W momencie zadumy po obejrzeniu tego filmu, przyszła mi do głowy ta myśl.
Kto czytał trochę Lovecrafta na pewno przyzna mi rację.
W końcu to u Lovecrafta dowiadywaliśmy się, że poza widzialnym światem
istnieją liczne ukryte wymiary, nieodmiennie mroczne, złowieszcze. Tak
straszne, że nie da się opowiedzieć o ich okropieństwach, a zobaczenie tego
na własne oczy choćby przez chwilę może przyprawić każdego o szaleństwo.
Aha i gdy ktoś raz przekroczy granicę światów, nigdy nie zerwie do końca
łączności z tamtym ukrytym.
Stawiam, więc, że scenarzyści czerpali garściami z Lovecrafta. No i zwracam
się tu do tych którzy czują niedosyt po tym filmie, bądź nie rozumieją
przesłania: poczytajcie wspomnianego już w mojej wypowiedzi Lovecrafta.
Polecam! (ale nie nastawiajcie się na czytanie opowiadań z wartką akcją, a
raczej czegoś do przemyśleń)
Bardzo możliwe, ja oprócz tego wyczułem nieco nawiązań do Hellraisera, choć niestety film mnie rozczarował, można go moim zdaniem porównać z nieco późniejszą "Kulą" choć tamten film o wiele bardziej mnie wciągnął. Nie rozumiem zachwytów nad tą produkcją, i nie widzę w niej jakiejkolwiek innowacyjności czy nowatorskości patrząc na kino tamtego okresu :/
Tu raczej nie chodzi o nowatorskie podejście do tematu ale klimat. Jest świetnie zbudowany, a i scenariusz nie jest bardzo naciągany. Pamiętam te wieczory przy VHS.
Pozdr.