Nie krwią i flakami - choć, oczywiście, bez kilku ostrzejszych scen się nie obyło - a erotyką i surrealizmem. Paranoja, psychodela, psychoanaliza. Mistrzowskie zacieranie granicy między jawą a snem (montaż!). Znakomita muzyka Ennio Morricone, tak jak w spaghetti westernach, pełniącą funkcję narracyjną. W pierwszej połowie filmu da się odczuć wpływy "Wstrętu" Polańskiego i "Piękności dnia" Bunuela, druga połowa to już bardziej typowe giallo. Znaczy się mniej surrealizmu, więcej kryminału. Szkoda, ale i tak jest git. Przede wszystkim ze względu na zdjęcia Luigiego Kuveillera, które to czynią "Jaszczurkę..." bodaj najpiękniejszym filmem Fulciego. Formalnie tak dopieszczonym, że aż chciałoby się powiedzieć: Najlepszy film Daria Argento, którego nie zrobił Dario Argento.