Jak widać nie tylko współczesne horrory z "Hostelem" na czele obrały sobie wschodnią Europę za naczelną dziką krainę. Przedstawiona w filmie Gudavia to malutki kraj, którego nie ma nawet na mapie. Policjanci wyglądają jak górnicy w czasie Barbórki, po zmroku brak świateł, łączność telegraficzna ze światem zewnętrznym nie istnieje, a na ulicach nie ma nawet samochodów. Miejscowa ludność żyje w strachu przed nie aż tak szalonym doktorem (wykorzystującym promienie gamma do wpływania na młode mózgi, by ukształtować ludzi na geniuszy bądź imbecyli), a sytuację będą mogli uratować jedynie przyjezdni - Amerykanin i Brytyjczyk. Norma.

Przedstawiona intryga jest pozbawiona napięcia i efektów specjalnych czyniących eksperymenty doktora bardziej złowrogimi. Co najwyżej zobaczymy kilka słabych wybuchów. Oddział bezmózgich sługusów Boronskiego wygląda jak zombie z oryginalnej "Nocy żywych trupów" (podkrążone oczy i pociągła twarz), chociaż trzeba przyznać że są całkiem żwawi. Również schemat przyjezdnych znajdujących się w małej zamkniętej społeczności został marnie wykorzystany. Przygody outsiderów nie są ani ekscytujące, ani specjalnie śmieszne. Wciągające tempo i klimat nie występują.

Jest słabo również pod względem b-klasowości. Nie uświadczymy tutaj głupich dialogów, bardzo złej gry aktorskiej, idiotycznych scen i zwrotów akcji itp.

Dosyć nijaki film.