Rzecz z gatunku: tak pokręcone, że aż zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami. W małym miasteczku popełniona zostaje zbrodnia, która dla miejscowej młodzieży staje się czymś w rodzaju... atrakcji. Film Tima Huntera łączy w sobie frywolność kina dla nastolatków lat 80. z potraktowaną całkiem serio wiwisekcją o charakterze socjologicznym. Efekt jest ciekawy i zgoła niepokojący. Klimat historii określiłbym raczej jako duszny, jest w tym wszystkim pewna niepokorność właściwa produkcjom niezależnym. Ekran zaludniają indywidua pokraczne, społecznie nieprzystosowane, życiowi rozbitkowie i "żyjące chwilą" nastolatki, zabijające nudę narkotykami i alkoholem. W zasadzie wszyscy są tutaj tak zdrowo poje*ani, że aż miło. Dobrze prezentuje się obsada, złożona głównie z młodych, wówczas "aspirujących" gwiazdek (Reeves, Glover), na drugim planie mamy z kolei "starych wyjadaczy", pośród których bryluje niezawodny Dennis Hopper. "River's Edge" nie jest pozbawiony mankamentów, obraz prowincji na ten przykład, wydaje się być nieco umowny, niemniej jest w tej pozycji coś, co skutecznie przykuwa uwagę, nie pozwalając oderwać wzroku od ekranu. A sam pomysł wyjściowy to taka petarda, że niejeden twórca filmowy dałby się zań pokroić na cienkie plastry żywcem.