"Wielka manipulacja", "tandetny film zdewociałego katolika", "same kłamstwa" - takie komentarze pojawiały się po premierze nagrodzonego Oscarem i Złotą Palmą filmu dokumentalnego "Zabawy z bronią". Aż sam zainteresowałem się tym, szeroko komentowanym w mediach, filmem (który okazał się również box office'owym sukcesem) i postanowiłem wyrobić sobie własne zdanie. I osobiście uważam, że jest to znakomity film. Reżyser, głównie nawiązując do tragedii w szkole Columbine, próbuje znaleźć odpowiedź czemu Ameryka zwariowała na punkcie broni. Nie zwala winy, tak jak wielu innych, na bardzo łatwy dostęp do broni, ponieważ w Kanadzie, w której każdy mieszkaniec ma kilka strzelb, rzadko kiedy zdarzają się morderstwa. Moore głównie winą obarcza amerykańskie media, które mimo faktu, że skala morderstw w USA zmniejszyła się o 20%, nadają sześciokrotnie więcej doniesień o nich. "Chciałem pokazać jak społeczeństwo manipulowane jest przez polityków, korporacje i media wprowadzane w permanentny stan strachu i paniki" - powiedział w jednym z wywiadów Moore, i udało mu się to. Świetnie udało się sportretować amerykański kult "guna", gdyż mieszkańcy kraju mówią, że bez posiadania własnej strzelby nie jesteś poważnym obywatelem, banki dodają do każdego konta gratisową broń, a amunicję można kupić u fryzjera. Mimo wszystko to nie jest film o broni. Michael Moore: "Równie dobrze mogłem zrobić ten film dziesięć lat temu - nie jest to przecież film o Columbine, ani nawet o broni. Ameryka się nie zmieniła. Chodzi o naszą kulturę strachu i o to, jak ten strach popycha nas do przemocy, zarówno w kraju, jak i za granicą." Cieszy fakt, że twórca "Bowling for Columbine", mimo wszystko, nie miesza z błotem swojego kraju, przez cały czas podkreśla swój patriotyzm. Ucieszyło mnie, że "Zabawy z bronią" nie są na siłę poważne, jest wiele elementów humorystycznych, jak np. skrócona historia USA w wersji animowanej, IMO najlepszy moment w filmie. Wraz z montażem dodaje to wiele dynamizmu. Jedyne co może się nie podobać to zbyt wielki subiektywizm reżysera, który próbuje pokazać wszystko tylko i wyłącznie ze swojego punktu widzenia, ale praktycznie nie myśli się o tym podczas seansu. No i nie spodobała mi się końcówka sceny w domu Hestona, uderza w trochę tani sentymentalizm. Warto nadmienić, że znajdziemy tutaj też wywiad z Marylinem Mansonem, po masakrze w Columbine oskarżanym o wywołanie tej masakry. Naprawdę, warto obejrzeć "Bowling for Columbine", gdyż nie da się przejść obok tego filmu obojętnie. Do tego można go zdobyć za 10 zł w zwykłym Auchan. Z chęcią obejrzę "Fahrenheit 9.11". 8/10
Zgadzam się z oceną i też dałem 8/10. Ta ostatnia scena, fakt, trochę sentymentalna, ale chyba potrzeba było jakiejś puenty. Ale sam Charlton Heston, który nie potrafił poradzić sobie z pytaniami - ekstra.