Pewnie wywołam burzę i posypia się gromy, ale trudno. Na początek plus - wspaniały plan, dekoracja, klimat Stalingradu. Bardzo, bardzo fajnie odwzorowane miasto.
Film ma mnóstwo wad, do których się oficjalnie nie przyczepię (lufy czołgów zieją ogniem, jak gdyby [za przeproszeniem] wypluwały podpalonego bąka a nie pocisk o prędkości pocz. 700m/s., bombowce zrzucające bomby gdzie popadnie, bez sensu i na cokolwiek, pył sypiacy się na rolkę powielacza bez szwanku dla tuszu na niej). Błędy się zdarzają w dużo lepszych filmach, można je przeżyć.
Do dwóch jednak motywów przyczepić się muszę, bo są całkowicie bez sensu.
1. Zajcew odstrzelił Koenigowi kostkę, to nie było draśnięcie. A ten co? Bandażyk, kropla krwi i lecimy. Od tego się nie umiera, wiem, ale dłoń bez kostki potrzebuje czasu, by dojść do siebie.
2. Zachowanie Koeniga po samobójstwie Daniłowa. To już jest bzdura.
a) Czemu Zajcew nie Zabił Koenigga jak ten się tłukł i szurał blachą podczas opuszczania kryjówki? Jeśli zabił stamtąd Daniłowa, a daniłow siedział obok Zajcewa, to Zajcew miałby półgłówka na talerzu. Wolał wyjść na otwartą przestrzeń i schować się za wagon, stanąć twarzą w twarz, i zrobić dziki zachód?
b)Czemu Koenigg tak pierdołowato szedł sprawdzić kogo zabił skoro WIEDZIAŁ, że Zajcew NIGDY NIE JEST SAM (jak wszyscy radzieccy snajperzy podczas IIWŚ)? W każdym wypadku jak się spotykali Zajcew był z kimś. Skąd to myślenie, że był sam?
Inne sprawy. Ja wiem, że Jude Law w każdym filmie musi mieć laskę, ale ten watek miłosny, intryga z Daniłowem na 3-go oraz zakończenie w szpitalu to jakiś bełkot klasy c.
Poświęcenie Daniłowa jest dramatycznie płytkie. Ta jego zazdrość, teksty przed wystawieniem łba na kulę...
Motyw Saszy, powieszenie go w miejscu, gdzie od razu został rozpoznany i zauważony przez Ruskich (ale to odsłonięcie nie przeszkodziło w spacerze pod stryczek i powieszeniu młodego), samo ukaranie go, rysowanie charakterów dobry-zły ... za dużo tego, można prościej, bez ideologii.
Gdyby film był o saperach nikt by nie pisał, że jest taki świetny i genialny. Temat strzelania z celownikiem jest bardzo chwytny i powtarza się w wielu filmach (Jarhead, Sniper, Shooter). Jest modny i zawsze ciekawy. Ale ten film scenarzysta z reżyserem po prostu spaprali.
ps. albo idziesz do kina na romans albo na wojenny.
Czytając wspomnienia samego Zajcewa, jestem zaszokowany tym filmem.
Po pierwsze Zajcew sam wspominał, że NIGDY nie palono papierosów na stanowiskach. A na tym filmie dwukrotnie snajperzy popełnili identyczny i idiotyczny błąd. Nawet picie kawy na stanowisku było niebezpieczne - Zajcew zabił snajpera niemieckiego, który się ośmielił. Po czym poznał? Bo Niemiec pił kawę ze szklanego kubka...
Inna sprawa, to używanie pocisków wybuchowych. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci uwielbiali ich używać, bo szanse przeżycia w przypadku trafienia takim pociskiem jest minimalne. Odsyłam do Seppa Allerbergera.
Dalej: Konig, jako taki nigdy nie istniał, a pojedynek został wymyślony przez sowiecką propagandę. Zresztą, rzemiosłem snajperskim prawie nigdy nie zajmowali się oficerowie. Najczęściej byli to szeregowcy lub podoficerowie. Bardzo rzadko natomiast byli to młodsi oficerowie(np. kapitan Iwan Sidorenko z 526 trafieniami z 1122. pułku).
Inna sprawa, to to, że niemieccy snajperzy NIGDY nie nosili na swoich mundurach i czapkach czegokolwiek, co mogłoby świadczyć, że są snajperami. Zwłaszcza w Stalingradzie. Znów odsyłam - bo mi niedobrze, kiedy sobie przypomnę - do Allerberger, jak Sowieci traktowali niemieckich snajperów wziętych do niewoli.
Kolejna rzecz: jakim idiotą trzeba być, żeby wyjść ze swojego stanowiska, wiedząc, że gdzieś czai się wróg? Wyjść na otwartą przestrzeń. I tak postępować miał domniemany instruktor z elitarnej szkoły snajperów z Zossen? Nie bądźmy śmieszni.
podobnie palenie na stanowiskach i mycie się na otwartym terenie. Żaden Niemiec w Stalingradzie tego nie robił, bo szybko się w 1941r. nauczyli od Sowietów, jak postępować, kiedy Rosjanie ich dziesiątkowali. I nie podejrzewałbym o to weteranów ciężkich walk o Demiańsk, którzy zostali zabici przez Zajcewa.
Podobnych błędów było multum.
A polskie filmy z PRL... hm. Lubię je, bo są znacznie bardziej swojskie. ''Wróg u Bram'' przedstawia moim zdaniem niezdrową fascynację Zachodu Związkiem Radzieckim, manią Stalingradu i pokonania ''faszystowskiej bestii'' przez grzecznych i miłych, prostych Rosjan. Szkoda, że nie przedstawili tam gwałtów, rabunków, znęcania się nad jeńcami, mordów jeńców.