Po licznych komentarzach można by było się spodziewać, że "Szklana pułapka 5" jest naprawdę złym filmem. Błąd - ona jest gorsza. Zaczynamy od zamachu w Rosji, którego dopuszcza się nie kto inny, jak synalek Johna, za co zostaje zresztą zamknięty w więzieniu. Dowiedziawszy się o tym, McClane jedzie do stolicy leninowego raju, by latorośl ratować.
Tyle słowem wprowadzenia, bowiem zawiązanie akcji nie przekracza tu dziesięciu minut. Dalej jest już po prostu głośno i bezsensownie. Już na początku dostajemy wielką rozpierduchę i absurdalny, ciągnący się w nieskończoność, pościg po ulicach Moskwy, w trakcie którego pojazdy wszelakie są miażdżone, wysadzane w powietrze, wystrzeliwane w powietrze (tak, zgadza sie - wystrzeliwane) i Bóg wie, co jeszcze. W przerwach między tego typu atrakcjami dostajemy jeszcze żałosne pogaduszki o miłości ojca do syna i vice versa oraz drętwe grepsy, wygłaszane przez Willisa ("Jestem na wakacjach", "Jestem na pieprz*nych wakacjach" i jeszcze "Jestem na wakacjach!"). Wygląda to wszystko razem zupełnie tak, jakby twórcy postanowili udowodnić, że po kiepskiej "czwórce" są w stanie nakręcić coś, co bardziej pogrąży serię. Cóż, udało im się. Ich wyobrażenia o współczesnej Rosji są doprawdy komiczne - normą w tym kraju jest na przykład to, że budynki pospolite, obiekty przypominające Pałac Kultury, a nawet gmachy sądowe, sa równane z ziemią i kompletnie nikt nie zwraca na to uwagi. To dopiero "kowbojski" kraj! Nowy Jork, hometown of John McClane to przy tym nudna, prowincjonalna mieścina, w której nie ma nic do roboty. Kiedy bohaterowie opuszczają z kolei Moskwę, robi się jeszcze bardziej niedorzecznie (autor scenariusza posiada własną teorię odnośnie Czarnobyla - można spaść z fotela). Nie obiecywałem sobie nic dobrego po filmie wyreżyserowanym przez kogoś takiego, jak John Moore, ale efekt finalny w wielu miejscach przechodzi najśmielsze oczekiwania. "A Good Day to Die Hard" to bezmyślny bubel, któremu nie pomaga nawet upokarzający się tutaj Bruce Willis. W zasadzie najlepsze z całego filmu okazały się być napisy końcowe, bo w tle leci nowy kawałek Stonesów ze składanki "GRRR!", o wiele mówiącym tytule "Doom & Gloom".