Z całą stanowczością mogę polecić tę część. Jest akcja i jej zwroty, rozpierducha, jest trochę myślenia, wspomnień, tyłeczek Kasi Beckisnale jest chyba jeszcze bardziej wyeksponowany niż poprzednio.
Jedyne, co jest dla mnie na minus, pomimo epickiego dekoltu, to Semira:
a) jej arystokratyczna wersja jeżyka angielskiego działa na nerwy. Rozumiem, jest 1000-letnim wampirem, więc nie będzie przemawiać brooklynowskim slangiem, ale na miłość boską, w XXI wieku w USA, żeby ktoś mówił, jak lokaj królowej Elżbiety II? Neee...
b) ginie, kiedy David przebija jej pełen intryg łeb mieczem na wylot. Ale przecież w III części Viktor został w ten sam sposób potraktowany przez Luciana... i przeżył.
Motyw z przejściem do Świata Świętości też był trochę dziwny, nie do końca go rozumiem.
Reszta, miodzio.