Niedoścignionym wzorem niskobudżetowych filmów tego typu są dla mnie stare filmy Petera Jacksona - o, tam to dopiero była kpina z konwencji horroru i jazda na całego. A tu - jak dla mnie bieda z nędzą, zrealizowany z angielską flegmą film o zombi, kompletnie nieśmieszny, tudzież śmeszna ma być sytuacja, gdy zombi paradują sobie gdzieś w mieście, zamiast straszyć po cmentarzach. E tam. Ale może mieć swoich zwolenników, bo podejrzewam, że niewidziane (a chciane) przeze mnie filmy Eda Wooda też mogą być w ten deseń.