Cóż... połączenie s-f z horrorem opartym na chrześcijańskich mitach (bo przecież jak Zły gada, to wyłącznie po łacinie - bo tak będzie strrrrraszniej i bardziej swojsko - usłyszymy łacinę i już wiadomo o co kaman) jest dla mnie niezjadliwe.
I na cholerę to łączyć? Czy naprawdę do obcowania z demonami potrzebna jest technika XXX wieku, pozwalająca stworzyć miniaturową czarną dziurę? W bajkach i horrorach jest prościej.
Mam podobne odczucia. Oczywiście można było mówić o złu czy piekle, ale tutaj to przesadzili do tego stopnia, że nie byłbym zdziwiony gdyby w jakimś momencie maszkara przedstawiła się jako Lucyfer. Niemniej jednak, film miał fajny klimat i do końca nie sposób było przewidzieć jego zakończenia.