie do których powinnaś mieć pretensje to autorzy podręczników i dziennikarze naukowi. Większość z nich w życiu nie prowadziła żadnych badań.

Atlantis86

Twój post po raz wtóry mi udowadnia, że nie usiłujesz chociażby zrozumieć o co mi chodzi. Nie winię i nie mam pretensji do naukowców. Nie neguję ich pracy, zresztą nie widzę też sensu negować pracy osób, które na pewno są w tym środowisku niedocenione, każda epoka ma taki przypadek...Winię nauczycieli, system edukacji jak i strukturę współczesnego świata. Problem w tym, że pokolenia naukowców niestety wyrastają na tym sposobie myślenia, na zamykaniu się na to co "niedyskutowalne", a jak masz swoje własne, nietypowe przemyślenia to od razu jesteś "dziwny". A sama kwestia wiary przeciętnego Kowalskiego w to co sprzedaje mu się w szkole- nigdy nie powiedziałam, że mam na myśli wiarę religijną, chociaż w aspekcie świeckim to i tak jeden pieron w sumie...
Zresztą i tak uważam, że jedna, przyjęta za właściwą "metoda naukowa" jednak hamuje potencjalny rozwój postępu, ponieważ "ewolucja" nauk przestaje być wielokierunkowa. Ciekawy może być przypadek japończyków, którzy swoje wybitne osiągnięcia technologiczne moim zdaniem zawdzięczają przede wszytskim temu, że myślą w sposób dla nas "nieszablonowy".

Nauka faktycznie działa: samoloty latają itp... Tylko Ty mówisz tu bardziej o wynalazkach... jak to się ma do nauki opisującej elementy środowiska, które nie są antropogeniczne? I dlatego uważam, że najpiękniejsze zdanie w dziejach ludzkości to "Wiem, że nic nie wiem."

No, ale nie widzę sensu dyskusji, bo dla Pana zapewne będę dalej nieszczęsną, bezmyślną i zagubioną ofiarą polskiego systemu edukacji, która niedaj Bóg ma swoje przemyślenia ... Najlepiej pójdę się powiesić... Jak coś rozmowy nie było, zapomniałam już jaka to głupota rozmawiać z kimkolwiek na ten temat. :P Szkoda czasu, a mam swoje zmartwienia. Miłego dnia życzę ;)

szklaneskrzydla

Nie dziwi mnie, że Atlantis86 wątku już niż kontynuuje. Nie wiem jak można prościej niż on wytłumaczyć i tym samym nie wiem jak można tego nie zrozumieć. Zgadzam się z Panią w jednym, szkoła prawdopodobnie nie wypełniła w Pani przypadku swojego podstawowego zadania. Chyba że inna instytucja jej na to nie pozwoliła? Spokojnie, to tylko hipoteza.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones