Przeszukałam kilka tematów i nie znalazłam nic na ten temat i się zastanawiam, czy tylko mnie to intryguje.
Chodzi mi o scenę, kiedy Sister James odesłała Jimmiego do dyrektorki, która odesłała go z powrotem do klasy. I tam, ksiądz go zatrzymał, łapiąc za ramię, a potem zbył go i Jimmy coś tam mruknął pod nosem i nawet się nie odwrócił jak ksiądz zwrócił mu uwagę. Potem w klasie wydarł się na siostrę "Leave me alone" i ogólnie był niegrzeczny i się w końcu poryczał. Zastanawia mnie więc, czy ksiądz jego nie molestował? Bo niby dlaczego, taka krótka wymiana zdań z księdzem miała go tak poruszyć? Zwłaszcza, że wcześniej to był cichy, grzeczny ministrant.
Co o tym myślicie?
Właśnie obejrzałem ten film i też się nad tym zastanowiłem. Ale raczej nie był ciągnięty ten wątek w filmie więc chyba się tego nie dowiemy...
Jestem wlasnie kilka minut po obejrzeniu filmu. Wydaje mi się, że mylnie oceniliście sytuację. Dyrektorka zbyła chłopca słowami "więc wracaj do klasy i stul pysk", nie było to miłe dla małego chłopca. Dlatego zdenerwowany odburknął księdzu również niezbyt pięknymi słowami, o ile pamiętam coś w stylu "sranie w banie". Kiedy wrócił do klasy był nabuzowany, krzyknął na siostrę, co spowodowało, że siostra James również na niego wrzasnęła. W chłopcu puściły emocje, poleciało kilka łez, siostra James przeprasza chłopca, że na niego nakrzyczała.
A mi się tak nie wydaje. Chłopiec sądzi, że zostanie ukarany jak zawsze. Tymczasem siostra jest zajęta i zwyczajnie zbywa go zdecydowanie nie kulturalnym: "Wracaj do klasy i stul pysk". Chłopak jest zdziwiony, ale nie sądzę, żeby był owym faktem wzburzony czy przejęty. Wszak jego poprzednik musiał o ile pamiętam dziesięć razy przepisywać tabliczkę mnożenia xP Wolałabym to "stul pysk" niż rzeczywistą karę i myślę, że w jego przypadku było tak samo. Owe łzy i to zachowanie również mnie zdziwiło i myślę, że można by to jakoś z osobą księdza powiązać.
zgadzam się z Tobą - do emocji chłopca dodam jeszcze to, że poczuł się skołowany. Został wysłany na rozmowę, której nie odbył bo dyrektorka go zbyła, ksiądz go również zbył bez słowa wyjaśnienia. Nie ma to nic wspólnego z molestowaniem. Nie wiem jak ktoś mógł wogóle połączyć te fakty.
Nie sądzę. Moim zdaniem nie miało to nic wspólnego z księdzem i molestowaniem. Jak pisano chłopiec był grzecznym, cichym ministrantem, na lekcjach zawsze znał wszystkie odpowiedzi. Wierzył w to wszystko, był temu posłuszny. Nagle jednak okazuje się, że ma być ukarany za podanie poprawnej odpowiedzi i pomoc koledze. Oczywistym jest sprzeciw wobec czegoś takiego. Ale mało tego - w chwili, gdy ma 'ważniejsze' sprawy na głowie, dyrektorka odprawia go w nieco nawet wulgarny sposób - nie tylko zaskakujące wydawać się może takie zachowanie z jej strony, ale też okazuje się, że jego przewiny wcale nie mają znaczenia, wbrew temu jak go wychowano. Potem dochodzi do tego jeszcze niedbale odprawiający go ksiądz. Moim zdaniem postać chłopca pokazuje ten... kryzys, zanik wiary. W dodatku u kogoś, kto wcześniej był jej tak posłuszny, a teraz uświadamia sobie, jak nieprawdziwe to jest.