Film ten jest odstępstwem od dwóch reguł. Po pierwsze od tego, że każdy kolejny sequel jest słabszy i mniej oryginalny. Po drugie od reguły, że David DeCoteau kręci złe filmy.
Na początku można se pomyśleć: "Zemsta Toulona? aha, więc znowu wskrzesili starca".
A tu niespodzianka, bowiem tak naprawdę mamy do czynienia z prequelem. Akcja toczy się w trakcie Drugiej Wojny Światowej. Oryginalnie, choć w sumie jest to kontynuacją wątku rozpoczynającego we wstępie do części pierwszej.
Film nie dorównuje klimatem jedynce, jednak fabularnie jest najciekawszy z całej trójki. Jest po prostu niezły.
Jeśli chodzi o Davida - widziałem 3 późniejsze dzieła tego gejowskiego reżysera ze stajni Full Moon. Oceniłem je odpowiednio na 1, 2 i 3. A "Zemsta Toulona" ma u mnie ni mniej ni więcej tylko sumę tych liczb. A jednak David potrafi(ł).
Film oglądało mi się bardzo sympatycznie. Fabuła bardzo ciekawa, choć jeszcze bardziej naiwna od poprzedników. Reżyseria o dziwo dobra, klimacik nawet nawet. Na szczęście nie zrezygnowano puki co z głównego motywu muzycznego. Nie brakuje w miarę krwawych zabójstw na nazistach, do tego jest jedna dodatkowa laleczka.
Dla fanów motywu zabójczych laleczek pozycja obowiązkowa.