Jak dla mnie film był po prostu piękny. Bardzo ładnie zrobiony: zdjęcia, gra aktorska, a przede
wszystkim muzyka - wszystko mi pasowało!
Sam film to jest bardziej studium postaci i jej ewolucja niż opowieść biograficzna o artyście.
Owszem: pokazy, świat mody, kariera - wszystko miało miejsce i było pokazane, ale francuskie
kino nie jest przecież tak oczywiste jak amerykańskie. Tutaj mamy przedstawioną opowieść o
artyście, jego wewnętrznych zmaganiach, o jego związku, w którym to on jest tym gorszym, który
nieustannie musi nad sobą pracować, a i tak mu to wszystko nie zawsze wychodzi. Jest to studium
człowieka, który jest doskonały tylko i wyłącznie w swojej pracy (nota bene może się ona podobać
lub nie, ale jest przecież genialna, jak na każde czasy!). W każdym innym aspekcie zawodzi. Co
jest bardzo ludzkie przecież. Niedoskonałość. Jak dla mnie postać Pierre'a została trochę
spłaszczona - to on jest przecież mocniejszy, odporniejszy i bardziej przy ziemi, a te jego cechy
(które stanowić mają przeciwwagę dla charakteru YSL), zostały pokazane bardziej jako słabość.
Przynajmniej ja to tak widziałem. YSL jako ten gorszy w związku w swoich cechach wydaje się być
bardziej konsekwentnym, niż każdy mędrzec, którego na drodze spotyka. I być może na tym
właśnie polega tragizm tej postaci... Niemniej - nieważne jakby się między nimi nie działo, to
zawsze do siebie wracali i jako jedyni potrafili się rozumieć bez słów. Co pomimo dosyć smutnego
momentami wydźwięku tego filmu, wydaje mi się być dosyć pozytywnym akcentem :) A
najfajniejsze jest w tym właśnie to, że nie zostało to wszystko uchwycone i pokazane w iście
hollywoodzkim stylu happy end, a że widz może sobie sam taką opinię wyrobić. Lub nie. Nic nie
jest narzucone - to mi się w tym filmie podoba. Postaci są jednoznacznie niejednoznaczne.
Grzeszą, błądzą, zmieniają się. Po prostu żyją :)