Moim zdaniem smoki - mało straszne czy w zbyt ograniczonej liczbie - wcale nie są najgorszym, co
przytrafiło się temu filmowi. Ostatecznie bardziej przeraża to, co możemy sobie wyobrazić, niż to, co
widzimy. Przypomnijcie sobie "Dziecko Rosemary" (sorry, wiem, że to zupełnie inna klasa kina, ale chodzi
mi o przykład) - większą grozę budzi okrzyk Farrow "Co zrobiliście z jego oczami?" i widok przerażenia w
jej spojrzeniu, niż to, jaki obraz czarciego pomiotu mógłby nam pokazać reżyser. I tutaj podobnie - widok
przerażonego Quinna, obserwującego monstrualnej wielkości smoczego samca, bardziej zjeżył mi włosy
niż widok samego smoka.
Natomiast co fatalne we "Władcach ognia", to rozpaczliwie nie dopracowany scenariusz. Spójrzcie choćby
na postaci głównych bohaterów - jedynie Quinn to postać odrobinę pogłębiona i mająca do pokazania coś
więcej niż tylko "powierzchnia", zupełnie interesująca, dodam na marginesie (jak twierdzą zaprzyjaźnione
smoczyce, kawałek całkiem apetycznej kolacyjki z tego Quinna :)...). Moim zdaniem spora w tym zasługa
Christiana Bale'a, bo jeśli ktoś zdołał sprawić, że bohater tak bzdurny jak Batman, jest w filmie ciekawy,
jeśli potrafił tak rewelacyjnie zagrać w "Mechaniku" i nie gorzej w "Equilibrium", nie można mu odmówić
talentu. Ale pozostali, Matthew McConaughey (aktor klasy B) i nasza Skorupka (aktorka klasy wątpliwej),
cóż - po prostu są. Van Zan istnieje tylko po to, by stworzyć przeciwieństwo dla asekuranckiego,
wycofanego Quinna, a Alex... No, skoro ma być budowany nowy ład, Adam ocaleniec musi przecież mieć
swoją Ewę. Poza tym mamy tu niedobitki ludzkiej cywilizacji, żyjące na skraju widma głodu i będące
zwierzyną łowną dla rozpanoszonych bestii - jakież tu były możliwości stworzenia naprawdę imponującej
opowieści, epickiego obrazu walki o przetrwanie. A tak - dostaliśmy tylko historyjkę o trojgu bohaterów,
przepraszam, o jednym bohaterze i dwóch połówkach bohaterów, którzy wyruszyli na poszukiwanie
tatuśka wszech smoków. Mało...
W skali 0-10: 6 (za "powierzchnię").
Nie pieprz człowieku, że Matthew McCounaghey jest aktorem klasy B, bo to jest akurat nie prawda, nie pamiętasz jego roli w "Czas Zabijania"??? Tak r aktor klasy B wg. ciebie???
Nie pieprz człowieku, że Matthew McConaughey jest aktorem klasy B, bo to jest akurat nie prawda, nie pamiętasz jego roli w "Czas Zabijania"??? Tak gra aktor klasy B wg. ciebie???
A ja uważam że Quinn to taki siusiak, nie przywódca z prawdziwego zdarzenia. Postać Bale'a nie ma za grosz charyzmy i aż dziw bierze, że taki ktoś mógł kimkolwiek dowodzić. Strasznie płaska postać. Co innego awanturnik Van Zan. Gdy tylko pojawia się jego postać, film od razu nabiera kolorów. Dla McConaughey'a jest to bez wątpienia jedna z najlepszych ról. A film taki sobie. Nie jest zły, ale też nie zachwyca. Niedopracowany scenariusz daje znać o sobie, ale w sumie film ma więcej plusów niż minusów. A poza tym, najlepiej ukazane smoki w historii kina.