Ponoć Saxon zaproponował producentom objęcie stanowiska reżysera, po tym, jak
poprzedni kandydat w ostatniej chwili zrezygnował. No i ponoć producenci narzucili
filmowi pościgi, akcję i sceny gore. Saxon miał inny zamysł, którego jednak nie
pozwolono mu wcielić w życie. Teraz pytanie: czy winę za jakość obrazu ponoszą
producenci, czy Saxon? Myślę, że wszyscy wymienieni. Saxon miał zbyt duże ambicje,
a producenci zbyt małe. Saxon chciał nakręcić poważny obraz, ale nie mając talentu i
wyczucia nakręcił obraz iście karykaturalny. Producenci, którzy chcieli stworzyć
krwawą tandetę na rynek video uratowali de facto sytuację, bo bez gore i akcji ten film
byłby ciężki do strawienia.
Wszystko zaczyna się jak typowa b-klasowa sensacja z lta 80 tych. Czyli źle, ale w
miarę zabawnie. Derek (nieświadomie arcykomiczny Dennis Cole) pracuje jako kierowca
gangstera. Puka też jego żonę. No i w końcu się doigra, trafi za kratki, gdzie diaboliczny
Dr. Saxon robi eksperymenty na więźniach, którzy zmieniają w gadających zombie.
Durne to, z kiepskim udźwiękowieniem nierównym aktoswem i wystarczającą dawką
taniego gore, żeby się nie znudzić. Ale trzeba przetrwać pierwszą połowę, troszkę zbyt
zamuloną.
Znośny zły horror.