Jak wyglądałby Superman od Tima Burtona, z Nicolasem Cage'em w roli tytułowej? Cóż, z pewnością każdy fan komiksów i co drugi kinoman kiedyś się nad tym zastanawiał. Sam pamiętam, jak świat obiegła wieść o tym, że taki oto projekt jest w fazie planowania. Moja pierwsza myśl pokrywała się z konsternacją większości ludzi: "co? Cage jako Superman? nie ma mowy!". Nie to, żebym nie lubił gościa, ale... sami rozumiecie, naprawdę ciężko sobie to wyobrazić. "The Death of Superman Lives" pomaga nieco ośmielić umysł, pomarzyć jaki mógłby być efekt starań reżysera "Soku z żuka". Osobiście, mam wrażenie, że nawet gdyby finalny produkt okazał się porażką, to i tak byłby ciekawszym, bardziej stymulującym filmem niż całkowicie chybiony remake "Planety małp". Cóż, o tym nigdy się nie przekonamy, niemniej z dokumentu jasno wynika, że podejście Burtona do tematu było zgoła nieortodoksyjne i mógł on mocno namieszać w ówczesnym mikroświecie kinowych ekranizacji komiksów. Ciekawostek tutaj sporo, choćby ta, że głównym kandydatem do roli Luthora już wówczas był Kevin Spacey, a w Brainiaca wcielić miał się... Christopher Walken. Z reguły nie znoszę "gdybania", ale w tym przypadku warto zrobić wyjątek...