PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=763134}

Ukryte działania

Hidden Figures
7,6 65 379
ocen
7,6 10 1 65379
6,1 32
oceny krytyków
Ukryte działania
powrót do forum filmu Ukryte działania

1) Kobiety te nie zaczęły pracować na przełomie lat 50. i 60., ale już na początku lat 40. i nie w NASA, a NACA. 2) W czasie II Wojny Światowej w USA brakowało wojskowych matematyków, dlatego postanowiono zatrudnić, utrzymując ten fakt w tajemnicy, tysiące ludzi - głównie kobiet - w tym czarnych, których zatrudniono w charakterze tzw "human computers". 3) Raczej nie musiały przy tym "pokonywać niewyobrażalnych przeszkód społecznych i obyczajowych". 4) Nie były, bo nie musiały być błyskotliwymi matematykami. Ich praca była uważana za wyjątkowo żmudną, monotonną, nie wymagająca kreatywności obliczeniową mitręgę (clerical job). Dokonywały tysięcy obliczeń torów balistycznych, korzystając z określonych wzorów, formuł i niewiele ponadto. Pracę tę w późniejszym okresie zaczęły wykonywać kalkulatory i komputery. 5) Przede wszystkim zaś wyścig kosmiczny między mocarstwami na dobre zaczął się już w 1957 r., a nie 5 lat później wraz z wystrzeleniem Glenna, który notabene nie był pierwszym Amerykaninem w kosmosie. I nie one zainicjowały ten wyścig. 6) Historia nie jest więc aż tak niezwykła, nie jest też tak nieznana jak chce autor opisu, gdyż została wcześniej m.in. szczegółowo opisana w książce afro-amerykańskiej autorki na podstawie której powstał ten film i kilkunastu artykułach prasowych w różnych okresach czasu. Nie po raz pierwszy okazuje się że największy problem jest filmami "opartymi na faktach", zwłaszcza z obrazami politycznie poprawnymi.

arch96

Ciekawe informacje, ale wiadomo jak jest z filmami, często historie czy fakty muszą być 'podkręcone', żeby film bardziej zainteresował widzów.

użytkownik usunięty
arch96

Najgorsze nie są te drobne nieścisłości, ale zasadniczy ton propagandowy, jaki z tego wynika. Można by go streścić następująco: Czarni w istotny sposób przyczynili się do sukcesu amerykańskiego programu kosmicznego, a biali rasiści przez tyle lat to ukrywali.

Jest to oczywiście kłamstwo, które - uwaga! - tylko spotęguje frustracje Czarnych w USA. No bo skoro im nie wychodzi, nie dostają naukowych nagród Nobla, nie są mistrzami świata w szachach itp., to nie dlatego, że mniej potrafią, tylko dlatego, że rasiści ich tępią.

Z tym akurat jest różnie. Z jednej strony mamy do czynienia ze zbyt daleko idącą poprawnością polityczną, ale z drugiej ta poprawność jest głównie na pokaz. Nawet jak czarny nie dostaje po d...e bezpośrednio, to większość z nich mieszka w biedniejszych częściach USA i z uwagi na brak funduszy mają bardziej ograniczony dostęp do edukacji. Więc jak się znajdzie taki, co naprawdę chce coś zrobić ze swoim życiem, ma mniejsze szanse niż przeciętny biały. Chyba, że jest naprawdę zdolny i zostanie przez kogoś zauważony, to wtedy ma szansę na stypendium naukowe lub sportowe. Niestety, ale edukacja w USA jest naprawdę droga, ok $45-$60 tys. za rok. Takie sumy wymienili Amerykanie, z którymi rozmawiałem. Dla porównania w Kanadzie studia kosztują $6 000 rocznie, co znajoma Kanadyjka określiła jako kwotę, którą przeciętny obywatel jest w stanie odłożyć. Nie zamierzam tu bronić czarnych. To oczywiste, że wielu z nich to gorsi rasiści niż biali i zdarza się, że na siłę chcą zatrzymać w swoim bagnie tych, którzy chcą się z tego wyrwać. Wystarczy obejrzeć "Malarię" Spike'a Lee, w której ten proces jest dość dobrze pokazany. Chodzi mi tylko o to, że jeśli przeciętny czarny chce zmienić swoje życie na lepsze i zrobić karierę, to ma na to mniejsze szanse niż przeciętny biały. Chociaż teraz przeciętni biali też mają coraz gorzej.

użytkownik usunięty
kinomanpl

"Chodzi mi tylko o to, że jeśli przeciętny czarny chce zmienić swoje życie na lepsze i zrobić karierę, to ma na to mniejsze szanse niż przeciętny biały."

Pytanie: dlaczego ma mniejsze szanse. I dlaczego np. tacy Chińczycy (którymi w XIX wieku i jeszcze długo potem dość powszechnie w USA gardzono) poradzili sobie znacznie lepiej.

Dlaczego tak nikłe rezultaty przyniosła akcja afirmatywna i związane z nią systemy stypendialne.

Na pewno ma to związek z tym, skąd przybyli bądź zostali przetransportowani. W Afryce były zupełnie inne uwarunkowania i w związku tym inna kultura niż w Azji. Czy poradzili sobie znacznie lepiej? Pewnie tak, ale o to bym się nie założył. Z całą pewnością obraz USA, jaki znamy z mediów, jest przekłamany, ale w jakim stopniu? Ciężko powiedzieć. Jestem tego pewien z jednego powodu. Już parę lat mieszkam w Irlandii i widzę, jak różny jest obraz Polski w tutejszych mediach w porównaniu z realiami, które znam. A wychowywałem się mniej więcej w takich warunkach, jak wielu przeciętnych Polaków. Z kolei USA są daleko za oceanem. Jak bardzo życie w tamtym kraju różni się od tego, co serwują nam media? Naprawdę trudno powiedzieć. Zwłaszcza, że to kraj niedużo mniejszy od całej Europy, pełen kontrastów zarówno pod względem geograficznym jak i kulturowym. Mogę się domyślać, że tzw. kultura czarnych ma tu wiele do rzeczy, jeśli chodzi o pozostawanie w gettach. Druga strona medalu jest taka, że żeby coś z tymi gettami zrobić, potrzebne są pieniądze, a obecnie ich nie ma, bo coraz więcej ląduje w kieszeniach członków zarządów wielkich korporacji. Moja wykładowczyni pracowała tam przez jakiś czas i opowiadała o takiej dziwnej sytuacji, że w jednej szkole nie było matematyki, bo nie brakowało forsy na nauczyciela tego przedmiotu. A brakowało dlatego, że tam lokalne społeczności same finansują szkoły, więc te biedniejsze mają mniej kasy na edukację. Koło się zamyka. Opowiadała o przypadkach, gdzie ktoś był nienawidzony za bycie czarnym albo czarni nienawidzili go za bycie białym. Chore podejście. Także z takich strzępów informacji, które mam od osób, które były w USA albo mają tam znajomych, mam w głowie pewien obraz tego kraju, ale na pewno w bardzo małym stopniu pokrywa się z rzeczywistością. W sumie jeśli chodzi o różnicę między Chińczykami a murzynami, to na pewno jest jedna. Chińczycy przyjechali z jednego kraju, z podobnymi zwyczajami i kulturą. Czarni zostali siłą przywiezieni jako niewolnicy. I to nie byli niewolnicy z jednego plemienia. To była zbieranina ludzi z całej Afryki, najwięcej chyba było z dzisiejszej Angoli. To była zbieranina z różnych plemion, które często nie miały pojęcia o tym, ile różnych ludów zamieszkiwało Afrykę, a kolonizatorów to nie obchodziło. Chiny były bardzo rozwiniętą cywilizacją, która fazę rozkwitu miała za sobą. W tzw. Czarnej Afryce nie było cywilizacji albo dopiero zaczynały się tworzyć. Także zanim z takiej zbieraniny powstanie jedna społeczność, musi upłynąć sporo czasu, o ile kiedykolwiek to się stanie. Aczkolwiek, jak już wspomniałem, trzeba by tam trochę pomieszkać albo przynajmniej poznać trochę Amerykanów z różnych stron kraju i dowiedzieć się od nich tego i owego. Ci, których poznałem, zgodnie twierdzą, że jest coraz gorzej, że z tej samej pracy, z której kiedyś można było żyć na bardzo przyzwoitym poziomie, dzisiaj można sobie pozwolić na znacznie mniej.

użytkownik usunięty
kinomanpl

"Chińczycy przyjechali z jednego kraju, z podobnymi zwyczajami i kulturą."

Bardzo fajnie mi się czytało Twoje uwagi do tego, by USA nie traktować jako monolitu, bo różnice, kontrasty, kultury... Ale z Chinami jest dokładnie tak samo. To tylko dla nas, z dystansu, to jest jedna żółta masa podobna do siebie jak ze sztancy. A tam przecież jest kilkanaście języków i Chińczycy z dwóch krańców Chin mogą się nawet nie dogadać w swoim rodzimym języku. Pismo ich ratuje i nauka oficjalnego mandaryńskiego. Jasne, zdecydowanie najwięcej jest Chińczyków Han, ale oni też są zróżnicowani. Poza tym Chiny to jeszcze do niedawna było społeczeństwo chłopskie, czyli lokalne, z lokalnymi obyczajami itp., więc taki chłop chiński, kiedy emigrował do Ameryki też nie bardzo wiedział, co to takiego te Chiny w całości, bo znał tylko swoją wieś i okolicę.

W Ameryce też ich upokarzano, wynajmowali się do najcięższych zajęć, więc pod koniec XIX wieku ich status nie różnił się tak bardzo od statusu wolnych Murzynów. Ale chyba od początku lepiej się organizowali, trzymali ze sobą w różnych Chinatown, wspierali. I chyba mniej ich dotykały różne patologie.

Daleko mi do postrzegania Chin jako monolitu, ale jednak ciężko ich porównywać ze zbieraniną różnych plemion, których styczność z cywilizacją polegała na byciu skolonizowanym. To trochę tak, jakby w dawnych czasach w jednym miejscu osadzono grupę Celtów, Słowian, Brytów itp. i zmuszano ich do niewolniczej pracy. Jakie byłyby szanse, żeby z tego wyłoniła się jednolita społeczność? Nie wiem, w jakim g...e naprawdę są czarni i w jakim stopniu ktoś ich w nie wpakował, a w jakim stopniu sami się w to pakują. Jeśli wierzyć filmom Spike'a Lee, to wielu z nich ciągnie resztę w dół i nie pozwala im się wyrwać z tego getta. Jeśli stereotypy o ich podejściu do pracy są prawdziwe, to myślę, że warto przeczytać "Heban" Kapuścińskiego, żeby zrozumieć, skąd to się wzięło. Afrykańskie upały są zabójcze do tego stopnia, że miejscowi uczyli się ograniczać wszelki wysiłek do minimum, bo każda strata energii mogła się skończyć śmiercią z wycieńczenia i przegrzania. W godzinach najwyższych upałów zwierzęta na sawannie stają w miejscu i wykonują możliwie jak najmniej ruchów. Bardzo obrazowo opisywał, jak stanęło w miejscu stado bawołów akurat w momencie, kiedy oni chcieli jechać tą drogą. Jeśli coś uczyli się takich wzorców przez tysiące lat, to się nie zmieni w ciągu kilku pokoleń. Podobnie jak w Rosji nie było demokracji tylko dlatego, że padło ZSRR. Oczywiście, jeśli zagłebimy się w przekaz z mediów, to wynika z niego, że czarni sami są sobie winni, albo, że są dyskryminowani. Prawda pewnie jest po środku. Ostatnio wykładowca pokazał nam ciekawy przykład rasizmu. W Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina biedota była pozostawiona na pastwę losu. Ci ludzie po prostu nie mieli, gdzie się ewakuować, więc tam zostali. Z braku funduszy rząd nie zapewnił im żadnej pomocy. Byli tam zarówno czarni, jak i biali. Jak kończyło im się zaopatrzenie, to okradali sklepy, żeby wyżywić siebie i rodzinę. Jak to było pokazane w mediach? Jak zrobił to czarny, to patologia. Robić im się nie chce, tylko by kradli. Nic więcej nie potrafią. Jak to samo zrobił biały, to nie miał innego wyjścia, bo rodzina głodowała. Odnośnie Chińczyków, to wiem na 100%, że mają obsesję na punkcie edukacji. Są w stanie przeznaczyć bardzo dużą część swoich dochodów, żeby zapewnić swoim dzieciom edukację na odpowiednim poziomie. Ale jeśli chodzi o USA, to jak już wspomniałem, trzeba tam trochę pożyć i zobaczyć to na własne oczy. Po kilku latach na wyspach dobrze wiem, jak bardzo różni się obraz danego kraju w mediach od tego, który człowiek ma w pamięci. W tej chwili nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytania. Wiem, że tam istnieje obustronny rasizm, ale jak poważny to jest problem i w jakim stopniu czarni odpowiadają za swoje położenie, a w jakim stopniu jest ono wynikiem rasizmu i dyskryminacji? Nie mam pojęcia.

kinomanpl

Wiem, że chciałoby się udzielić prostej odpowiedzi, np. że sami są sobie winni i są gorsi od białych, ale nic nie jest takie proste. Wiele czynników ma na to wpływ, a znamy tylko część z nich i do tego media lubią wiele rzeczy koloryzować.

użytkownik usunięty
kinomanpl

Ale przecież nie mówimy o porównywaniu Murzyna wyciągniętego za uszy z Afryki z Chińczykiem wyciągniętym z Chin. Spójrzmy na to jak na Murzynów i Chińczyków, którzy urodzili się już w Ameryce i których pradziadkowie też już urodzili się w Ameryce.

Tylko że jeśli założymy, że to nie ma znaczenia, bo wzorce utrwalane przez tysiące lat w innych okolicznościach i klimacie są ważniejsze, to mamy podstawy "obiektywnego rasizmu". Bo w końcu co za różnica, czy "gorszość" Murzyna tkwi w mniejszym mózgu (jak kiedyś twierdzono), czy w genach (jak twierdzono odkąd znamy geny) czy w utrwalonych wzorcach. W każdym z tych wypadków to jest po prostu obiektywny fakt, z którym trzeba się liczyć. I co wtedy? Ktoś powie, że skoro tak, to nakłady na edukację Murzynów mają tyle sensu, co treningi koszykówki dla Pigmejów. Czegoś tam się nauczą, ale zawsze będą zdecydowanie gorsi.

Wzorce można w jakimś stopniu zmienić, ale na to trzeba mniej lub więcej czasu i odpowiednich warunków. Może jest trochę tak, jak z patologią w Polsce. W tych najgorszych dzielnicach często jest najmniej funduszy na szkoły i zajęcia pozalekcyjne, a dzieciaki po lekcjach wracają do swojego patologicznego środowiska, a właśnie takie zajęcia mogłyby być szansą na pokazanie im innego świata, rozwijanie ich pasji i spędzanie większej ilości czasu w bardziej pozytywnym środowisku. Z książek Mario Puzo wynika, że w tych kiepskich dzielnicach szkoły publiczne mogą skończyć nawet analfabeci, bo nauczyciele wcale się nie przejmują, czy uczeń robi postępy. Po prostu dostaje zaliczenie, kończy szkołę i problem z głowy. Po co generować dodatkowe koszty. Może poprawienie jakości edukacji publicznej byłoby skuteczną metodą. A może chodzi o zmianę sposobu myślenia. Wiele osób z patologicznych środowisk tak naprawdę nie wierzy, że może się z tego wyrwać. Więc może na tym polega problem czarnych? A może ta patologia jest wyolbrzymiona przez media i wcale nie jest aż tak źle? Możemy sobie spekulować.

ocenił(a) film na 7

Film oczywiście ma nutę propagandową, ale proponowane streszczenie jest nieadekwatne do treści. Film podkreśla, że kobiety odniosły sukces.
Główna bohaterka otrzymała odznaczenie państwowe, a jej imieniem został nazwany jeden z budynków Agencji.
Gdzie tu ukrywanie?
Tezie tej przeczą też postaci białych, którzy nie ulegają uprzedzeniom, a nawet wspierają owe kobiety w ich dążeniach. Mamy tu choćby niejakiego inżyniera (chyba) Zielińskiego, który wręcz namawia jedną z bohaterek do dalszego kształcenia. Mamy postać szefa graną przez Costnera. Mamy też wyrok sądu, który otwiera drogę do kształcenia i awansu jednej z bohaterek. Tutaj zresztą mamy częściową odpowiedź na Twoje pytanie, dlaczego czarnym było i jest tak pod górkę. Jeśli przez wiele lat nie mieli dostępu do edukacji. Jeśli jeszcze w latach 60-tych trzeba było iść do sądu, by móc się uczyć w określonym zawodzie, to o czym tu mówić?
Porównanie z Azjatami jest niestety również nieadekwatne. Zupełnie inny punkt startowy. Nie da się porównać sytuacji emigranta, który przybywa do danego kraju z własnej woli, do sytuacji niewolnika.

Ad rem. Wyraźnie podkreśla się jednak, że w Agencji już w latach 60-tych (a to czasy Kinga przecież) udawało się przełamać różnorodne uprzedzenia i docenić talent oraz kompetencje każdego pracownika. Zauważa się pozytywne zmiany.
Teza jest tu więc inna: ucz się, kształć, rozwijaj swoje talenty, bo możesz w ten sposób wywalczyć więcej niż walcząc protestami i posługując się agresją. Podkreśla zresztą tę tezę rozmowa jednej z bohaterek z mężem.

użytkownik usunięty
Offi

Moje streszczenie było oczywiście trochę tendencyjne. Zgadzam się też, że jest ten film jednocześnie zachętą do edukacji itp. Niemniej tytuł "Hidden Figures" mówi sam za siebie. Wydobywamy na jaw to, co było ukryte. Dokładnie tak samo, jak od kilkudziesięciu lat wydobywa się na jaw osiągnięcia różnych kobiet w różnych epokach (bez komponentu "rasowego"). Czasem jest to ciekawe, ale często są to rzeczy wyciągane na siłę, wyolbrzymiane, byle tylko kobiety nie czuły się gorsze, byle tylko wycisnąć jakiś "parytet".

I ten paradoks, że chociaż w cywilizacji zachodniej sytuacja kobiet w ciągu ostatnich stu lat zmieniła się radykalnie, to frustracje środowisk feministycznych wciąż się potęgują. Dlaczego? Ponieważ przedtem kobiety nie miały szans zmierzyć się z mężczyznami, a teraz na własnej skórze mogą się przekonać, że jednak chyba są "gorsze". Tak jak Azjaci przekonują się na wszystkich igrzyskach olimpijskich, że są gorsi w biegach od Murzynów.

ocenił(a) film na 7

Tytuł równie dobrze można odczytać, jako ujawnianie pracy całego personelu NASA, o którym to niewiele się mówi. Armii obliczeniowców, matematyków, inżynierów itd. itp. W tym również pracy czarnoskórych kobiet. Do tego dochodzi również poszukiwanie ukrytego działania matematycznego, które umożliwi obliczenie zejścia kapsuły w odpowiednim miejscu, wytrzymałości itd.
Mnie ukazanie pracy i życia wszystkich trzech kobiet po prostu zainteresowało, a żadnej z tych postaci wcześniej nie znałam.

Co do drugiego akapitu... Feministką nie jestem, jednak w dobie gdy to najważniejsze stanowiska polityczne obejmują również kobiety, a wzory kulturowe po prostu się zmieniają, trudno mi jednak uznać, że kobiety są "gorsze" (wiem, wiem... cudzysłów). Oczywiście zapewne w Navy Seals się nie sprawdzają (jak zresztą spora część populacji męskiej), a pojedynek tenisowy Radwańskiej z Federerem skończyłby się tylko w jeden sposób. Uwarunkowania biologiczne, ot jak w przypadku Azjatów. Co do dziedzin naukowych jednak, to nie widzę żadnych powodów do kompleksów. W historii nauki oczywiście kobiet jest mniej, bo zwyczajnie dość długo odmawiano nam dostępu do wykształcenia.

Co do feministek, to nie znam ich zbyt wielu, bo poza mediami dominuje "model" kobiety łączącej obowiązki rodzinne z pracą, co wymaga współpracy partnera. Nie wiem, gdzie te frustracje się tak panoszą, ale w życiu codziennym jednak dotyczą zupełnie namacalnych i dotykalnych problemów typu - za niskie pensje (to akurat naszej męskiej populacji tez dotyczy, która jest "gorsza" pod tym względem znacznie od populacji zachodniej), problem z pogodzeniem macierzyństwa i kariery itd. itp.
Cóż - podejrzewam jednak, że to opinie podobne do tej z drugiego akapitu mogą działać na feministki i nie tyko na nie, jak płachta na byka. Aczkolwiek co niektóre zapewne uznają, że to wyraz typowo męskiego... lęku przed kobieca dominacją. ;)

użytkownik usunięty
Offi

"W historii nauki oczywiście kobiet jest mniej, bo zwyczajnie dość długo odmawiano nam dostępu do wykształcenia."

To jest standardowe wyjaśnienie i naturalnie prawdziwe, pozostające w mocy, ale nie jedyne. Co widać właśnie teraz, kiedy generalnie studiuje więcej kobiet niż mężczyzn.

Żeby płachta na byka była bardziej czerwona, ujmę moje stanowisko tak;

Nasza patriarchalna u fundamentów cywilizacja i kultura była tworzona przez mężczyzn. Byłoby więc dziwne, gdy nie były w niej najwyżej cenione te umiejętności, z którymi przeciętnie (podkreślam - przeciętnie) mężczyźni lepiej sobie radzą niż kobiety. Celebrujemy mistrza szachowego, ale nie przedszkolankę o tak niesamowitej empatii, że wszystkie dzieci czują się u niej "jak u mamy". Toteż kobiety niezależnie od wykształcenia, chęci itp. przeciętnie nie mają z mężczyznami szans, bo same te konkurencje, w których startują są "męskie". Można (być może) wyobrazić sobie całkiem inną kulturę, z inną hierarchią wartości itp., ale to tylko sfera marzeń, dość frustrujących, bo nie bardzo wiadomo, jakby to można było wcielić w życie. W tej realnej obecnej kulturze kobiety są gorsze i (przeciętnie) będą gorsze. Chyba że środkami administracyjnymi "pogorszy się" mężczyzn, mniej więcej tak, jak naziści "pogarszali" Żydów, żeby im nie "zażydzali" czysto niemieckiej nauki itp.

ocenił(a) film na 7

Zupełnie na mnie nie działa ta płachta, bo, wg mnie, nie jest istotne zupełnie to, co się komu wydaje na temat życia społecznego, nie są ważne subiektywne oceny, a praktyka życia społecznego. Taki mały eksperyment myślowy. Gdyby zrobiono referendum w sprawie pozbycia się szachistów lub przedszkolanek z życia społecznego, to któż to referendum by wygrał? Ergo - jak to z ową oceną w praktyce jest?
Możemy sobie celebrować wybitnych szachistów (jak każdą wybitną lub wykreowaną na wybitną jednostkę), bo to niewielka populacja, ale w strukturze społecznej znaczenie tych jednostek jest nikłe.
Przykład więc dość nietrafiony. Oczywiście można tu wyliczyć całą masę umiejętności technicznych, typowo analitycznych, bo zapewne o to Ci chodziło. Ale czy w tych zawodach na pewno kobiety sobie radzą gorzej niż większość populacji męskiej? Nie każdy Kowalski, tak jak i nie każda Kowalska, może zostać wybitnym matematykiem. Już nie mówiąc o tym, że takie 100 lat w dziejach cywilizacji (i to z kłodami pod damskimi stopami) to nadal niewiele na wyrównanie szans.
Ba, skoro więcej kobiet studiuje obecnie, a panowie domagają się tacierzyńskich urlopów, to czy nie oczywistym wnioskiem jest, że wzorzec się zmienia radykalnie obecnie?
Nie rozciągałabym tez patriarchatu, przynajmniej obecnie, na sferę kultury. Tu proporcje są już dawno wyglądają nieco odmiennie. Wystarczy sobie prześledzić literaturę ostatniego, powiedzmy, 50-lecia.

Ergo - płachta dla mnie nie za czerwona, bo i tak uważam, że obie płcie mają ważne role społeczne do odegrania, a prawa życia społecznego nie mają za wiele wspólnego z celebrowaniem hierarchii wartości typu patriarchalnego. Ba, patriarchat w praktyce, w modelu rodziny odchodzi do lamusa, bo staje się niepraktyczny.
Bardziej obecnie są cenieni partnerzy, którzy potrafią być elastyczni choćby w dziedzinie podziału obowiązków.
Role płci więc się zmieniają i powoli unifikują, choć oczywiście póki będą różnice biologiczne i kobiety będą rodzić dzieci, póty te role będą nieco odmienne. W praktyce nie widzę w ogóle powodu do dzielenia na "lepsze" męskie i "gorsze" kobiece.

użytkownik usunięty
Offi

"Gdyby zrobiono referendum w sprawie pozbycia się szachistów"

No ale właśnie stąd frustracja, bo takiego referendum nigdy nie będzie, a realnie mistrzowie szachowi dostają bez porównania więcej pieniędzy i społecznego uznania niż najlepsze przedszkolanki. Gdyby w średniowieczu robiono referendum, czy zniknąć mają chłopi czy może lutniści dworscy, wszyscy też byliby za zniknięciem lutnistów, bo zdawano sobie sprawę, że to praca chłopa jest podstawą całej piramidy społecznej. Ale jak to się przekładało na sytuację chłopów? Nijak. Co dla nich wynikało z tego, że ich sytuacja to tylko "subiektywne oceny", a obiektywnie wszystko na chłopie stoi? Nic.

Przykład więc bardzo trafiony :-)

"Nie każdy Kowalski, tak jak i nie każda Kowalska, może zostać wybitnym matematykiem."

Podobnie nie każdy Azjata biega gorzej od dowolnego Murzyna. Niektórzy Murzyni kuśtykają, niektórzy Azjaci śmigają. Ale statystycznie Murzyni są zdecydowanie lepsi, a na poziomie mistrzowskim widać to na zawodach sportowych niejako czarno na żółtym :-)

"a panowie domagają się tacierzyńskich urlopów"

Sam siedziałem przy dziecku zanim to stało się modne, ale z tym domaganiem się bym nie przesadzał. Owszem, można (właśnie środkami administracyjnymi) robić zachęty typu: pójdziesz na ojcowski (tacierzyński to obrzydliwe słowo), dostaniesz nawet więcej niż w robocie. Ale to skusi głównie tych mężczyzn, którzy wykonują prace nielubiane, mało twórcze itp. Młody naukowiec, który ma apetyt na Nobla albo inżynier z pomysłami raczej z tego nie skorzysta. Mistrz szachowy także.

"Wystarczy sobie prześledzić literaturę ostatniego, powiedzmy, 50-lecia."

Literatura to akurat obszar mętnych wartościowań, podatny na propagandę, szum medialny etc. Stąd wrażenie, jakby kobiety w literaturze wiele znaczyły. Zgodzę się, że sporo kobiet (możne nawet więcej niż mężczyzn) pisze bardzo porządne powieści, ale, proszę, wymień mi z ostatniego 50-lecia nazwiska jakichś pisarek, które można by bez żenady wymienić obok Joyce'a, Prousta, Kafki, Becketta, Manna, Bułhakowa, Gombrowicza, Borgesa, nawet Marqueza

ocenił(a) film na 7

Ale wiesz, ile by kosztowało wynagradzanie przedszkolanek na poziomie mistrza szachowego? ;)
Równie dobrze możemy polskich informatyków uznać za gorszych od tych z Zachodu, bo ich pensje jeszcze długo będą się piąć do poziomu zachodniego. Chyba że wyjadą. ;)

Można zresztą iść dalej. Zdecydowanie bardziej uwielbiani i cenieni od mistrzów szachowych są różnej maści aktorzy i aktorki, celebryci i celebrytki. Kasparow czy Monroe? ;)
Jak to z tym wartościami więc jest? Nadal więc uważam, że przykład nietrafiony.
Z ojcowskim urlopem... Tak sobie myślę, że mistrz szachowy ma dochody na takim poziomie, że nie potrzebuje urlopu, by z dzieckiem przesiadywać. Zatrudni nianię (raczej nie pana nianię - w tej roli bardziej cenione są kobiety).
Przykład naprawdę nieadekwatny, bo ile to procent społeczeństwa to mistrzowie szachowi lub aktorki pokroju Monroe?

A bez żenady wymienię Virginię Woolf, Alice Munro, Doris Lessing czy Simone de Beauvoir. Mowa o powieści, bo poetek też było parę ciekawych. Oczywiście moje "bez żenady" pewnie może być zaraz poddane krytyce, ale literatura to sztuka czysto subiektywna, od biedy formująca pewien kanon.

I chyba na tym powinniśmy poprzestać, bo ani ja Ciebie, ani Ty mnie nie przekonasz, a zacznie się tu wyliczanka wybitnych lub nie kobiet i jeszcze wybitniejszych lub nie mężczyzn.
A to, sam przyznasz, do twórczych rozważań nas nie zaprowadzi. :)

użytkownik usunięty
Offi

"Równie dobrze możemy polskich informatyków uznać za gorszych od tych z Zachodu, bo ich pensje jeszcze długo będą się piąć do poziomu zachodniego."

To zupełnie inny problem. Polska przedszkolanka też dostaje mniej od niemieckiej.

Poza tym nigdzie nie twierdziłem, że dokładnie wszystkie cenione zajęcia w naszej kulturze są typowo "męskie". Akurat aktorstwo to od kilkuset lat dziedzina, w której również kobieta mogła zostać celebrytką. Także przed epoką emancypacji. Na przykład Sarah Bernhardt czy nasza Modrzejewska. Także wybitnie pianistki (Szymanowska), skrzypaczki itp.

Mój przykład miał pokazać jedynie (i aż), że nawet tak obiektywnie mało istotna społecznie "męska" umiejętność, jak gra w szachy, jest wyżej ceniona niż obiektywnie ważniejsze "kobiece" umiejętności przedszkolanki.

"A bez żenady wymienię Virginię Woolf, Alice Munro, Doris Lessing czy Simone de Beauvoir."

Naprawdę uważasz, że gdyby (tu nawiążę do Twojego eksperymentu myślowego) pozbyto się z literatury, którejś z tych pań, razem z wszystkimi ich późniejszymi wpływami, epigonami itp. strata byłaby tak samo widoczna, jak po zniknięciu Joyce'a czy Borgesa. Przecież taka Simone de Beauvoir nie ma startu nawet do męża, a ten mąż to raczej drugorzędna figura w literaturze. Intelektualnie też mizerne. Czytałaś "Drugą płeć"? Takie to rozmamłane, niezborne, anegdotyczne...

ocenił(a) film na 7

Ech, toż pisałam, że tak będzie. :))

Tak uważam, że pozbycie się tych Pań z literatury oraz dorobku myśli ludzkiej byłoby stratą. Podobnie, jak wyrzucenie z historii literatury Emily Dickinson czy Sylvii Plath w przypadku poezji. Wyżej zresztą pisałam, że jeśli chodzi o sferę kultury sprawa nie jest jednoznaczna, co sam zauważasz pisząc o wybitnych aktorkach czy pianistkach. A należy pamiętać, że do bodajże XVII w. kobieta nie mogła pojawić się na scenie.
Ergo - nawet patriarchat zmiennym jest. ;)

Dodam tylko, porównanie np. przedszkolanek do, dajmy na to, całej masy techników budowlanych byłoby zdecydowanie bardziej adekwatne.

Tyle... pozdrawiam. :)

ocenił(a) film na 7
Offi

PS. Prestiż prestiżem, ale gdybyśmy zrobili ankietę, to jestem przekonana, że większość naszego społeczeństwa nie ma zielonego pojęcia, kto jest obecnie szachowym mistrzem świata. :)

użytkownik usunięty
Offi

"większość naszego społeczeństwa nie ma zielonego pojęcia, kto jest obecnie szachowym mistrzem świata. :) "

Większość naszego społeczeństwa nie ma także zielonego pojęcia, kto jest Virginia Woolf, Alice Munro, Doris Lessing czy Simone de Beauvoir. Więc jeśli pojęcie większości jest ważne, to sama unieważniłaś swój argument, że ich zniknięcie byłoby stratą dla dorobku myśli ludzkiej

Z wybitnych fizyków "większość" zna tylko Einsteina. Ale gdyby komukolwiek z tej większości przedstawiono w towarzystwie szachowego mistrza świata albo fizyka co dostał właśnie Nobla, zapewne chwaliłby się potem wspólnym zdjęciem. A gdyby przedstawiono przedszkolankę, którą wszystkie dzieci od lat kochają, raczej obeszłoby się bez zdjęcia.

ocenił(a) film na 7

To nie był argument, to była nieco smętna konstatacja - po prostu.

Ale w sumie dzięki za argument. :) W przypadku inżyniera budowlanego sprawa zdjęcia wyglądałaby zapewne dość podobnie i zapewne tak samo chętnie chwalono by się zdjęciem Noblistki, jak i Noblisty. Płeć nie ma tu żadnego znaczenia.

A teraz już konsekwentnie podziękuję za dyskusję i znikam zająć się jakowymś czymś, może nawet lekturą paskudnych feministek. ;)

użytkownik usunięty
Offi

"zapewne tak samo chętnie chwalono by się zdjęciem Noblistki, jak i Noblisty"

Naturalnie. Tylko tych kobiet, którymi można by się chwalić, jest zdecydowanie mniej. Mężczyźni też rzecz jasna mają mniej prestiżowe zajęcia jak inżynier budowlany. Nigdzie nie twierdziłem, że wszystko, co robią mężczyźni, z automatu zapewnia prestiż. Niemniej tak jakoś się składa, że większość prestiżowych zajęć to te, do których uzdolnienia mają mężczyźni a nie kobiety. Logika, a nie empatia, bystrość, a nie troskliwość itp. itd. I to mimo wpływu chrześcijaństwa promującego jednak niektóre "kobiece" cechy.

arch96

jest Ci to trudno zrozumieć, bo żyjemy w kraju, który nie ma takiej historii. Ale jak to padło kilkakrotnie w filmie, wtedy ten(i nie tylko) stan miał jeszcze segregacje rasową. Oficjalnie nie było dyskryminacji, tylko podział, ale praktyce to wyglądało jak wyglądało. A kobiety pracujące w inżynierii i w dzisiejszych czasach muszą jeszcze znosić protekcjonalność i stereotypy, a co dopiero wtedy, i to jeszcze rasy, którą uważano za gorszą.

użytkownik usunięty
arch96

Twoje uwagi są bardzo na siłę i co najciekawsze, w niczym nie podważają fabuły filmu. Nigdzie w filmie nie twierdzono, że wcześniej kobiety (w tym czarne) nie pracowały dla innych rządowych organizacji, w tym NASA. Fabuła filmu nie przedstawiała też wszystkich tych kobiet jako wybitnych matematyków. Powiem więcej. Wyraźnie jest ukazane, że poza Katherine, reszta po prostu wykonywała proste obliczenia, o których pisałeś. To dlatego Dorothy, gdy dowiedziała się o pojawieniu się IBMa, nauczyła się oraz je wszystkie Fortran'a, aby nie straciły pracy, wiedząc, że ten komputer zastąpi je wszystkie właśnie w tych mozolnych obliczeniach. W filmie wyraźnie też ukazano, że wyścig kosmiczny zaczął się już od wystrzelenia przez Rosjan Sputnika, co miało miejsce właśnie w 1957 roku. Postać Katherine Johnson nie jest przejaskrawiona albo przesadzona, bo z Twojej wypowiedzi można by wywnioskować, że była zwykłym ludzkim "liczydłem" jak inne zatrudnione tam kobiety. Cała Twoja wypowiedź tak naprawdę nie wnosi niczego i w żaden sposób nie ukazuje jakiegoś hollywoodzkiego przekłamania i naciągania faktów.

dokładnie

ocenił(a) film na 8
arch96

Wypowiedź w stylu "Nie jestem rasistą, ale..." Jak zwykle w takich wypowiedziach wszystko co przed "ale" nie ma znaczenia.

ocenił(a) film na 9
arch96

Masz jakieś biblio do tych rewelacji? Bo wszystko fajnie, ale przeprowadzanie się do innego hrabstwa po to, by móc skończyć liceum (Johnson) lub wkraczanie na drogę sądową by móc skończyć college (Jackson) nazwałabym jednak przezwyciężaniem przeszkód.

Human computers to była praca, której nikt nie chciał robić, więc dawano je babkom, owszem. Ponieważ nikomu się nie chciało, to babki więc wymyśliły, jak programować ENIAC, żeby liczyć trajektorie pocisków. To, co dzisiaj nazwalibyśmy inżynierią oprogramowania, wtedy było pracą klerykalną. Labele się zmieniają tak, jak to pasuje koniunkturze.

Ręczne sprawdzanie przez Johnson kalkulacji IMB'a to jednak big deal trochę.

Film opowiada jak najbardziej prawdziwe historie, może lekko podkoloryzowane jak na potrzeby Hollywood, ale prawdziwe. Zwraca też uwagę na fakt, że gdyby nie podziały i bzdury, to może i Shepard byłby w kosmosie przed Gagarinem. You never know. Gdyby nie zaszczuto Turinga za bycie homoseksualistą, być może mielibyśmy smartfony w latach 70tych. You never know.

Umniejszanie czyichś zasług intelektualnych w obawie, przed upadkiem zamku z piasku zwanego kulturą białego człowieka jest wątpliwie wartościowe.

Chyba, że posiadać merytorycznie sprawdzone biblio. Jak tak, to ok. Jak nie, to powstrzymaj się od frazesów dla gawiedzi.

===
więcej info http://cyferki.magdazelezik.com

ocenił(a) film na 4
arch96

Jak tak dalej pójdzie amerykanie, ze swoim bóldoopstwem odnośnie niewolnictwa, przypiszą wszystkie osiągnięcia afroamerykanom. Generalnie jestem po pół godzinie oglądania i już widzę do czego zmierza film. Spokojni czarni w swoich osiedlach, przepełnieni życiową mądrością, odwalają za nasa całą najważniejszą robotę upokarzając przy tym białych naukowców. To nie spoiler ale uważam, że wątek z Sheldonem :) będzie miał takie zakończenie. Afroamerykański geniusz utrze nosa białemu naukowcowi rozwiązując przy tym jakiś "niebywale ważny" problem. Wybaczcie, ale film już po pół godzinie staje się mega tendencyjny. Ojj boli doopa amerykanów boli :D

ocenił(a) film na 8
arch96

No ale ta Katherine G. Johnson to postać autentyczna i błyskotliwym matematykiem była... delikatnie mówiąc, błyskotliwym.

ocenił(a) film na 9
arch96

Ciekawe, że na temat tego, czy czarne kobiety w USA "Raczej nie musiały przy tym "pokonywać niewyobrażalnych przeszkód społecznych i obyczajowych" wypowiada się biały Polak z pokolenia Z, który gówno wie i kolejne gówno doświadczył - wiesz co to dykryminacja, synku? Dyskryminował Cię ktoś kiedyś na poważnie - nie w stylu "hehe Kowalski lubi Harrego Pottera" tylko na poważnie? Nie? To zamknij ryj.

arch96

Racja, dawno się przy tym tak nie uśmiałam. Kobieta kradnie w bibliotece książkę grubości broszurki po czym uruchamia komputer niwelując błędy montażowe w 20 sekund czego nie potrafi zrobić pracownik IBM :D
Ale biały człowiek nie jest taki bystry jak czarna kobieta OCZYWIŚCIE :)
Ja nie mam nic przeciwko tematyce rasizmu w filmach ale podanej w sposób wiarygodny a nie tak kuriozalny że aż śmieszny.
Z filmu można wysnuć wniosek że gdyby nie czarnoskóre pracownice Amerykanie nigdy nie wylądowaliby na księżycu.

arch96

Największym problemem twojego opisu jest jego zakończenie, cytuję: "Nie po raz pierwszy okazuje się że największy problem jest filmami "opartymi na faktach", zwłaszcza z obrazami politycznie poprawnymi." Niestety jest to związanie z faktem, że dziś zupełnie bez sensu wszędzie "POLUJEMY" na pojęcie "POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA". Nie wiem czy oglądałeś film, ale twój opis wyżej jest "DOKŁADNYM OPISEM" fabuły "Hidden Figures", a polskie tłumaczenie "Ukryte Działania" to dopiero "Nieprawność Polityczna" ponieważ wypacza cały sens filmu "Hidden Figures". Ba, nawet Tłumacz Google daje: "Ukryte Figurki" czyli "Ukryte Osoby", powód dla którego ten film poszedł do produkcji. Owszem w pkt. 6 twojego opisu piszesz, cytuję "(6) (...) nie jest też tak nieznana jak chce autor opisu, gdyż została wcześniej m.in. szczegółowo opisana w książce afro-amerykańskiej autorki na podstawie której powstał ten film i kilkunastu artykułach prasowych w różnych okresach czasu." - Tylko mój drogi, kto słyszał o tej książce, na ile języki świata została przetłumaczona. Ba, nawet słynni Afroamerykanie, w tym Pharrell Williams, jeden z producentów filmu (dodatek do filmu) zgodnie mówią, że nie słyszeli o tej historii, a co dopiero Argentyńczyk, Polak, Chińczyk, Somalijczyk, Arab, Hindus i Australijczyk z różnych kontynentów Świata, prawda? P.S. - Sorry, odpowiedź spóźniona, ale dopiero wczoraj film oglądałem, i byłem ciekaw jaka reakcja na FILMWEB, widzę twój popularny wpis, ponad 100 odpowiedzi, dlatego swoje kolejne dwa grosze dorzucam. Też piszesz w pkt. 6, znowu zacytuję... (6) "Historia nie jest więc aż tak niezwykła" (....), a ja widziałem w filmie Polaka Zielińskiego, który namówił "Czarną" by złamała społeczną normę segregacji, wysłał ją do "Uniwersytetu dla Białych", widziałem Amerykańskiego Białego Astronauty Johna Glenna, który kiedy los pionierskiego lotu okrążenia Ziemi wisiał na włosku z powodu sprzecznych obliczeń komputera IBM, mówił (rodzaj ultimatum) w czasach głębokiej SEGREGACJI RASOWEJ; "Let the smart one do the calculations", czyli niech Czarna obliczy... proszę, "Glenn had asked for her specifically and had refused to fly unless Johnson verified the calculations, czyli w skrócie; Glenn odmówił lotu, chyba że Johnson, CZARNA sprawdziłaby obliczenia!!!, i wiemy, że miły Bóg pozwolił Katherine Johnson dożyć czas kiedy "WYSZŁA Z UKRYCIA". Późno bo była "UKRYTA", ale zasłużenie w wieku 97 lat 24.11. 2015 otrzymała najwyższe oznaczenie USA; "Presidential Medal of Freedom.- "Prezydencki Medal Wolności" Późno bo była "UKRYTA", w wieku 99 lat ma swój budynek w NASA; "Katherine G. Johnson Computational Research Facility". Dla mnie i dla każdego rozsądnie myślącego bez żadnych uprzedzeń, to "NIEZWYKŁA HISTORIA". Reasumując, możesz tylko mieć pretensję do opisu filmu na FILMWEB, ponieważ twój opis jest w 100% zgodny z fabułą filmu. Wszystkie wypunktowane przez ciebie tematy są zgodne z treścią filmu, z fabułą filmu, szkoda tylko, że przez niewiedzę ponieważ filmu nie oglądałeś przed wpisem, a jeśli oglądałeś, to pewnie wybiorczo, i przez fakt czepiania się, czyli nadużycie pojęcia "Poprawność Polityczna" wprowadziłeś czytelników FILMWEB w błąd z tezą, że film jest zakłamany. Mam nadzieję, że NIECELOWO. Po prostu nie oglądając filmu, komentarz napisałeś opierając się na dostępny tutaj niedokładny opis filmu "Hidden Figures". A szkoda!!! Jeśli jeszcze nie oglądałeś, to POLECAM. Kończąc, jeden silny morał został mi po "Hidden Figures". Otóż, gdyby Albert Einstein nie poszedł do szkoły, byłby po prostu "ANALFABETĄ". Nie zostałby kim został. Po prostu Einstein ANALFABETA! Taką wagę ma EDUKACJA w naszym życiu. Mam nadzieję, że kumasz sens tego stwierdzenia. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 5
arch96

Ja tu widzę konfabulacje typowe dla Hollywood, nie na zasadzie poprawności politycznej tylko hiperboli, aby było bardziej donośne kino, bo im większa walka tym większe zwycięstwo. Spory odsetek ludzi po prostu lubi takie podkoloryzowanie. To samo mieliśmy Przełęczy ocalonych i wielu innych :)

ocenił(a) film na 7
arch96

Tu:
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Katherine_Johnson

Obecnie ta pani ma 101 lat!

ocenił(a) film na 4
arch96

Pierwsze 15 minut a stężenie podlizywania się mjurikanów w stronę afromjurikanów osiąga zenit. Ja wyłączam film.

arch96

@Arch 96 niezły musisz mieć ubaw... Dla tych co nie sprawdzają: Ad 1) NACA zostało zlikwidowane w 58 a na filmie widać, że te kobiety już trochę tam pracowały. Ad 3) Rasizm jest ogromną przeszkodą, sa jak schody dla człowieka na wózku. Ad 4) Pewnie nie wszystkie były geniuszami ale za pewne matematykę znały lepiej niż większość oglądających ten film. Ad 5) Glenn był pierwszym Amerykaninem na orbicie. Na filmie widać też że wyścig jest w pełni ale jest różnica między wysłaniem satelity czy Łajki a wysłaniem człowieka i jest na to położony nacisk.
Ps. Film jest na pewno w nurcie politycznej poprawności, nieco podkręcony i podkolorowany, przedstawia subiektywny wyidealizowany obraz ale po co robić o kimś film i umniejszczać jego zasługi? Zresztą przy okazji dzięki temu kreuje pozytywne postawy i wzorce zachowań. 

ocenił(a) film na 8
arch96

A mnie się tam podobał. Historii w ogóle nie znałem, z doświadczenia wiem jednak, że pewnie się trochę z prawdą rozmija, ale dobrze podrasowaną lepiej się ogląda. Jak dla mnie Amerykanie kręcą najlepsze filmy, potrafią grać na emocjach i z nudnych historii zrobić coś wciągającego. A że politycznie poprawne i ciemnocie wkręca odpowiednią ideologię to nie problem. Ciemnotą się tak prosto steruje, że można ich światopogląd zmienić w ciągu 24 godzin. a ludziom świadomym i inteligentnym taka propaganda nie zaszkodzi.

ocenił(a) film na 10
arch96

głupoty łatwo napisać, historię łatwiej nagina się do swoich przekonań, kiedy nie umie się czytać. Kobiety wykonywały obliczenia, mając wysokie wykształcenie naukowe i predyspozycje do zawodu. "The term “computer” referred to a job title for someone who performed highly complex mathematical calculations, not the machines that did them." Dodatkowo programowały jako pierwsze, z powodu tego że mężczyźni w nasa "distrusted computers and believed their own human calculations were superior, which ended up giving women early experience in the new skill of computer programming."

https://education.nationalgeographic.org/resource/women-nasa
https://airandspace.si.edu/stories/editorial/hidden-no-more-black-women-groundbr eakers-nasa

arch96

Nie oglądałem, ale kiedyś interesowałem się historią podboju kosmosu i tak sam opis filmu to od razu myślałem, że jakaś alternatywna historia świata, sci-fi. fantasy :) Ale dziś Mała Syrenka jest czarna, jutro zobaczymy Pinokia z hebanu:) Kleopatra była czarna :) Kurde czemu czarnych postaci nie pokazuje się jako białych? Aaa bo rasizm działa w jedną stronę :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones