Raz jeszcze Jim Jarmusch odwołuje się do tradycji kina grozy. Tym razem na celowniku obrał sobię dekonstrukcję filmów o zombie, jednocześnie powracając do swoich korzeni, do czasów anegdotycznych historii pełnych egzystencjalnych przemyśleń, czarnego humoru, osobliwych bohaterów, kawy i papierosów. Brzmi jak wymarzony film. Czy cokolwiek mogłoby pójść nie tak? Przekonacie się o tym z mojej recenzji:
http://bezszyldu.pl/tylko-truposze-przezyja/