Sądzę, że z dwóch dopuszczalnych tytułów właśnie ,,Czcigodni” pasują do tego niesamowitego filmu lepiej.
Moim zdaniem właśnie to określenie tych istot robi prawie cały film. Nie wiem, czy ktoś jeszcze zwrócił na to uwagę, ale na mnie wywarło wielkie wrażenie. Z jednej strony niemiłosiernie brzydkie, powykręcane, kwiczące, bezrozumne istnienia, które chcą jedynie przemieniać ludzi w podobne sobie potwory, a z drugiej nazywanie ich czcigodnymi, kiedy są ostatnią rzeczą, jaka zasługuje na ten tytuł. I ta ich modlitwa z początku... jak to szło? ,,Święte niech będzie ich imię, a jeśli nieproszony zapuścisz korzenie, niechaj się święci też imię Twoje”. Brrr... to jest takie kurka absurdalnie niepokojące w jakiś niewytłumaczalny sposób, że aż groteskowe. I powiedz mi ktoś, że to nie jest straszny film.
Strachliwa nie jestem na pewno, ale to dziwne coś dało mi chyba traumę, bo obejrzałam dwa miesiące temu i nie potrafię już być spokojna w ciemnych pomieszczeniach. Żaden horror mnie nigdy nie przestraszył, lecz ten, no, spełnił swoje zadanie w 120%, a do tego był oryginalny i dobrze się go oglądało, zaś ocena jest baaaardzo zaniżona, dlatego ode mnie 10/10.
Jeżeli ktoś ma poczucie, że za mało wydaje na oświetlenie, niech ogląda. ;D