Od razu zaznaczam z całą dobitnością, że to co napiszę poniżej jest moją = 100% subiektywną
opinią. Możecie hejtować ile siły w palcach. Rzadko wypowiadam się na forach internetowych
(nie widzę sensu w przekrzykiwaniu się z internetowymi ujadaczami), ale jeśli już, to moja
wypowiedź jest przemyślana.
Nie myślałam, że tak odbiorę ten film. Jako kobieta i jako widz niespecjalnie przepadający za
efekciarstwem w filmach. Lubię szybkość, ale bez fajerwerków. Daję 10/10, arcydzieło (?). Na
pewno nie jest to „arcydzieło” w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale w tym filmie zawarte jest
bardzo dużo. Jest psychologia (sukcesu?). Jest walka - swoiście ukazana - ale jednak „na
śmierć i życie”. Jest pasja (w czystej postaci przynajmniej po stronie Hunta) oraz niesamowita
siła, którą daje realizacja tej pasji. Jest miłość - mocno stereotypizowana na modłę
niemieckiego rzemiosła – ale dająca to co powinna: oparcie, stabilizację, a jak się okazuje pod
koniec, również tzw. „mądrość wyborów”. I waśnie – jest podejmowanie wyborów- ile można?
Co warto ryzykować? A kiedy jest o ten krok za daleko? I nie chodzi tu o to „20% ryzyko sytuacji”,
którego tak kurczowo trzyma się jeden z bohaterów, ale o pokazanie jak ważne w życiu są
granice. Dla każdego nieco inne, ale muszą istnieć. Poza tymi granicami zaczyna się życie
sterowane odruchami/instynktami, śmiertelnie niebezpieczne, prowadzące do autodestrukcji
(szczęście jeśli „tylko” autodestrukcji, czasem żniwo jest większe…). Nieważne tu, czy granice
przekraczasz z własnej woli, zagłuszając rozsądek, czy dlatego, że „wszystkie telewizje wykupiły
już czas transmisji”. Wybór zawsze jest TWÓJ. Życie także.
Nie śledzę życia F1. Nie znałam historii, na której kanwie powstał ten film. Ba, wybierając się na
film specjalnie „sobie nie doczytałam”. Chciałam odebrać go jako to, czym jest. Jest to film
fabularny, należy liczyć się z faktem, że dość dużo jego realizatorzy mogli sobie „dośpiewać”.
Nawet jeśli, to efekt osiągnęli. Ogląda się to genialnie, czas mija niepostrzeżenie. Zdjęcia,
dźwięk (ach, ten ryk silników, czujesz wręcz przyspieszenie) – jak dla mnie, amatora –
majstersztyk. Film do obejrzenia TYLKO i wyłącznie w sali kinowej. Kilka cytatów jak najbardziej
do zapamiętania. I jeszcze jedno. „Dlaczego kobiety lecą na kierowców F1?”. „Bo kręcą je
mężczyźni obcujący ze śmiercią”. Naprawdę? Tylko tyle? Trochę „płasko” to świadczy o
kobietach. Niestety… Na co dzień adrenaliny mi nie brak, a więc nie rozumiem tego zdania. Ale
jeśli już sama wywołałam temat: Hunt/Hemsworth – owszem ciacho, ale nic więcej niż
„trofeum”. Partner na życie – Lauda. To zakładając, że na świecie istnieliby tylko oni. Na
szczęście tak nie jest… ;)