Kto nie widział niech zasuwa do kina. Film jak na swój gatunek jest naprawdę świetny. Dwóch zupełnie różnych
facetów, których łączy wspólny cel. Wydaje się takie banalne, ale jako sportowy dokument oparty na prawdziwej
historii spisuje się znakomicie. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, ale to co najlepsze w tym filmie to dźwięk. W
kinowej sali momenty, gdy mechanicy odpalają "fał-dwunastki" bolidów wrzucają natychmiastowe ciary na plecy, a
dzieje się tak nie raz i nie dwa :) Jako wielki fan Formuły 1 oczywiście znałem całą historię i kolejne sceny
napędzające fabułę miałem niejako przed oczami. Mimo tego film zrobił na mnie duże wrażenie, bo nie skupia się
jedynie na wyścigach. Przedstawia motywacje i obawy Laudy i Hunta, a także ich relacje z bliskimi, które miały wpływ
na ich postawę. Szybki ślub Jamesa, kłopoty w związku.. Rozterki Laudy, gdy opowiada o swoim największym
wrogu.. Dodajmy do tego kilka przezabawnych scen i mamy wspaniałe kino, na którym można się pośmiać, zrobić z
wrażenia wielkie woooow oczami oraz są okazje by współczuć bohaterom ich losu.
Żeby nie było, że to kino doskonałe zdarzyło się kilka wpadek realizacyjnych, które nie rzutują w ogóle na mojej
ocenie, ale trochę dziw bierze, że w tak wielkiej produkcji nikt tego nie zauważył zanim film wszedł do kin. Mianowicie,
w kilku scenach zbyt wyraźnie widać, że poruszające się wozy F1 są animacjami komputerowymi, bo zachowują się
nienaturalnie, a w ulewnym wyścigu na Fuji, w paru ujęciach zapomniano o wodzie bryzgającej spod kół, przez co
bolidy wyglądają jakby jechały po lodzie :P Nie psuje to jednak odbioru filmu, bo sceny są na tyle dynamiczne, a
ujęcia szybkie, że chyba tylko puryści motorsportu tacy jak ja zwrócą na to uwagę. 9/10