Fatalne aktorstwo, kennedy ken, jackie jest jackie bo ma taką fryzurę, costner jest jakimś
śmiesznym ochroniarzem. Tragiczne zdjęcia uwypuklające tylko nieszczęsnych, miotających
się po planie aktorów; pomysły w stylu: rzucenie piłką na kanapę w zwolnionym tempie, albo
okularami o blat stołu- kiedy na żadnym aktorze nie robi to wrażenie, wywołują śmiech i
zażenowanie w oglądającym. Wprowadzenie czarno-białych zdjęć nawiązujące do "JFK" i zdjęć
dokumentalnych jest równie nieudane i żałosne. Tragiczne dialogi, pełne ogólnikowych
stwierdzeń, mowy- trawy, w których prezydent USA raz jest zadającym głupawe pytania
uczniakiem, a w innej scenie oburzonym mężem stanu sprowadzają poziom filmu do pastiszu
kina politycznego. Kiepski scenariusz, który gubi napięcie, wprowadzając widza z jednego
gabinetu do drugiego, w którym mówi się takie same ogólniki i ciągle podsumowuje wyjścia
nie zostawiając ani cienia możliwości dla widza na ruszenie głową. Zupełnie nie rozumiem
tych zachwyconych opinii, które mnie zmyliły. Mam wrażenie, że wszyscy są bardziej fanami
kryzysu kubańskiego niż samego filmu.