Z tym, że tu zamiast zatłoczonego miasta, mamy odcięty od świata wielki dom w lesie i nastolatków na wycieczce. Wyjątkowo wszędobylski zabójca bardziej żenuje niż straszy (te jego teksty, te jego miny!), za to sam film wręcz obfituje w fałszywe "jump-scares", które wspomaga klimatyczna, aczkolwiek bardzo monotonna muzyka. Całość wydaje się na w pół amatorską pozycją. Scenariusz jest tani i naiwny. Właściwie brak tu scen gore i ogólnie nie jest to film zbyt krwawy. Aha - żadnej nagości też tu nie ma. W odróżnieniu od żywego trupa z "Maniac Cop", tu gliniarz jest zwykłym psycholem (a do tego satanistą, ha!), który uciekł z wariatkowa i którego przyjęli do policji (sic!).