Najgorsze było to ciągłe wychodzenie głównego bohatera. Chyba najbardziej irytująca rzecz na imprezach. 3/4 filmu to oglądanie jak David patrzy w dal na balkonie/tarasie lub snuje się po pomieszczeniach, aż ktoś po niego nie przyjdzie i nie poprosi żeby wrócił. Ja rozumiem, śmierć dziecka, trauma, wszystko ok, ale to było naprawdę nużące. W pewnym momencie pomyślałam, że jeśli wyjdzie jeszcze raz to po prostu wyłączę ten film.
Dla kogoś kto nie czytał opisu, komentarzy i nie oglądał wcześniej takich filmów może być zaskoczeniem, cała reszta widzów niech lepiej odpuści, bo zwyczajnie się zawiedzie.
UWAGA SPOILERY.
Kolejnym minusem było nielogiczne zachowanie. Podejrzewa, że coś się dzieje i po rozmowach zauważa, że poza nim, nikt inny nie zwraca na to uwagi, więc zamiast zadzwonić na policję, wyjść czy poszukać dowodów, łazi od pokoju do pokoju i robi afery przy stole. Gdyby tamci byli odrobinę mądrzejsi/ mieli mniej przeprane mózgi już dawno by go uciszyli, ale jak widać tam całe towarzystwo myśleniem nieskalane.
Myślę, że nawet ktoś zmęczony i średnio ogarnięty jest w stanie domyślić się końcówki. Jedynie te lampiony były zaskoczeniem, szkoda tylko, że na jakieś 10 sekund, bo chwila zastanowienia wystarczy, żeby zauważyć, że to nierealne. Skoro władze nie interesowały się tym guru tzn, że nie był aż tak znany, więc jakim cudem jego wyznawcy znaleźli się akurat na tym samym osiedlu?
Ogólny rozrachunek wygląda mniej więcej tak:
80 minut rozmów i przechadzek głównego bohatera
10 minut akcji i parę sekund zaskoczenia.
Zdecydowanie nie polecam.
Filmu bronić nie będę, bo też mi się nie podobał, ale akurat jest w nim uzasadnione, czemu bohaterowie nie mogli nigdzie zadzwonić. Ponadto jest scena, gdy Will chodzi po mieszkaniu i myszkuje.
Okej, nie pamiętam tej sceny już teraz, więc jak możesz przybliż. Chodziło o zasięg czy coś takiego?
A w kwestii myszkowania. Możliwe, że źle się wyraziłam. Podam przykład zanim wyjaśnię o co mi chodziło. Jesteś w mieszkaniu na imprezie, ze swoją żoną, znajdujesz dowód, który nie jest dowodem ostatecznym i dość łatwo się z niego wytłumaczyć więc idziesz o nim porozmawiać z resztą towarzystwa czy dymasz stamtąd bez ryzykowania? Ewentualnie najpierw ogarniasz niepodważalny dowód, a potem rozmawiasz i razem uciekacie. Chodzi o to, że zachował się zupełnie nielogicznie. Szukał i mówił im o tym, dawał im do zrozumienia "podejrzewam was o coś", więc zwracali na niego uwagę i podważali każde słowo jakie powie, żeby wyszedł na nienormalnego. Ja rozumiem, że to znajomi i w ogóle, ale jak już miał podejrzenia to po co im pokazywał, że je ma, że ich szpieguje i jeszcze dawał sobie wmówić paranoję przy innych? Nie wierzę, że dorosły facet byłby taki naiwny. Co on myślał, że wykrzyczy się tam przy stole, a oni mu powiedzą "dobra, masz nas"? Może i mieli przeprane mózgi, ale wiedzieli jak działać. Chodzi mi o czystą kalkulację.
Stary znajomy, po przejściach, o którym ludzie myślą 'no mógł zwariować to prawda', krzyczy, wychodzi, psuje zabawę vs dwójka ludzi, miłych i uprzejmych, przede wszystkim szczęśliwych (z perspektywy znajomych), w tym matka, która poradziła sobie ze stratą, którzy ze spokojem i opanowaniem reagują na krzyki głównego bohatera.
To się po prostu nie mogło udać. On był już skreślony jako wiarygodny w momencie kiedy pierwszy raz odstawił szopkę.