Zacznę od tego, że bardzo się cieszę, że ten film powstał. Może będzie to znaczący krok w stronę rozwoju kina gatunkowego w Polsce. Trzymam mocno kciuki.
Bardzo cenię sobie twórców z wizją, którzy pakują w swoje filmy symbolikę metafory, a sama fabuła jest tylko i wyłącznie szkieletem do powiedzenia czegoś więcej.
Tylko czy sama Jagoda Szelc wiedziała czym chce się z nami podzielić? Czy to nie jest tak, że uraczyła nas toną symboli i sugestii, że dana scena coś znaczy, ale tak naprawdę sama nie była pewna co konkretnie chce przekazać? Wysuwam takie przypuszczenia pośrednio na podstawie wywiadu z reżyserką umieszczonego na portalu gazeta.pl, w którym sama reżyserka mówi na temat swojego filmu w taki sposób, że faktycznie można odnieść wrażenie, że całą warstwę metaforyczną mają wymyślić sobie odbiorcy.
Zaznaczam, że nie jest to krytyka filmu, a jedynie przemyślenia świeżo po seansie i chętnie wysłucham różnych opinii na temat tej kwestii.