Jestem ciekaw jak inni odbierają ten film, sądząc po nieustającym śmiechu na sali kinowej, chyba dwojako :)
Jak na dramat, to naprawde można sie pośmiać :)
no i rewelacyjna Amy Adams, chyba najlepsza rola, no i Hoffman też nie był zły :)
No nie wiem - może i były śmieszne momenty, ale raczej to nie komedia. Na pewno siłą tego filmu są kreacje aktorskie. Pojedynek Streep - Hoffman to perełka, podobnie zresztą do Sheen - Langella z Frost/Nixon. Ale skoro to adaptacje sztuk teatralnych to nie mogło być inaczej.
Fakt, pojedynki Streep - Hoffman i Sheen - Langella są oskarowe. Biję się z myślami kto zasługuję. Oczekiwałam wielkiego aktorstwa i tutaj się nie zawiodłam. Z początku wydawał mi się nużący, ale z czasem, gdy pytasz samego siebie o te wątpliwości i że każdy w tym filmie jakieś ma i z czymś toczy walkę w sobie, wtedy nabrał dla mnie mocy. Polecam:)
Zaskakująco dobry. Spodziewałem się filmu nudniejszego, a przede wszystkim bardziej jednoznacznego. Jest w tym obrazie kilka... wątpliwości... i niezbyt optymistyczne, za to prawdziwe, zakończenie. Shanley, którego dorobek reżyserski jest taki sobie, całkiem zgrabnie wszystko poprowadził. Choć kilka razy miałem wrażenie, że emocje są zbyt teatralne, ale w innych scenach właśnie sceniczny rodowód był największym atutem.
Śmiech pewnie wywoływała kostyczność Meryl Streep? Jej siostrzyczka w swej logice potrafi być przerażająca, i pewnie śmieszna. W końcu każdego kiedyś wyrzucono z klasy. Nominacja zasłużona czy z rozpędu? Amy Adams ma duuuuuże oczy, a jej postać z trzech głównych jest najsłabiej napisana, trochę papierowa. Ale radzi sobie z nią.
Osobny temat to Philip Seymour Hoffman. To kolejny film po którym się zastanawiam, czy to nie jest teraz najwybitniejszy (filmowy) aktor. Co go widzę, to dominuje nad resztą, z reguły zacnej, osady. I to wbrew, a może dlatego?, warunkom fizycznym.
Między 7 a 8.
Zaraz, "posmiać się"? O co biega bo ja nie jestem w stanie zrozumieć kto, co i dlaczego się smiał an tym filmie. Przepraszam, czy to komedia? Czy były tam jakieś śmeiszne wstawki? Bo ja się nie dopatrzyłem. Tak to jest, gdy na sali kinowej znajdują się fani transformersów i pokemonów...
Dla mnie film klasa,ale....Zaklinacz Slow jednak dla mnie lepszy,i Kate tez lepiej wypadla,niz Meryl,choc Meryl to swiatowa klasa.Hoffman jak zawsze na wysokim poziomie.Nic smiesznego sie nie dopatrzylem,wrecz przeciwnie.Ciekawa bedzie rywalizacja,tych dwoch filmow.Jeszcze nie widzialem Angeliny,ale mam jeszcze czas.YO!
Z tego co zauważyć można w kinie, ludzie - głównie dzieciarnia (uogólniając oczywiście) mają tak denne poczucie humoru, że wystarczy aby ktoś na ekranie się potknął, uderzył, zrobił głupią minę i już mamy na sali salwy śmiechu. Niezależnie od gatunku filmu.
A ja się śmiałem i wcale nie uważam, żebym miał denne poczucie humoru. Chodzi mi o scenę przy stole, kiedy to siostra James odkłada kawałek nie do zjedzenia i potem ten wzrok Meryl (a właściwie siostry Aloysius), no i jak ktoś oglądał, to będzie wiedział, co było dalej...
film oceniłem 8/10. Wg mnie bardzo dobry i uważam, że Amy Adams zagrała świetnie swoją rolę, porównywalnie do Meryl (która jest moją ulubioną aktorką), a może i nawet lepiej...
The Reader także widziałem i ciężko mi ocenić, kto bardziej zasługuje na Oscara - Streep czy Winslet. Będę się cieszyć ze zwycięstwa którejś z nich, ale będzie mi też szkoda przegranej.
jak dla mnie to Hoffman tu wszystkich bije na głowę, ten koleś zadziwia mnie każdym razem, niby ma taki typ urody, że można go słabo przerobić, a tu proszę co kreacja, to nowy Hoffman. No i jego gra- po prostu majstersztyk. Po "Capote" oglądam każdą jego kreację z zapartym tchem. Z czwórki aktorów nominowanych za ten film, to właśnie on jest najlepszy (wg mnie). Niemniej Oscara dałabym Amy Adams, która była pominięta za "Junebug", a niepotrzebnie.
Nie tylko od Capote'a czekam na wszystkie filmy z Philipem Seymourem Hoffmanem. Wcześniej był mistrzem epizodycznych ról, którymi nie jedną gwiazdę przyćmił, jak choćby w "Magnolii", "Boogie nights" czy "Bigu Lebowskim". Talent formatu Marlona Brando, Paula Newmana czy wczesnego Roberta de Niro. Od roku oczekuję "Synecdoche, new york":)
między dramatem i komedią jest tak naprawdę bardzo cienka granica. Dana sytuacja jest tragedią tylko dla ludzi, którzy ją przeżywają, a już dla tych, którzy przyglądają się wszystkiemu z boku, może się ona wydawać zabawna.
Myślę, że właśnie stąd ten śmiech na sali, bo choć może się to wydawać dziwne, ludzie często mylą dramat z komedią.
Nie trzeba niczego mylić, ludzie często reagują śmiechem na sytuacje kryzysowe, stresowe, a czasem nawet w obliczu tragedii. Nie jest to jednak śmiech radosny, a raczej wyraz bezsilności (świetnie było to ukazane w "33 scenach z życia").
Co do tych śmiechów w kinie to zaryzykowałbym jednak stwierdzenie, że na film trafiło kilka nieodpowiednich osób, dla których tego typu repertuar się po prostu nie nadaje.
Ja się owszem zaśmiewałem, ale zdarza mi się to nader często na różnych filmach i bynajmniej nie dlatego, abym znajdywał w nich wątki komediowe (choc pewnie takie też są i wtedy również się smieję - jednak inaczej ;-)), ale z powodu niebywałego kunsztu aktorskiego, tak tutaj, jak i np. w "Drodze do szczęścia" pojedynki aktorskie są wręcz wyśmienite i po prostu cieszą oko, a więc mimo, iż przed oczami widzę dramat, to jednak, pamiętając, że to "tylko film", znając głównych aktorów z imienia i nazwiska, itd. śmieję się, bo to, co widzę, przyjemnie pieści moją wrażliwośc estetyczną.
Trzeba też pamiętac, że między nami są bardzo różne typy osobowości i różne "wrażliwości". To, że ktoś nie beczy, albo nie patrzy z przestrachem widząc scenę, która miałaby wywołac takie efekty, wcale nie musi oznaczac, ze jest on niedojrzalym półgłowniem, ale czasem wręcz przeciwnie. Przynajmniej tak mi się wydaje ;-).
Zgadzam się w 100% Mam to samo :D
Na "Doubt" sam parsknąłem kilka razy, ale nie z powodu scen komediowych ale dobrze zagranych chorych osobowości (made in watykan ;).
Nazwa filmu odzwierciedla odczucie jakie można mieć podczas oglądania i analizy wątku :)
Polecam!
Śmiech , który jest reakcją na być może wyolbrzymione zwyczaje wśród duchownych, na pewno nie zasmuciłby autorów filmu.
Dzięki grubemu nakreśleniu konserwatywnych zasad, są one bardzo widocznym i ważnym elementem Wątpliwości.
Film ciekawy , ale cały czas się zastanawiam co o nim sądzić..
I dochodzę do wniosku, że niejednoznaczność zakończenia to w wypadku 'Doubt' bardzo pozytywne zagranie i świadczy na korzyść filmu.
W czasach upadku kościoła, film kończący się upadkiem zboczonego księdza, ukazanie sceny jak 'przytula' chłopaka, byłby za oczywisty i stronniczy..
Jeśli chodzi o aktorstwo, M.Streep oceniam zdecydowanie najlepiej.
Warto obejrzeć.