Przez cały film nie dzieje się dosłownie nic. Czekasz przez cały film na cokolwiek co by skłoniło chociaż do refleksji. Ostatecznie film się kończy w połowie akcji i wychodzisz z kina zastanawiając się "o co w tym filmie właściwie chodzi?" Jedyne co zapamiętałem w tym filmie to robienie z obrządków katolickich drwin. Co reżyser chciał właściwie pokazać w tym filmie? Głupich ludzi ze wsi? Kościół jako majestat obłudy? Bo tak to wyglądało. A może głupią panienkę ze wsi która sama nie wie czego chce? O co w tym filmie właściwie chodzi? Nawet dramatu ludzkiego jakim był wypadek głównego aktora reżyser nie rozwinął. Wszystko po trochu nakręcił i na końcu stwierdził że już film długi to kończymy. Dawno nie widziałem niczego równie żenującego. Nie polecam.