jaka była różnica pomiędzy trafieniem do piekła osoby, która zgineła na statku (czyli np dziewczyna, która spadła z wysokości zwabiona przez halucynacje swojego dziecka) a np czarnoskórego dowódcy statku, który został tam wzięty "żywcem"; drugie pytanko - czy osoby, które tam trafiły żyły i tam ginęły czy już nie żyły i zgodnie z tradycyjną definicją piekła miały tam trafić na zawsze czy może jeszcze jakoś inaczej, być może film tego nie wyjaśnia, ale być może ktoś oglądał bardziej uważnie niż ja :)
Poprzednia załoga "Horyzontu zdarzeń" pozabijała się sama. Statek wrócił odmieniony co swoimi słowami potwierdził dr. Weir. Więc być może zabierał ze sobą zarówno zmarłych jak i żywych(a w zasadzie miał zabrać) stąd wpędzanie załogi w obłęd i uśmiercanie jej w trzewiach statku
Nie rozumiem co znaczy "odmieniony" - to znaczy, wiem co to za słowo, ale nie rozumiem kontekstu. Czy chodzi Ci o to że jak załoga zabiła się sama, to nie trafią do piekła, a statek opuści, nazwijmy to, obłęd (czyli znany motyw z filmów tego typu, 'nie zbliżaj się bo zarażam, zabij mnie zanim zaraza się rozprzestrzeni'); a jeśli załoga nie zabije się sama tylko zginie w inny sposób to trafi do piekła?
Odmieniony....wleciał do piekła jako zwykły zbiór mechanizmów. Wrócił z niego jako myśląca istota. Karmił się rozpaczą, strachem i śmiercią załogi. Być może śmierć na jego pokładzie oznaczała natychmiastowy "bilet na dół" ale zabranie do piekła żywych istot było jego celem. Wszak zabrał kapitana i doktora :)
"Wszak zabrał kapitana i doktora"
No tu bym się nie zgodził. Raczej nie zabrał doktora, gdyż ten zginął, jak pamiętamy, wylatując przez okno, które sam rozbił. Myślę że to co widzimy na końcu filmu to był doktorek...albo raczej jego dusza, ale już w wersji tak jakby "zintegrowanej" ze statkiem, czyli po jego smierci. Zatem statek zabrał tylko kapitana jako żywą istotę. Biedny Miller, żal mi go...naprawdę.