Dawno nie widziałem filmu tak bardzo pozbawionego fabuły, gdyby chociaż zdjęcia to rekompensowały.. Niestety Sorrentino to taki nasz Gruza (tak piję do filmu o Gulczasie), czyli twórca filmów o wszystkim i o niczym. Niestety nie wytrzymałem długo, podobnie jak przy filmie o Berlusconim. Głośna muzyka, balansowanie na granicy dobrego smaku i ją przekraczające. Pewnie zaraz znajdzie się ktoś kto powie, że nie pojmuję „wyższej sztuki”, że mam „zły gust”, może i tak jest pomimo, że studiowałem na AS. Sztuką nie jest dla mnie coś co ją naśladuje, ale coś co w piękny sposób przekazuje jakąś wartość. Filmy Sorrentino nie mają żadnej z tych rzeczy.