Chciałam tylko napisać, że Aronofsky nigdy nie był aż tak przewidywalny, jak w tym filmie.
Rozumiem, że chodzi o pokazanie zapomnianych gwiazd, ludzi, którzy kiedyś żyli w blasku
fleszy i nie potrafią już tak właściwie normalnie egzystować, ale kurde, no.
Takich filmów jest od cholery i trochę, a od tego reżysera oczekuje się jednak trochę więcej
niż ogranych do bólu schematów.
Kino może i przyjemne w odbiorze, ale ani poruszające, ani zaskakujące. Od początku
wiadomo jaki będzie koniec.
Jak dla mnie - 5/10.
Dobrze mówi, polać mu. Aktorstwo na najwyższym poziomie, świetna rola Rurki jednak tak jak mówisz, fabuła oklepana, przewidywalne zakończenie...Obejrzałem Pi, Black Swan, Requiem i Źródło. Każdy z tych filmów był w jakimś stopniu dobry i innowacyjny, jednak w tym filmie nie widzę nic więcej jak typowy amerykański film.
Z tym się zgadzam - rozczarowanie.
Obejrzałam Zapaśnika po Czarnym Łabędziu i to też zadziałało na niekorzyść tego pierwszego... Od początku wiadomo, jak się wydarzenia potoczą, i jakie będzie zakończenie. I tak jakoś się toczyło do tego oczywistego końca, bo niektóre sceny były okropnie rozwleczone i męczące wg mnie. Miejscami film bardziej przypomina dokument, tak jakby reżyser nie mógł się zdecydować w jakiej właściwie konwencji robi film, ta kamera "łażąca" za plecami bohatera ... Jak dla mnie kino raczej męczące w odbiorze, historia sama w sobie smutna, ale sam scenariusz też nie powala. Aktorsko - to film dwojga ludzi, M. Rourk'a i M. Tomei.. Za to dziewczyna grająca córkę, słabo wypadła, ale też nie miała się gdzie wykazać. Wątek oklepany do bólu, córka i "tatuś co go nigdy nie było, ale teraz go siekło i chce się zrehabilitować". Nudy.
Naprawdę film mocno poniżej oczekiwań.