"Tylko nie mów nikomu" to reportaż ze wszech miar pożyteczny, jednak budzi pewien opór. I nie wynika on z podjętego przez autora bolesnego przecież tematu, ale... z jego obecności w tymże filmie.
Film jest dość skrupulatny, niektórzy pedofile są nawet podani z imienia i nazwiska. Duża rzecz.
Moje wątpliwości budzi sam pan Sekielski (jego tusza to "najmniejszy" problem i wyłącznie jego).
Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego w ogóle występuje w tym filmie? Ludzie opowiadają tu straszne rzeczy, to nie czas i miejsce na własny wizerunek. Takt wymagał schować się za kamerą, a nie przed nią występować. A tu jakby tego było mało oglądamy (w zwolnionych ujęciach!) jak pan Sekielski...siada do laptopa! Albo...dzwoni przez telefon! Taki heros!
To jakaś eksplozja ego. I spory nietakt z jego strony. Uważam jego obecnosć w tym filmie za co najmniej niesmaczną.
No i to jego wyłapywanie, jak jego rozmówcy tracą nad sobą kontrolę i zaczynają kląć. Etyka zawodowa wymagałaby, żeby takie sceny wyciąć. Nie pan Sekielski. Takich fajerwerków nie zmarnuje. Cały tvn. Pauperyzacja języka postępuje, a pan Sekielski dzielnie dokłada swoją cegiełkę. Nie stawia go to w najlepszym świetle.
A już zakończenie to zupełna klapa.
Dwie ofiary pedofilli spotykają się w Krakowie na obiedzie i czekają na Dziwisza. Ok. Idą do niego i nie zastają go. Ok. Co więc robią? Idą do niego... po nocy?! Jak jacyś bandyci. Co zrozumiałe nie zostają wpuszczeni..
I to jest zakonczenie?!
Spory zawód.
Pożyteczna rola społeczna, jaką ten film wypełnił, jest bezdyskusyjna, zgoda. Ale jego realizacja pozostawia dużo do życzenia.
Zdecydowanie się nie zgadzam, że Sekielski się promuje. Po pierwsze nie musi, a po drugie był widoczny wtedy, kiedy odgrywał aktywną rolę - zadawał pytania. To normalne w reportażu, że jego twórca w nim występuje: nie musi, ale może. To tak, jak reżyserzy filmów fabularnych występują w jakimś ich fragmencie lub całości. Ponadto autorem przekleństw nie był Sekielski tylko księża lub jacyś inni urzędnicy kościelni. I to oni powinni panować nad językiem - takiego używają, tak zostali nagrani. Tak rozumiejąc etykę dziennikarską należałoby cenzorować wypowiedzi ludzi.
Zgoda, pod warunkiem, że pan Sekielski jest przed kamerą tylko wtedy, gdy zadaje pytania, a tak nie jest (przykład z laptopem).
Przekleństwa w ustach ofiar spowodowane są emocjami, złymi emocjami i normalnie by ich nie użyli. Obowiązkiem reżysera było sceny w emocjach pominąć, a nie je wykorzystać dla efektu, taniego efektu, a to właśnie uczynił.
A ty?
Nie chodzi o to, czy przeklinają w życiu codziennym czy nie. Chodzi o to, czy życzyliby sobie, by pokazywano ich w takim stanie, zwłaszcza, że wcześniej wyraźnie trzymają nerwy na wodzy i nie klną.
Jestem ciekaw, czy pan Sekielski w ogóle zapytał te osoby o to, czy może je takimi pokazać? Zgodzili się na tak wiele, byli tacy odważni, a on jeszcze pokazał, jak rozgoryczeni i bezsilni klną po konfrontacjach. Posunął się za daleko. Ten film tego nie wymagał. Takie sceny powinien był zostawić tylko dla siebie, a w zasadzie dla nich tylko. Nie wszystko na sprzedaż.