Ksiądz był niewinny - tak to wszystko zostało przedstawione, że nie miałem żadnych WĄTPLIWOŚCI w jego uczciwość. Siostra Aloysius nie chciała pogodzić się z faktem, że można żyć inaczej, radośniej, bardziej szczęśliwie (okazałoby się wtedy, że zmarnowała całe życie na bezsensowną postawę życiową), dlatego chciała wieżyć w to, że Flynn jest winny (bo wtedy to ona miałaby rację - radość musi być złem, a jedynie słuszne jest cierpienie - niestety taka forma chrześcijaństwa stanowi teraz większość, ludzie nie potrafią żyć inaczej, szczęśliwie, nie wierzą w to, że mogą być szczęśliwi, dlatego starają się to usprawiedliwić poprzez ideę zbawiennej roli cierpienia). Jak się okazało ksiądz miał coś na sumieniu, ale to daleka przeszłość i prawdopodobnie nic aż tak złego, inaczej zostałby usunięty zupełnie z kościoła, ale wysłany gdzieś na odludzie. Pozostałość nie pozostawiała wątpliwości. Film bawił - to jego mocny atut, niestety tylko do mniej, więcej połowy. Może urażę tu niektóre osoby, ale film o "wątpliwościach" związanych z wiarą może być interesujący dla kogoś, kto szuka sensu w wierze w Boga. Ja już dawno z tego wyrosłem. Interesująca była osobowość siostry Aloysius, ale czy wystarczająco interesująca? Takich zgorzkniałych, nieszczęśliwych postaci, przeświadczonych o swoich racjach jest w okół nas mnóstwo, więc nie jest to dla mnie jakiś szczególnie interesujący temat. Film banalny, smutny (bo ostatecznie to zło w postaci siostry Aloysius wygrało), bez zaskakującej puenty . Gdyby reżyser trochę inaczej przedstawił tą sytuację, gdyby nie rzucała się od razu w oczy nienawiść siostry Aloysius do trybu życia, postawy i wyznawanych wartości księdza Flynna, a jednocześnie podrzuciłby widzowi więcej powodów do "wątpliwości", film mógłby być interesujący. Jednym zdaniem film przypomina mi drogi fajerwerk, który nie wypalił. Zapraszam do polemiki.
i film jest o tym właśnie, że nie każdy (nawet wśród duchowieństwa) chce być jak Jezus, dlatego uprawia politykę;
kwestia eutanazji to kwestia polityczna, wyjątki ustanawiają reguły, teraz matka która domaga się eutanazji dla swojego bardzo cierpiacego syna ustanowi prawo, które spowoduje, że będzie uśmiercać się ludzi, którzy MOŻE mogliby żyć... itd. A jakbys się czuł gdybyś dowiedział się, że dziecko przed Tobą matka wyabortowała? Też byłbyś zwolennikiem aborcji? Czy miałbyś wątpliwości?
Bo - pozostajemy na polu mówienia o filmie - dopiero wątpliwości tworzą wspólnotę (z kazania O. Flynna)
jako, że jestem pod wrażeniem formy tej rozmowy i jeszcze bardziej tego filmu pozwólcie że wtrące swoje 3 grosze...
po pierwsze uważam ten film za świetne kino, i to nie tylko z powodu aktorstwa, które rzeczywiścei jest tutaj wybitne ale również ze wględu na to niezwykłe, podskórne napięcie wynikające z rozmowy, gestów, niedopowiedzeń...wbrew obiegowej opini uważam, że ten film ma świetną fabułę właśnie wynikającą z tych drobnych gestów i drobiazgów, które możemy sobie wszyscy na swój sposób interpretować. Ja w każdym razie oglądałem ten film z przysłowiowymi wypiekami na twarzy - każda rozmowa głównych postaci miała taki ładunek napięcia, że wystarczyłoby na wszystkie filmy akcji:)
po drugie absolutnie i kategorycznie nie zgadzam się, że ten film powinien mieć jakieś bardziej konkretne zakończenie, wskazujące dość jednoznacznie kto miał racje a kto nie! - uważam, że ta niejasność, pozostawienie na koniec jednej wielkiej wątpliwości jest największą siłą tego filmu (obok aktorstwa). A już pomysły z gatunku romansu księdza z młodszą siostrą dla poprawienia emocji traktuje jako dowód niezrozumienia istoty tego filmu...
i po trzecie - ja osobiście mam swoje zdanie czy jak kto woli interpretacje, zakończenia tego pojedynku ksiądz-siostra (i z całym szacunkiem niech mi nikt nie mówi, że nie mam prawa takowych mieć gdyż to nie jest powiedziane wprost przez twórców...zgadza się, nie jest powiedziane i właśnie dlatego każdy z nas widzów ma prawo do własnej interpretacji i osądu kto miał racje, o ile ktoś w ogóle ją w tym przypadku miał) Dla mnie nie ulega nomen omen:) wątpliwości, że siostra wbrew pozorom była osobą chcącą działać dobro i wszystkie jej działania były dyktowane tą chęcią nawet jeśli jej metody nie przystają do naszych dzisiejszych wyobrażeń "bycia dobrym" bo przecież nasz papież, symbol dobra był uśmiechnięty, dobrotliwy, otwarty itd. Myślę jednak że siostra mimo dobrych chęci pogubiła się i zatraciła swój niepodważalny instynkt w walce z "nowoczesnością" której ucieleśnieniem był ksiądz i jego zachowanie. I na koniec: myśle, że to kto miał racje w tym sporze w sumie nie jest aż tak istotne to jednak uważam, że ksiądz był niewinny. Oprócz ostatniej sceny z wyznaniem siostry (którą rzeczywiście, jak ktoś już napisał można odczytywać jako wyznanie wątpliwości co do wiary a nie co do winy księdza) to dla mnie najlepszym dowodem na to, że siostra się pomyliła jest scena od której według siostry wszystko się zaczęło - ona nabrała pewności, że coś jest nie tak po cofnięciu ręki chłopaka przed księdzem... - obejrzyjcie sobie tą scenę - tam nie ma nic z lęku przed tzw "złym dotykiem" czy czymś w tym rodzaju, jest zwykły wstyd młodego chłopaka, że ksiądz przy wszystkich pokaże jego brud za paznokciami...nic więcej. To też zasługa świetnego aktorstwa:) Jeśli na tej podstawie oglądająca tą scenę przez okno siostra ułożyła sobie wizerunek molestującego księdza to widać że był on zafałszowany, prawdopodobnie jej strachem przed tymi zmianami, które reprezentował swoją osobą ksiądz.
To tyle, wybaczcie długość ale zebrało się tego trochę:)
Fajny tekst, każdy boi się zmian i z pewnością chciała czynić dobro, co nie zmienia faktu, ze źle postąpiła, ale nie każdemu jest dane czynić dobroć, tym bardzie poprzez strach, no ale ok filmie jest to pokazane, jak jest i to jest w nim cudne.Wiec reasumując .
1. ksiądz był bardzo liberalny i chciał w ten sposób zmienić kościół.
2. siostra byla bardzo konserwatywna plus jej charakter i strach pzred
zmianami spowodował, ze nie lubiła księdza Flynna i wmówiła sobie ze zrobił to co zrobił.
3. ksiądz się wycofał, ponieważ nie jest tak, ze niewinny się wybroni, było by to niezła naiwności tak myśląc-jak ktoś wspomniał. Acha i jego wycofanie nie jest żadnym dowodem na jego winę.
4. Tez myślę ze jej wyznanie wątpliwości było skierowane do wiary, tylko czy zwątpiła przez księdza, czy przez przemyślenie swoich wartości, a może jedno i drugie.
heh, muszę jakoś stanąć w obronie mojego pomysłu o romansie siostry z księdzem :). Oglądając ten film i nie dowiadując się wcześniej zupełnie o czym jest, przez moment zacząłem się zastanawiać, czy czasem to nie jest zamysłem tego filmu. Szybko okazało się, że na pewno nie, ALE ... :) ... Przyznaj, że taki film też byłby ciekawy, być może ktoś już podjął taką tematykę - zakazana miłość księdza do siostry zakonnej, ale nie widziałem jeszcze czegoś takiego na ekranie. Oczywiście szybko okazało się, że do czegoś takiego w tym filmie nie dojdzie, to była tylko taka krótka myśl, więc nie warto o tym rozmawiać heh.
Poza tym jesteś razem ze mną dopiero trzecią osobą, która uważa, że ksiądz był niewinny. Miło widzieć, że nie jestem w tej interpretacji zupełnie osamotniony :).
Pozdrawiam
szczerze mówiąc to ja jestem wręcz przekonany o niewinności księdza, moim zdaniem przekonuje o tym cały film a scenę z "zabieraniem ręki" podałem tylko jako przykład/dowód dla mających wątpliwości:)
gdyby było mało:
- kreacja Hoffmana, który gra człowieka mającego z pewnością na swym sumieniu jakieś grzeszki ale co do molestowania gra całkowicie niewinnego... (poza tym wygląda na to, ze sporego kalibry ciężar/grzech nosi siostra a nie ksiądz). Biorąc pod uwagę, że Hoffman jako jedyny dostał od reżysera i twórcy sztuki informacje o tym czy ksiądz jest winny czy nie mogę sobie już wyrabiać stanowisko.
- pojawia się zarzut, że gdyby ksiądz był niewinny to by nie zrezygnował tylko walczył i że jego odejście jest przyznaniem się do winy...już widzę jak każdy z rzucających takie hasła oskarżony o molestowanie i żyjący w jakiejś niewielkiej społeczności, choćby w zwykłym, małym polskim miasteczku wstaje i honorowo walczy o swoje dobre imię...dodajmy do tego jeszcze czasy w których toczy się opowieść... Ucieczka o niczym tu nie świadczy.
- natknąłem się nawet na opis jakoby czułe/troskliwe przytulenie chłopaka przez księdza na szkolnym korytarzu było niestosowne i było dowodem jego winy... no tu już wpadamy w jakąś paranoje a dookoła wszyscy wychowawcy naszych dzieci to ukryci pedofile...:)
-kolejny "dowód" przeciwko księdzu - rozmowa siostry z matką chłopaka - ktoś już o tym pisał więc tylko powtórzę - ta rozmowa świadczy tylko o tym, że chłopak jest "inny" i że ma z tym, wybaczcie kolokwializm, przesrane. Czym jest ta "inność" (może powołanie...) i jaki to ma związek z księdzem nie bardzo wiadomo a już dowodu winy na molestowanie księdza nie daje z pewnością.
ale i tak wciąż mam nadzieje, że zaliczam się do wątpiących bo mam wrażenie, że to cecha ludzi myślących:)
pozdrawiam wszystkich wątpiących:)
Aborcji jestem przeciwny, bo kto ma wlasnie zdecydowac ? Zarodek ? Ten maly czlowieczek? Chodzi o eutanazje dla ludzi swiadomych, ktorzy podjeli taka decyzje, ktorzy sami zdecydowali i zdania na ten temat nie zmienie.
myślę, że wątpliwośc dotyczyła wiary, co zasugerował krzyż Alojzyny, który przykrył habit, odebrałam to jako aluzję do tego właśnie. chociaż ogólnie film był o wątpliwościach dotyczących różnych problemów. ja jednak odebrałam zakończenie, jako swego rodzaju "triumf" nowoczesności nad konserwatywnością, ale może to wynika z podświadomości, bo sama jestem raczej liberalna, niż konserwatywna :). pozdrawiam
apropo tych tematów. Ja osobiście jestem przeciw aborcji ale za eutanazją. O aborcji nawet nie chce słyszeć nawet jeśli ciąża byłaby wynikiem gwałtu to nie zmienia to sprawy że to dziecko nie jest niczemu winne, to nie ono zgwałciło, wiec dlaczego tylko ono miałoby za to płacić.Natomiast co do eutanazji , wyobrażacie sobie własne życie jako życie roślinny ? Bo ja nie i nigdy przenigdy nie chciałabym tak życ co z tego że może masz świadomośc co sie z tobą dzieje, jak nie możesz sie ruszyc nie mozesz nic powiedziec, zjesc o własnych siłach , czy umyc sie i ubrac. To nie jest życie ... Pozdrawiam
ale wiesz, co do aborcji w przypadku, kiedy ciąża jest wynikiem gwałtu, to stanowczo się z tym nie zgadzam. Nikt nie może nakazać kobiecie zachowania ciąży zapoczątkowanej przez jakiegoś obrzydliwego zwyrodnialca. Aborcja w moim odczuciu w tym przypadku jest mniejszym złem. Sama jesteś kobietą, więc myślę, że możesz sobie to wyobrazić. Myślę, że trzeba robić wszystko, żeby nie dochodziło do gwałtu głównie przez zaostrzenie kar. Teraz za gwałt w Polsce dostaje się marne 12 latek, to dla mnie kpina, są tacy zwyrodnialcy, którym to się kalkuluje - w więzieniu mają przynajmniej regularne posiłki. Ale ok, odbiegliśmy od filmu :).
pozdrawiam
Poza tym, jeżeli zakazałoby się aborcji w takich przypadkach, to pewnie większość z tych kobiet popełniłoby samobójstwo - takie rozwiązanie nie wchodzi więc w grę.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i z tym sie z tobą zgodze ale wiesz ... czemu winne jest to dziecko ? Wrócmy do tematu filmu :PP Ale zauważyliście ze ten film ma w sobie to coś co sprawia ze teraz o nim rozmawiamy i każdy ma inne wątpliwości niewątpliwe to jest urok tego filmu :D
No, faktycznie rozmowa z mojej strony już się rozszerzyła do seryjnych morderców :P
Ten watek wywolal bardzo burzliwa polemike i nawet jesli bym chcial to nie jestem w stanie przeczytac wszystkich postow, bo najzwyczajniej w swicie nie moge poswiecic na to az tyle czasu.
Ale do wypowiedzenia sie w tym watku sklonil mnie pierwszy z postow.
Musze przyznac, ze jego autorka czy tez autor wydaje mi sie troche ignorantem. Juz sam fakt, ze stwierdze, ze film wydaje sie dla niego zabawny bardzo mnie uderza (choc sam jestem ateista i nie czuje sie jakos przywiazany do Kosciola katolickiego).
Jednak nie o tym mialem pisac. Jesli chodzi o watpliwosci to jesli ktos uwaznie ogladal film to bez watpienia powinien je miec. Bo nie jestesmy swiatkami tego co zaszlo w gabinecie ksiedza i nie mozemy byc w 100 % pewni. Rezyser dal nam jednak pewne znaki, dzieki ktorym mozemy znalezc argumenty przemawiajacej o winie ksiedza badz jej braku. Sam ksiadz mowi (choc nie wprost) o swoich sklonnosciach homoseksualnych ("to sa uczucia, ale nie fakty"- przynajmniej ja to tak o tym odebralem i jedna podoba wypowiedz), trzyma w Biblii kwiaty, przesadnie dba o swoje paznokcie, jego relacje sa chlopcami sa blizsze niz z dziewczetami, dostaje niespodziewany awans etc., z drugiej strony wiem, ze Aloysius polega jedynie na swoich domyslach, klamie w sprawie telefonu do poprzedniej parafii...
Dlatego nie mozna jednoznacznie stwierdzic co zaszlo miedzy chlopcem a ksiedzem...
Rowniez nie wiem do konca o jakie "watpliwosci" chodzilo w ostatniej scenie, watpliwosci w winne ksiedza? a moze o watpliwosci w sprawie wiary (wkoncu Aloysius w dziwny sposob obraca swoj krzyz), moze w swojej wytrwalej walce w obronie Kosciola siostra zagubila sie i sama zwatpliwa w Boga?
I wlasnie za to, ze nie wszystko jest powiedziane prost, nie wszystko jest jasne, ze tak naprawde nic nie jest czarne i biale cenie ten film.
Moja ocena to 8/10
o wlasnie, chyba ze jest to wynikiem gwaltu, jak wspomnial kreator, pzrez takie cos Kobieta moze popelnic samobojstwo i urodzac dziecko do ktorego moze czuc niechęć i obrzydzenie a w tedy nie dosc ze dziecko bylo by poczete z gwaltu to jeszcze pzrez to bedzie cierpiec i moze nie zaznac milosci matczynej-takiej prawdziwej, a przez takie rzeczy ludzie wyrastaja pozniej na psycholi i seryjnych mordercow. Co nie znaczy ze zmieniam zdanie co do aborcji, nadal uwazam to za smierc czloweika, ale wlasnie punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Co innego wpadka, a co innego gwalt.
Ja się wypowiem odnośnie samego tematu, bo dyskusji pod nim jeszcze nie czytałam.
Jedna uwaga do Ciebie kreator_4 - powinieneś napisać jakieś ostrzeżenie, że temat zawiera spoiler - zdradzasz tu ważne elementy filmu i końcówkę (tak mniej więcej), więc jakieś coś w stylu
----- "UWAGA! SPOILER" ------ powinno się tu koniecznie na początku pojawić.
Co do samego filmu to odniosłam identyczne wrażenie. Jednym słowem za mało wątpliwości w "Wątpliwości". Tematyka byłaby nawet ciekawa. I nie chodzi mi tu nawet o kwestie religijne, ale samą pedofilię, czy też pozytywną pedofilię lub też kwestie pochopnego i w ogóle jakiegokolwiek osądzania. Obsada doskonała, scenagrafia bardzo dopracowana - no i szkoda tego, bo tak jakby zabrakło zgrabnego scenariusza. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że ksiądz był niewinny, a właśnie chciałabym je mieć, bo bez nich film nie ma sensu. Może jak przeczytam cudze wpisy to odkryję coś, co być może przeoczyłam i uzyskam tą pożądaną wątpliwość, jednak jak na razie to nie mam wątpliwości. Natomiast to, że się przestraszył i że była sprawa tego telefonu jako jakiejś poszlaki na to, że coś tam kiedys zrobił, to dla mnie stanowczo za mało. Bo zrobić coś mógł, ale wcale nie musiał - mogła być podobna sytuacja, jak ta ukazana w filmie, czyli po prostu, że ktoś mu bruzdził, zrobiło się nieprzyjemnie i dla świętego spokoju wolał się przenieść. No i tak samo przeniesienie kończące film może wynikać także jedynie z tego, że nie chce drzeć kotów z tą siostrą.
Zachowania siostry - ta jej surowość - jest dla mnie nieco sztuczna. Nie chodzi mi o grę aktorską - to jest świetne. Tylko o to, że jest to tak dokładnie przedstawione - taka czysta idea zgorzkniałej starej dewotki. I jednocześnie kontrast z tą młodą i oczywiście jakże dobrą i czystą siostrą James - to takie jakieś zbyt proste po prostu, zbyt czarnobiałe. Idea pisania piórami w ogóle mnie rozbawiła, bo chyba każdy, kto pisał kiedyś piórem dobrze wie, że to wpływa fatalnie na charakter pisma, bo pisze się bardzo lekko i po pewnym czasie pismo staje się niechlujne. Natomiast właśnie przy użyciu długopisu można utrzymać ładny i porządny charakter pisma. Wiem, że to niby szczegół, ale przez takie szczegóły wzrasta nienaturalność historii - takie przerysowanie bez dbałości o realność. Ciekawe jest dla mnie zachowanie matki, ponieważ chce, aby jej syn za wszelką cenę pozostał w tej szkole. Tak jakby jest w stanie przymknąć oko nawet na potencjalne molestowanie seksualne. I to jest w sumie ciekawy dylemat - i kwestia tego na ile ma rację, co jest ważniejsze itd. Z tymże ta kwestia jest jedynie zasygnalizowana, bez większego rozwinięcia, a może byłoby warto. I zupełnie nie pasuje mi końcówka filmu - to, że siostrę Aloysius dopadają wątpliwości. Dlatego, że z jednej strony film pokazuje, że niby nie lubi ona tego księdza, bo on zbyt "wesoło" żyje (słodzi herbatę, ma długie paznokcie i lubi długopisy - czyli same straszne grzechy ;P ), a z drugiej strony chwilami wydaje się, że ona jednak wierzy w to, że jest on winny i że bez względu na inne sprawy np. dobro tego chłopca, należy wyciągnąć konsekwencje i ukarać księdza. No więc raz, że nie widzę sensu takiego przeginania z tym jej surowym podejściem do życia, a dwa, że nie rozumiem skąd u niej te wątpliwości na końcu skoro właściwie nic się takiego nie stało, żeby mogła je nagle mieć. No i te wątpliwości bardziej pasowałyby do osoby, która starała się pozbyć księdza z powodu wiary w jego przewinienie - czyli osoby chcącej dobrze, a zupełnie nie pasują do osoby, która chce się go pozbyć, bo nie lubi jego stylu życia, a przez większość filmu tak właśnie jest przedstawiana postać siostry Aloysius.
Nie widzę w tym filmie jakiegoś przesłania - przynajmniej takiego, które nie byłoby oczywiste, czyli np. coś w stylu, że można być dobrym człowiekiem nie będąc jednocześnie smutnym i rygorystycznie surowo postępującym. Szkoda mi, bo miałam spore nadzieje co do tego filmu, głównie ze względu na Philipa Seymoura Hoffmana. Nie rozumiem dlaczego nie pokazali czegokolwiek, co by choć trochę sugerowało możliwą winę ksiedza. Film od razu by zyskał.
Ksiądz był winny czy nie - osobiście nie potrafię jednoznacznie opowiedzieć się po którejś ze stron. Nie przemawiają do mnie argumenty za i przeciw ;) Bo w każdym z nim istnieje ziarenko niepewności, braku definitywnych dowodów.
I nie jest rzeczą naistotniejszą osądzenie ojca Flynna. Uważam, ze najważniejsze jest to, aby uzmysłowić sobie z jaką łatwością ulegamy być może błędnym wrażeniom. Dla niektórych dowodem winny księdza jest jego odejście, a dla drugich argumentem przemawiającym na korzyść ojca jest zachowanie chłopca.
Myślę, że siotra Aloysius poniekąd zazdrościła księdzu jego podejścia do młodzieży, tego jak dzieciaki do niego lgnęły. Może bała się, że utraci przez to swój autorytet. Bała się zmian. I nie można jej za to winić.
Każdy z nas ma swoją własną interpretację, która jest mniej lub bardziej poprawna ;) I to jest w tym filmie cudowne, że nie ma jednego określonego punktu zaczepienia. Autorzy pozostawili odbiorcy drzwi otwarte do własnego rozstrzygnięcia tej niebywale trudnej kwestii. A zakończnie jest tego doskonałym potwierdzeniem.
....Myślę, że siotra Aloysius poniekąd zazdrościła księdzu jego podejścia do młodzieży, tego jak dzieciaki do niego lgnęły. Może bała się, że utraci przez to swój autorytet. Bała się zmian. I nie można jej za to winić....
myślę, że jednak fakt, że siostra swój autorytet i chęć utrzymania swojej uprzywilejowanej pozycji stawiała na pierwszym miejscu to patrząc na nią jako na wychowawcę młodzieży to chyba jednak można, a nawet powinno się ją za to winić...:)
Po dwóch tygodniach przymusowego odpoczynku (od dyskusji) wracam do rozmowy o filmie. Chcąc być na bieżąco przeczytałam cały wątek od początku i zdałam sobie sprawdę ile straciłam przez brak czasu na wymianę zdań.
Na początku chciałabym nawiązać do kilku wcześniejszych wypowiedzi, z którymi się nie zgadzam:
1) co do wypowiedzi kukizipiersi4:
'Chodzi o to, iz w tamtych czasach takie właśnie były zakonnice jak siostra Aloysius z takimi pogiętymi wartościami'
Tak naprawdę Siostra Aloysius była jedna. Nie mówię tu tylko o kontraście między nią a Siostrą James. Ale w epizodach, kiedy widzimy inne siostry możemy zauważyć, że bliżej im do naiwnej postaci granej przez Amy Adams niż do stanwczości Meryl Streep.
2) następnie kwestia wypowiedzi Eleonory:
'No więc raz, że nie widzę sensu takiego przeginania z tym jej surowym podejściem do życia, a dwa, że nie rozumiem skąd u niej te wątpliwości na końcu skoro właściwie nic się takiego nie stało, żeby mogła je nagle mieć.'
Jeśli te wątplwiości oznaczają według Ciebie niepewność w winę Ojca to faktycznie mogłoby to nie mieć sensu, jednak moim zdaniem nie dotyczą one tej kwestii. To spojrzenie na krzyż i ukrycie go w fałdach szaty wskazuje (według mnie) na wątpliwości dotyczące sprawiedliwości w kręgach duchowieństwa - mam tu na myśli awans księdza.
3) znów wypowiedź Eleonory:
'No i te wątpliwości bardziej pasowałyby do osoby, która starała się pozbyć księdza z powodu wiary w jego przewinienie - czyli osoby chcącej dobrze, a zupełnie nie pasują do osoby, która chce się go pozbyć, bo nie lubi jego stylu życia, a przez większość filmu tak właśnie jest przedstawiana postać siostry Aloysius.'
Wydaje mi się, że nie jest to postać 'nie lubiąca stylu życia Ojca'. Mam wrażenie, że w rozmowie z matką chłopca udowodniła, że zależy jej na bezpieczeństwie Donalda.
Możemy zastanawiać się czy jej działania były słuszne, ale uważam, że cele jakie sobie postawiła z pewnością takie były. Dojście do prawdy. Zapewnienie bezpieczeństwa chłopcu.
I tu dochodzę do następujących wniosków dotyczących postaci Siostry Aloysius:
Uważam, że pod tą grubą warstwą chłodu i obojętności kryje się sprawiedliwa (dążąca do odkrycia prawdy) i na swój sposób opiekuńcza siostra. Wydaje mi się, że takie drobne gesty jak przysunięcie widelca niedowidzącej siostrze, czy dbałość o chłopca ukazana w rozmowie z matką przemawiają za swego rodzaju 'dobrocią' siostry. Nie mówię tu o jej działaniach, ale o wyznawanych wartościach.
W tym momencie pragnę powiedzieć coś o czym jeszcze nie wspominałam. Uważam, że Akademia nie doceniła tego filmu. Wystarczyłby jeden Oscar żeby zainteresować nim za kilka lat tych, którzy nie widzieli go dziś.
Filmem zaczęłam interesować się stousnkowo niedawno. Wśród moich ulbubionych aktorek/aktorów filmowych są osoby, które mają na swoim koncie wiele filmów i nadrabiając zaległości w oglądaniu kinowych produkcji zaczynam od tych, za które te aktorki/aktorzy dostali Oscary bądź nominacje lub Złote Globy (bądź nominacje).
Poza tym oglądając filmy nominowane w tym roku (także te, w których aktorki/aktorzy dostali nominacje) utwierdzam się w przekonaniu, że 'Wątpliwość' zasługiwała na coś więcej niż 'tylko' nominacje za kreacje aktorskie.
W tym momencie to tyle ode mnie.
Pozdrawiam wszystkich dyskutujących w tym wątku :)
Polecałeś mi (kreator_4) film Lektor.
Obejrzałam go od czasu napisania przeze mnie ostatniego posta w tym temacie (poza dzisiejszym oczywiście) i powiem szczerze, że nie zachwycił mnie. Według mnie gra aktorska Winslet również słabsza aniżeli Streep.
Co do samego filmu to również pozostawia wiele niedopowiedzeń (jak w 'Wątpliwości') - nie wiem jednak czy były one zamierzone. W mojej opinii nie dodają one uroku filmowi. Konstrukcja filmu 'Doubt' przewiduje takie zakończenie z jakim się zetknęliśmy, jednak nie wydaje mi się, aby po obejrzeniu filmu 'The Reader' odpowiednim zachowaniem było zastanawianie się czy bohater nie powiedział o tym, że postać odegrana przez Winslet nie umie pisać bo:
1) postanowił uszanować jej tajemnicę
2) musiałby przyznać się, że znał niegdyś kobietę, która dopuściła się takich czynów
Według mnie takie niejasności nie grają na korzyść tego filmu. Ale cóż. Zwycięzca Oscarów - 'Slumdog' też nie stał się moim ulubionym filmem :)
Zastanawiam się jakie byłyby Twoje wrażenia, gdybyś nie przeczytała wcześniej opinii o tym filmie i gdybyś nie wiedziała o czym tak właściwie będzie. Jestem pewien, że na mnie ten film wywarłby zupełnie inne wrażenia. Przede wszystkim dzięki nieznajomości fabuły mogłem odczuwać to, co czuł ten "chłopiec". Najpierw miłość, fascynacja, piękno, następnie szok i takie trudne do określenia uczucie, będące mieszanką gniewu, żalu, poczucia winy, wstydu, a jednocześnie poczucia nieprzerwanej miłości do tej kobiety, ale takiej innej miłości - nieodwracalnie połączonej z poczuciem żalu, brakiem przebaczenia, gniewem. Dla mnie olbrzymim atutem tego filmu był szeroki wachlarz bardzo silnych, złożonych i niezwykle skomplikowanych emocji, które można było odczuć na własnej skórze. Paradoksalnie żałowałem także tej kobiety, która jak się okazało po prostu nie rozumiała do końca tego wszystkiego, to jeszcze bardziej komplikowało te wszystkie emocje i to ogromna zasługa autora książki, na której został oparty ten film.
Co do interpretacji tego filmu, a dokładnie wątku nie ujawnienia analfabetyzmu tej kobiety, to w moim odczuciu przeważyło poczucie gniewu, jakiegoś takiego wręcz obrzydzenia, obawy przed spotkaniem się z nią ze świadomością tego wszystkiego co z nią przeżył i jednocześnie ze świadomością okrucieństw, których się dopuściła. Jednak jak dalsza część filmu pokazała - nigdy nie przestał ją kochać. Nie chciał przestać ją kochać. Chciał, żeby to wszystko czego się dopuściła nie miało miejsca, ale przeszłości nie można zmienić. Siłą tego filmu jest ukazanie niezwykle silnych, ale też sprzecznych emocji. Na mnie zrobił on ogromne wrażenie. Ale nie zrobiłby takiego wrażenia, gdybym wiedział o czym będzie ten film. Już nie raz przekonałem się o tym, jak nawet reklamówki filmu potrafią zniszczyć jego odbiór. Może choć trochę przekonałem Cię do oglądania filmów "w ciemno" :).
Trochę odbiegliśmy od "Wątpliwości" :/
Serdecznie pozdrawiam.
Jeszcze tylko coś dodam:
"Wątpliwość" jest interesującym filmem, ma bardzo interesującą fabułę, uczy, jednak "Lektor" oprócz tego wszystkiego (chociaż wyobrażam sobie, że fabuła "Lektora" może być mniej interesująca kiedy ogląda się film wiedząc o czym będzie) wywołuje jeszcze bardzo silne emocje i to uwielbiam w filmach. Fajnie, kiedy są ciekawe, pouczające, kiedy dają do myślenia, ale dopiero kiedy wzbudzają silne emocje, stają się w moim odczuciu arcydziełami. :) Dlatego napisałem, że "Lektor" przyćmił mi "Wątpliwość".
uważam, że "wątpliwości" mogłyby zastąpić "milka" w walce o statuetkę dla najlepszego filmu. bo poza niezwykłą (i zgadzam się, że oskarową) rolą seana penna film mną właściwie nie poruszył, i nie ma to nic wspolnego z homofobią. no ale "slumdog" był bezkonkurencyjny ze względu na uniwersalność i egzotykę, choć mnie też średnio przypadł do gustu.
Chyba jednak przełamię się jeżeli chodzi o Slumdoga i obejrzę go sobie, może rzeczywiście jest dobry. Co do Milka, to zgadzam się, Sean Penn zagrał fenomenalnie, ale nie zdołałem obejrzeć do końca tego filmu. Mimo najszczerszych chęci, jako facet nie dałem rady - z biologią ciężko wygrać :). Obejrzałem go do połowy i rzeczywiście przynajmniej ta część filmu ciągnęła się w nieskończoność, niczym nie zaskoczyła i była taka bez smaku. Więc też nie rozumiem tej nominacji.
Dorzucę swoje trzy grosze, a co tam.
Co do "Wątpliwości" to i mnie się wydaje, że Akademia trochę tego filmu nie doceniła. W kategoriach aktorskich "Wątpliwość" miała naprawdę mocną konkurencję w tym roku i jestem w stanie zrozumieć, że statuetki powędrowały właśnie tam, gdzie powędrowały. Powinien jednak zostać nagrodzony scenariusz. Slumdogowy, oczywiście, na ekranie się sprawdził, ale to wszystko raczej zasługa tego, że współgrały ze sobą dosłownie wszystkie elementy (pomysł, zdjęcia, montaż, muzyka..). Mnie nie przeszkadza teatralność "Wątpliwości" i sądzę, iż przy odrobinie zaangażowania ze strony widza daje sie z historii wyciągnąć znacznie więcej niż to, co zostało pokazane wprost. Ten film tak naprawdę bardzo trudno rozgryźć, bo w samym scenariuszu jest cała masa niedopowiedzeń (a końcówka jest moim zdaniem fantastyczna i spina te dwie główne wątpliwości w filmie: dotyczace winy Flynna i, z drugiej strony, dotyczace prawdziwych motywów działania siostry Alouysious). Dobrze też widać jak tytułowa wątpliwość wpływa na te dwie zupełnie różne osoby. Długo by mozna na temat tego filmu pisać i nie sądzę, że w swojej recenzji udało mi się wyczerpać temat i zapewne szereg interpretacji pominąłem.
Na jednym forum spotkałem się z taką opinią odnośnie filmu, z której wynikało, że tak naprawdę pojedynek między siostrą i ksiedzem nie jest walką na argumenty, ale na domysły, domniemania. To sedzia, czyli widz cały czas się myli. W 100% się z tym zgadzam. Scenariusz jest tak napisany, aby wyprowadzać widza w pole, a gra aktorska, która niektórym wydaje sie sztuczna, zmanierowana jest również podporządkowana temu celowi. Aktorzy musieli zagrać coś w rodzaju: "na dwoje babka wróżyła", bo inaczej film rzeczywiście popadł w jednoznaczność. Shanley rezyserował wcześniej swoje przedstawienie i tym razem też potrafił aktorów poprowadzić.
Nie rozumiem tak ostrych zarzutów pod adresem reżysera. Reżyser odpowiada za całokształt dzieła filmowego: przekłada scenariusz na ekran (tu jakoś nic bardzo szczególnego, nowatorskiego nie pokazał, ale też nie zawiódł tak, jakby niektórzy tego chcieli), dobiera ekipę filmową (na +, choćby zdjęcia Deakinsa, montażyści), dobiera obsadę (wielki +), prowadzi aktorów (wielki +).
Co do "Lektora". Oglądałem ten film nie wiedząc o nim kompletnie nic i muszę przyznać, że mnie również nie zachwycił. To jest może mój jakiś szerszy problem z melodramatami, ale ten był wyjątkowo niespójny. Pierwsza część ładnie opleciona tajemnicą i niepokojem miłość dwojga osób. Świetne fotografie i kawał filmowego przedstawienia. Gdzieś mniej więcej w połowie jednak poczułem sie jak student 1 roku filozofii na wykładach z etyki. Zaczęto bowiem łopatologicznie wpychać do głowy całkiem inne sprawy w czym przodował Dieter Spenz w swoich soczystych pojedynkach z boguduchawinnym Bruno Ganzem. Główny bohater (jak i widz) musiał zrozumieć, że życie w pewnych warunkach determinuje je do tego stopnia, iż nie sposób wyjść poza to, co otacza i popełnić grzech. Dlatego należy wybaczyć. Ale czym ma być miłość dwójki głównych bohaterów w tej opowieści? Bo argumentem chyba nie (przynajmniej taką mam nadzieję).
ad. f_ruzia (14 marca 2009 15:26)
Odpowiem, bo coś tam było do mnie :)
No więc ogólnie co do tej tutaj dyskusji (tego tematu) to przeczytałam jakieś dwie trzecie pierwszej strony, tak więc nie mogę się ustosunkować, co do reszty wypowiedzi. W tym co przeczytałam znalazłam wypowiedź, może Twoją własnie - w tej chwili nie pamiętam - dotyczacą tego, że te wątpliwości siostry moga nie dotyczyć winy księdza. Gdyby tak było to faktycznie ma to już większy sens. Jednak z jednej strony jakoś mocno odebrałam tą scenę, że chodzi o wątpliwości odnośnie winy księdza, a z drugiej strony co do tego awansu to nie wiem, czy to faktycznie był prawdziwy awans - oni mogli tak mówić, że to awans, żeby tłumaczyć dlaczego on się przenosi - żeby ukryć prawdziwe przyczyny przeniesienia, czyli pomówienia tej siostry, czy ogólnie mówiąc powstałą dośc nieprzyjemną atmosferę. Myślę, że gdyby nie ona to ksiądz pozostałby na miejscu, nawet gdyby faktycznie zaoferowano mu lepsze stanowisko.
Co do '3)' - no właśnie jedynie w tej rozmowie z matką chłopca odebrałam pobudki siostry jako chęć ochrony chłopca i ukarania winnego księdza - żeby zło nie uszło mu bezkarnie. Jednak z drugiej strony można się pokusić o takie na to spojrzenie, że siostra mówi to, co mówi po to, żeby przekonać matkę do swoich argumentów - swego działania - jednym słowem przeciągnąć ją na swoją stronę. Bo jeśli chodzi o resztę filmu to nie zauważyłam innych scen, w których widać by było, że faktycznie troszczy się o tego chłopca, albo że właśnie chodzi jej o cos innego niż zwalczanie tego ojca, którego nie lubi za szereg innych rezeczy, które można ogólnie określić "miłym/pozytywnym/wesołym podejściem do życia". Także dla mnie to jednak sporo rzeczy zabrakło - i do tego, żeby jakoś zrozumieć o co własciwie chodzi tej siostrze i do tego by mieć chociaż cień jakichś wątpliwości w stosunku do księdza - chociaż trochę negatywnie go odbierać, albo chociaż neutralnie (nie jako postać zupełnie dobrą i pozytywną). Tak więc na razie moje zdanie co do tego filmu pozostaje takie jak było.
Dziękuję, że mi odpisałaś. Tylko nie wiem czy jest sens zaprzątać Ci głowę moimi odczuciami, dlatego, że widzę, że dla Ciebie ten film znaczy bardzo dużo, a dla mnie nie. W związku z czym nie wniosę do dyskusji nic ciekawego. Przy czasie może jeszcze poczytam ten temat, bo wcześniej planowałam przeczytać całość, ale na razie inne rzeczy, w tym też filmy, jakoś bardziej mnie zajęły.
Co do Oscarów i zainteresowania ludzi filmami, to myślę, że nie trzeba tych nagród, by ludzie się jakims filmem zainteresowali, zwłaszcza jeśli film w ogóle miał nomicję. Także moim zdaniem to już wystarczająca reklama i na pewno wiele osób jeszcze ten film obejrzy. No i z kolei ja wybierając filmy do obejrzenia właśnie nigdy nie kieruję się Oscarami i często stwierdzam, że filmy faktycznie godne uwagi nie zostały nagrodzone, a wiele jest filmów naprawdę kiepskich z wieloma nagrodami na koncie.
1) Co do 'Lektora' jeszcze słów kilka. Skoro jak czytałam toczyła się tu już dyskusja na temat aborcji i eutanazji to chyba o 'The Reader' też można wspomnieć. Jest to niestety jeden z niewielu tematów z jakimi się spotkałam na tym forum, gdzie można faktycznie podyskutować.
Źle się wyraziłam mówiąc, że przeczytałam liczne komentarze do tego filmu. Faktycznie widziałam zwiastun - ale tak naprawdę to tylko połączenie kilku scen, które tak naprawdę niewiele mówią o całości... A komentarze zawsze wybieram takie żeby nie dowiedzieć się co mnie czeka. Lubię wiedzieć na co zwrócić uwagę - czy patrzeć na grę aktorską przede wszystkim, czy może pojawią się dobre efekty specjalne... Nie w tym rzecz przecież żeby znać całą historię...
Ja po prostu muszę się zorientować co mnie czeka, bo nie oglądam zbyt wielu gatunków filmowych. Nigdy(!) nie oglądam horrorów i rzadko komedie - do tych drugich przekonuje się tylko wtedy, gdy moje ulubione aktorki/aktorzy w nich grają (Ci na szczęście w typowych komediach nie grają zbyt często).
Także o czym będzie 'Lektor' tak naprawdę nie wiedziałam. Poczuć się jak młody chłopiec nie mogłam - bo chłopcem nie jestem, dlatego 100-procentowe odczuwanie tego co on było niemożliwe.
Także z przykrością stwierdzam, że jest to drugi ubiegłoroczny film z Winslet (razem z Drogą do szczęścia), który nie przypadł mi do gustu. Może dlatego, że oglądając 'Lektora' miałam wrażenie, że widzę 'podróbkę fenomenalnych dla mnie GODZIN'. Te skakanie pomiędzy trzema okresami XX wieku, co stwarzało nam 3 oddzielne sytuacje. Zbyt duże podobieństwo i zbyt słabe wykoanie w porówaniu do 'Godzin'. Mam wrażenie, że Stephen'owi Daldry zabrakło pomysłu na zrealizowanie filmu.
2) "slumdog" był bezkonkurencyjny ze względu na uniwersalność i egzotykę, choć mnie też średnio przypadł do gustu (maria_kury)
Mnie niestety za bardzo przypomina to wyidealizowaną historię. Uważam, że to przyjemny film na jesienne deszczowe popołudnie. Miło obejrzeć coś optymistycznego, ale od filmu oczekuję albo tego, że zatrzymam się nad nim chwilę dłużej, filmu który nie pozwoli mi o sobie zapomnieć ('Wątpliwość'), albo rozrywki, nawet połączonej z kiczem - ostatnie 'Mamma mia' ze względu na moje przywiązanie do piosenek Abby świetnie spełniało tą funkcję - ciągły uśmiech na twarzy, nogi przytupujące w takt muzyki i usta śpiewające teksty.
Slumdog nie spełnia żadnej z tych funkcji co sprawia, że jest to w mojej skali film dobry, ale na pewno nie zachwycający.
3) 'W kategoriach aktorskich "Wątpliwość" miała naprawdę mocną konkurencję w tym roku i jestem w stanie zrozumieć, że statuetki powędrowały właśnie tam, gdzie powędrowały.'
Dziś chcę obejrzeć 'Vickey Cristina Barcelona' bo chcę się przekonać dlaczego Amy Adams statuetki nie dostała. Pewnie nie zdajdę odpowiedzi na to pytanie, bo jeśli jakaś kreacja aktorska przypadnie mi do gustu to każda kolejna wydaje mi się słabsza... Ale cóż - Akademia nie narzuca mi przecież kogo mam oglądać na ekranie, a kogo nie.
4) 'pojedynek między siostrą i ksiedzem nie jest walką na argumenty, ale na domysły, domniemania. To sedzia, czyli widz cały czas się myli. [...] Scenariusz jest tak napisany, aby wyprowadzać widza w pole'
Muszę przyznać, że nie myślałam nigdy o tym w ten sposób, ale ta ciekawa to interpretacja. Jest jakby zwerbalizowaniem tego co widz czuje, ale z czego nie zdaje sobie niejednokrotnie sprawy.
Co do Lektora, to rzeczywiście kobiecie trudniej jest wejść w skórę męskiej postaci, szczególnie w kontekście takiego akurat filmu, ja z kolei nie poradziłem sobie z filmem Milk, z podobnych powodów, więc jak najbardziej to rozumiem. Widzowie są bardzo różni i nie chodzi mi tylko o tak oczywiste różnice jak różnice płci. Każdy z nas odbiera filmy przez pryzmat swojej niepowtarzalnej przecież osobowości, poglądów, wrażliwości, upodobań i jeszcze wielu, wielu innych elementów. Dlatego na pewnym etapie dyskusji należy uszanować indywidualne podejście do filmu rozmówcy. Dla mnie "Lektor", to jeden z lepszych filmów, jakie widziałem, podobnie jak "Droga do szczęścia", ale oczywiście w 100 % szanuję Twoje odczucia i Twój gust. To były po prostu filmy, które bardzo mnie poruszyły i wzbudziły we mnie różne interesujące emocje, a to uwielbiam.
Co do pozostałych podjętych przez Ciebie wątków, to Slumdoga jeszcze nie oglądałem, a jeżeli chodzi o Wątpliwość to w tym temacie już się trochę chyba wypaliłem, więc nie podejmę tego wątku.
Chętnie obejrzę też 'Vickey Cristina Barcelona', ciekawe czy warto.
pozdrawiam
widziałam 'vicky cristina barcelona' jakies 2 tygodnie i do teraz pozostala mi w pamieci tylko rola penelope. uwazam, ze jest naprawde swietna, przyciaga uwage, wlasciwie kradnie film innym aktorom. duze rozczarowanie to dla mnie scarlett johansson, ktora jest.. nudna. nie wykorzystala potencjalu, ktory tkwil w osobowosci cristiny. czekalam tylko, az penelope wroci na ekran. ale masz duzo racji piszac o czynnikach wplywajacych na odbior filmu, ja uwielbiam marie elene z 'vicky cristina barcelona' rowniez dlatego, ze kogos mi przypomina.
Patrząc teraz na wszystkie te wpisy, myślę, że wykonaliśmy naprawdę kawałek dobrej pracy jeżeli chodzi o interpretację filmu "Wątpliwość" i jak się okazuje nie tylko tego filmu. :)
No i to w dużej mierze Twoja zasługa - boś rozpoczął temat :)
Jednak zastanawiam się jeszcze nad poruszonym przez kogoś, ale nie podjętym przez innych użytkowników 'wątkiem' związanych z zasuszonymi kwiatami trzymanymi w Piśmie Św. przez księdza. Zupełnie nie mam pomysłu na interpretację tego elementu.
Może ma ktoś jeszcze ochotę napisać jak to zrozumiał?
No właśnie, też się nad tym zastanawiałem ale nie mam pojęcia o co mogło chodzić. Ktoś tu napisał, że najpierw były trzy kwiatki, a później tylko dwa, ale ja wyłapałem tylko scenę z dwoma kwiatkami. Nie mam na to pomysłu.
ok, mam pewną koncepcję kwiatków. Wcześniej ojcec Flynn powiedział, że przypominają mu one o wiośnie. Kiedy w następnej scenie pokazano kwiatki, było to po kłótni z siostrą Aloysius, w której okazało się, że Aloysius nie odpuści. W chwili kiedy spojrzał na te kwiatki podjął decyzję o odejściu, o poddaniu się. Kwiatki symbolizowały wiosnę, nadzieję, nadejście lepszych czasów. Widząc je uświadomił sobie, że przejście do następnej parafii może oznaczać nastanie lepszych czasów, może oznaczać, że może w innym miejscu uda mu się zbudować to wszystko po jego myśli, dawać ludziom miłość i radość.
mam też inną teorię, ale i tak stawiam na tą pierwszą: zostawił te kwiatki dla siostry Aloysius w geście przebaczenia i nadziei na obudzenie w niej choć krzty życia, którego symbolem są kwiaty, radości. Ale myślę, że to mniej prawdopodobna wersja, bo położył te kwiatki na swojej biblii, a myślę, że nie zostawiłby jej swojej biblii. Choć może byłoby to także sugestią, aby głębiej wczytała się w słowa Boże. Z tej perspektywy obie możliwości wydają się równie prawdopodobne.
To, że w pierwszej scenie były trzy kwiatki, a w drugiej trzy było czystym przypadkiem, być może nawet niedociągnięciem reżysera, bo wydaje mi się, że były to także inne kwiatki niż w pierwszej scenie.
co o tym myślisz ?
dołączę się do wątku kwiatków, bo wcześniej go poruszyłam:
"I jak myślicie, czy zasuszone kwiatki, które zostawił na stole miały być dla Alojzyny? Może miała przypomnieć sobie wiosnę, coś radosnego?"
myślę, że słusznie odnosisz się do pokazanej wcześniej rozmowy księdza flynna oraz siostry amy - mówi on wtedy o tym, że przypominają mu wiosnę i są w pewnym sensie symbolem jego radości, pogodności i spokoju - w końcu to trochę niekonwencjonalne, żeby facet trzymał zasuszone kwiatki :).
a może miało to sugerować coś gejowskiego i zmylić widza? bo trzymam się wersji, że ksiądz był niewinny. chociaż to mocno naciągane.
myślę, że ilość kwiatków nie ma znaczenia.
ja odbieram to raczej, jako serdeczny gest.
ups, a więc okazało się, że ukradłem Ci pomysł. Wcześniej widziałem Twój wpis i pytanie o kwiatki, ale wtedy nic nie przyszło mi do głowy. Teraz kiedy "f ruzia" poruszyła znów ten temat postanowiłem na nowo się temu przyjrzeć, ale już trudno było mi odnaleźć Twój wpis (wątek trochę się rozrósł), a więc przepraszam.
Myślę, że te kwiaty, tak jak napisałaś mogły być właśnie taką "zachętą" do radości dla siostry Aloysius, ale moim zdaniem też może był to jednocześnie taki gest przebaczenia. Tylko, czy zostawiłby jej swoją biblię, jak myślisz? Mi trudno odpowiedzieć na to pytanie. Może chodziło też o to, że te kwiatki były dla niego takim symbolem nadziei - być może pomyślał o tym, że spróbuje od nowa w następnej parafii, bo w tej scenie podjął decyzję o odejściu.
A więc myślę, że w grę wchodzą te dwie możliwości, jeżeli ksiądz zostawiłby tak bez wahania jej swoją biblię, to bardziej prawdopodobna jest pierwsza wersja. Ale zastanawiam się, czy biblia dla księży nie jest takim symbolem, z którym nigdy się nie rozstają, tak jak krzyż z różańcem siostry Aloysius, ale na tym się już nie znam.
Napisz co o tym myślisz.
Co do przyznawanych nagród, to oscary często budzą rozczarowanie, dlatego polecam także obserwowanie innych nagród, takich jak Złoty Glob. Im więcej nagród, tym większe szanse na to, że film jest dobry. Wiele razy byłem zły, że straciłem czas na jakiś słaby film, dlatego teraz zanim coś obejrzę sprawdzam dorobek nagród i gwiazdki w filmwebie :), ale tylko tyle, przed obejrzeniem filmu nie chcę nawet w najmniejszym stopniu znać jego fabuły.
Co do 'kwiatków' muszę jeszcze raz przyjrzeć się scenom związanym z tym elementem. Ale to sobie zostawię na jutro. Jednak dziękuję za tą interpretację, zwłaszcza, że mnie nic nie przychodziło do głowy.
Właśnie jestem po obejrzeniu 'Vickey Cristina Barcelona' i zastanawiam się jak to możliwe, że Woody Allen stworzył coś tak beznadziejnego?! Co chwila spoglądałam na zegar, minuty upływały powoli.. z każdą chwilą bałam się, że nie dotrwam do chwili, kiedy na ekranie pojawi się Penélope Cruz - gdyby nie zależało mi na wyrobieniu własnego zdania na temat jej kreacji aktorskiej dawno przestałabym oglądać. Jednak udało się. 'Już' w 45 minucie Cruz wkroczyła do akcji...
Jej gra faktycznie była dobra. Bardzo dobra. Jednak nie wyśmienita. Ale porównując do nominowanych kreacji w 'Wątpliwości' sprawa wygląda tak: Cruz była jasno świecącą lampką wśród ciemnej nocy (scenariusz - dno, aktorstwo - dno, jedyne co przyciągnęło moją uwagę to rozpoczynająca film piosenka). Po raz kolejny w tym wątku przywołam postać Amy Adams - jej aktorstwo było tą samą rozżarzoną lampką, tylko wśród najjaśniejszego dnia roku (Streep,Hoffman, Davis).
Także film 'Vickey Cristina Barcelona' polecić można jedynie fanom Cruz.
W poszukiwaniu sceny z kwiatkami zahaczyłam o moment, kiedy siostra James rozmawia z Donaldem po powrocie z probostwa. Jeden z chłopców zdaje się patrzeć na tą rozmowę, jakby wiedział 'co jest grane', po czym szybko wychodzi z sali...
też zwróciłem uwagę na tą scenę, hmmmmm, jeżeli się nie mylę, to właśnie ten chłopiec był hmmmmm jaka to funkcja? "ołtarzowy"? (oglądałem bez polskiego tłumaczenia, więc nie wiem), w każdym razie jeżeli był "ołtarzowym", razem z tym czarnoskórym chłopcem, to być może wiedział o tym, że ten sięgnął po wino mszalne.
Albo specjalnie reżyser wmieszał w tą scenę tego chłopca, żeby nie pokazać twarzy czarnoskórego "ołtarzowego" (dzięki temu sfilmował siostrę i tego czarnoskórego chłopca z takiej perspektywy), tak, żeby widz mniej wiedział na temat tej sprawy (widząc wyraz twarzy tego czarnoskórego chłopca ktoś mógłby wysnuć wnioski o winie, lub braku winy księdza).
:) niezła recenzja. W takim razie sam nie wiem czy obejrzeć ten film. Jakiś czas temu oglądałem inny film Woody'ego Allena (nie pamiętam tytułu, w każdym razie była to taka przeróbka "Zbrodni i Kary" Dostojewskiego), i też zupełnie nie przypadł mi do gustu. Zastanawiam się czy Woody nie jest przereklamowany.
Może jakiś z mniej znanych filmów wywarł na Tobie jakieś większe wrażenie? Chętnie bym coś obejrzał. Co byś poleciła?
ja od początku odebrałam to jako "gest przebaczenia", ale jak to do końca rozgryźć sama nie wiem. skoro powiedział, że nosi je, bo przypominają mu wiosnę, to znaczy że poprawiają mu humor, są czymś miłym - pewnie miały być czymś takim dla alojzyny.
co do woodyego, to bardzo lubię jego dwa filmy: "wszystko co chcieliście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać", bo jest surrealistyczny i zabawny, poza tym woody-plemnik z problemami egzystencjalnymi jest świetny :D oraz "co gryzie harryego" ze słyną kwestią: "całe twoje życie to nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm", bardzo w stylu allena ;). jednak jakoś szczególnie na jego twórczości się nie znam.
miało być oczywiście "przejrzeć harryego", a nie "co gryzie harryego", chyba pomyliłam z gilbertem grapem
wiesz, nie liczyłem szczególnie na Woodiego, po obejrzeniu jego ostatniego filmu. Miałem na myśli nie tylko jego filmy, po prostu chciałbym obejrzeć coś dobrego, bez ryzyka straconego czasu.
pshemodow - jeśli już chciałeś napisać coś w tym wątku po przeczytaniu jednego posta to trzeba było napisać swoje zdanie a nie odnosić się do opinii autora tematu... Dlaczego? Bo dzięki tej dyskusji nasze spojrzenie na film 'Wątpliwość' zmieniło się. Autor tematu podwyższył ocenę filmu z 5 na 8.
Poza tym jest to temat, w którym wypowiadamy się na temat filmu i naszych odczuć z nim związanych, nie piszemy o innych użytkownikach ('Musze przyznac, ze jego autorka czy tez autor wydaje mi sie troche ignorantem').
Co do Twojego pytania - Kreator to chyba nie podejmę się polecenia Ci jakiegoś filmu. Mój gust (filmowy) rzadko kiedy pokrywa się z opiniamii innych, zwłaszcza że najczęściej oglądam dramaty - a to chyba nie jest ulubiony gatunek dla mężczyzn?
Jest jeden film, który bardzo lubię - a na filmwebie jego ocena nie sięga nawet 7,5 także moje typy rzadko pokrywają się z typami innych.
skoro lubisz dramaty, to może mnie chciałabyś coś polecić? a propos philipa seymoura hoffmana, obejrzałam ostatnio "capote" - ciezki film, ale hoffman jest tam rewelacyjny, on jest aktorskim kameleonem.
nie chce mi się za bardzo polemizować z tobą na temat twojej interpretacji, głównie dlatego, że jestem pewna, że w wątku tym wielokrotnie padły już argumenty, które musiałabym przytoczyć, żeby dyskusja była rzeczowa i wyraziła moją opinię.
chciałam za to "przyczepić się" do jednego... piszesz:
"Jak się okazało ksiądz miał coś na sumieniu, ale to daleka przeszłość i prawdopodobnie nic aż tak złego, inaczej zostałby usunięty zupełnie z kościoła, ale wysłany gdzieś na odludzie".
pozujesz na takiego znawcę koscioła (tudzież "formy chrześcijaństwa"), a nie wiesz, że afery pedofilskie kler tuszuje, a winnych przenosi się z parafii do parafii, i to wcale nie na odludziach? tak było jest i będzie (dopóki nie znajdzie się w kościele jakiś wpływowy reformator), cóż to ma być więc za argument w oboronie niewinności księdza???
hmmmmm, mimo wszystko zachęcam do poczytania tego wątku. Jeżeli film spodobał Ci się, myślę, że warto. :)
Co do tuszowania afer pedofilskich, to choć mogę nazwać siebie mianem wręcz przeciwnika Kościoła, myślę, że wewnątrz Kościoła nie ma przyzwolenia na takie rzeczy. Myślę, że nie jest aż tak źle. Uważam za mało prawdopodobne, żeby ksiądz oskarżony o takie rzeczy został przeniesiony do innej parafii, w której m.in. prowadziłby zajęcia wychowania fizycznego z dziećmi (tak jak w filmie). Co do tuszowania afer, myślę, że głównym zarzutem wobec Kościoła jest "załatwianie" takich spraw według wewnętrznych praw kleru, bez udziału państwa, sądów i systemu kar ludzi świeckich. Choć jednak muszę tu zaznaczyć, że nie zagłębiłem się w tą tematykę i nie znam szczegółów afer związanych z "tuszowaniem pedofilii wewnątrz Kościoła", a więc jest to tylko moje wrażenie.
Co do "pozowania na znawcę kościoła", to nie miałem takiego zamiaru.
Pozdrawiam i zachęcam do poczytania wątku.