ta ostatnia scena była zrobiona tak abyśmy współczuli temu złemu policjantowi, to była taka
bohaterska śmierci niby że tak wykupił swoje winy .
Bardziej, przyznał się przed sobą, że był winny i poddał się karze. Bohaterskiej śmierci Tu nie było. Scena moim zdaniem dobra. Pomysł był na alternatywne zakończenie, który wypadałby znacznie słabiej.
Bo nie miał innego wyjścia wszyscy się od niego odwrócili , to poczuł tak zwaną skruchę , ale gdyby plany potoczyły się według ich myśli to by byli nadal takimi bandziorami .
Moim zdaniem nie poczul zadnej skruchy, ani nie przyznal sie do zadnej winy. Skoro klamal w zywe oczy cale zycie, zabijal i chcial przypalac niemowlada zelazkiem, to raczej takie cos go nie rusza. Natomiast nie chcial, zeby Nortonowi wpier dolili z jego winy - wolal sie nie stawiac, w nadziei ze Nortona puszcza wolno.
Zgadzam się. Jimmy był od samego początku kanalią, a ta ostatnia scena to był taki uśmiech od losu na który nie zasłużył. Zresztą to nie jedyna z luk w scenariuszu przez którą film niestety traci. I nie są w stanie tego uratować Norton i spółka.
Nie rozumiem też, dlaczego kipiący z nienawiści i rządny odwetu na Policji tłum nie miałby przy okazji załatwić Raya. Kolejnym głupim pomysłem było to, że gliniarz idzie obrobić sklep, bo mu brakuje pieniędzy. Jeśli przez dłuższą chwilę się nad tym zastanowić, to cała ta akcja w sklepie jest kompletnie bez sensu. W sumie to dzięki niej brat Raya dowiaduje się o wszystkich wałkach w jednostce i dzięki temu tyłek Raya jest uratowany.
O tym, że Ray idzie sam aresztować szwagra do baru i leje się z nim na pięści nie wspomnę. A potem lezie z aresztowanym przez miasto na piechotę(jakby nie można było autem) i masz ci los, akurat natyka się na tłum, który wcześniej rozwalał auto gliniarza i brał udział w małej demonstracji.
Odnoszę też wrażenie, że widz może odnieść wrażenie, że głównym problemem policji w Nowym Yorku wcale nie jest handel narkotykami, napady, kradzieże czy przestępczość zorganizowana, tylko sama policja, która od góry do dołu przesiąknięta jest korupcją i współudziałem w handlu narkotykami.
Co do ostatniego akapitu - padło sformułowanie, że pochód przed wydziałem wewnętrznym nie jest wymierzony w policję całego Nowego Jorku, tylko w komisariat 31. Aby widz nie odniósł wrażenia, że cała policja jest skorumpowana, mieli w filmie na każdym kroku mówić: "Reszta policji jest w porządku, tylko trzydziestka jedynka to korupcja i zło"? Każdy film pokazuje pojedynczy przypadek. Wiadomo przecież, że tak nie dzieje się wszędzie.
Scena bijatyki na pięści w barze - co Ci w niej nie pasuje? Chodziło o wyrównanie prywatnych rachunków - tego, że Jimmy chciał wrobić Raya. To, że walczyli na pięści, a nie strzelali do siebie, mówiło o ich honorze.
Kipiący z nienawiści i rządny odwetu tłum miał coś jedynie do Jimmiego, Raya pewnie nawet na oczy nie widzieli. Może nie chcieli zabić go dlatego, ze widzieli, że prowadzi on Jimmiego skutego, że też chce wymierzyć mu karę. Niby bezsensowne, ale jakbym była na miejscu takowego tłumu, nienawidziłabym policji, jeden z funkcjonariuszy chciałby przypalić moje dziecko żelazkiem - to skupiłabym się na tym właśnie, a nie jakimś pośrednim. Po co mam zabijać dwie osoby, skoro mogę jedną, zwłaszcza, że nie wiem, czy ten drugi to może akurat wyjątek, bardzo dobry i sumienny obywatel?
Akcja w sklepie - jak wspomniałeś, dzięki niej brat Raya dowiedział się prawdy o swoich podwładnych, ale także dzięki niej utworzył się tłum, który zabił Jimmiego. Wszystko się ze sobą łączy.
Co do zakończenia, zgadzam się z wypowiedziami wyżej - kordruma czy qeberta. Polecam przeczytać.
"...Scena bijatyki na pięści w barze - co Ci w niej nie pasuje? Chodziło o wyrównanie prywatnych rachunków - tego, że Jimmy chciał wrobić Raya. To, że walczyli na pięści, a nie strzelali do siebie, mówiło o ich honorze..."
Ok, rozumiem Twój punkt widzenia, ale dla mnie ta scena jest zupełnie nieautentyczna, nic na to nie poradzę.
"...Kipiący z nienawiści i rządny odwetu tłum miał coś jedynie do Jimmiego, Raya pewnie nawet na oczy nie widzieli. Może nie chcieli zabić go dlatego, ze widzieli, że prowadzi on Jimmiego skutego, że też chce wymierzyć mu karę. Niby bezsensowne, ale jakbym była na miejscu takowego tłumu, nienawidziłabym policji, jeden z funkcjonariuszy chciałby przypalić moje dziecko żelazkiem - to skupiłabym się na tym właśnie, a nie jakimś pośrednim. Po co mam zabijać dwie osoby, skoro mogę jedną, zwłaszcza, że nie wiem, czy ten drugi to może akurat wyjątek, bardzo dobry i sumienny obywatel?..."
Kipiący z nienawiści i rządny odwetu tłum, który przed chwilą palił policyjny radiowóz na pewno nie stanowią jednostki, które racjonalnie oceniają sytuację i analizują ją tak wnikliwie jak Ty. Faktycznie, nic do niego nie mieli, ale śmiem twierdzić, że w rzeczywistości zatłukliby obu, bo po pierwsze nie analizowaliby tego tak jak Ty to zrobiłeś (choć twój punkt widzenia jest oczywiście racjonalny), bo ludzie, którzy palą radiowóz a potem tłuką policjanta nie myślą racjonalnie, a po drugie, skoro zamierzają zakatrupić gliniarza, to co to za różnica czy jednego czy dwóch? Taki scenariusz wydaje mi się być dużo bardziej prawdopodobny.
"...Akcja w sklepie - jak wspomniałeś, dzięki niej brat Raya dowiedział się prawdy o swoich podwładnych, ale także dzięki niej utworzył się tłum, który zabił Jimmiego. Wszystko się ze sobą łączy..."
Zgadza się. Wszystko o czym piszesz, to prawda, tylko dla mnie ten moment fabuły to zbyt wiele zbiegów okoliczności w jednym momencie. Pierwsza rzecz. Nie wierzę, absolutnie nie wierzę, że nawet skorumpowany glina, któremu brakuje pieniędzy może być zdolny do tego, żeby pójść do sklepu ze spluwą i go obrobić. Te pieniądze mógł zdobyć na sto różnych sposobów. Choćby pożyczyć od swoich skorumpowanych kumpli, czy cokolwiek. Niech nikt mi nie mówi, że zdobycie 1000 dolarów gotówki w krótkim czasie jest tak skomplikowane, że jedynym wyjściem jest obrobić spożywczak, zwłaszcza, że ma się szereg bardziej lub mnie szemranych znajomości.
Druga sprawa. Miałem wrażenie, że cała ta bezsensowna akcja w sklepie była tylko po to wymyślona, żeby brat Raya mógł wejść do akcji i się o wszystkim dowiedzieć. Zupełnie to do mnie nie przemawia. Wymyślone na siłę. Trzecia sprawa to to, że akurat w pobliżu w bardzo krótkim czasie zebrał się tłum, który zaczął robić zamieszki, a potem natknął się na Raya, który z obitą mordą na piechotę prowadził swojego szwagra do aresztu. Zbyt wiele zbiegów okoliczności jak dla mnie, ale to tylko moja skromna opinia.
Dokładnie to samo widzę słowo w słowo. Film na 4 max 5.
- Francis brat Raya wiedział o działalności swojej grupy Już dawno co było w rozmowie z Jimmym który próbował przekazać mu jego "udział" a ten odmówił. Także to przyjście pod sklep było udawane, w stylu, że nic nie wiem.
Na siłę opowiedziana historia sztuczna trochę bezmyślna niekonsekwentna z kiepskim zakończeniem. Średniawy ujdzie ale bez rewelacji.
Tak, wcale mi się nie podoba to, że w końcu zrobiło mi się żal tego policjanta.
I jeszcze to zdanie: "Powiedz jej, że ją kocham" - nic tylko płakać.