Prawde mowiac spodziewalem sie wiecej po tym filmie. Sadze, ze do "Opowiesci Ksiezycowych" duzo mu brakuje, choc i tematyka rozna.
Jak dla mnie - zbyt płaczliwe i ckliwe. Problem poruszany zbyt tendencyjnie i płytko.
To w połączeniu z pewnymi cechami kina japońskiego tego okresu (które bardzo często bardzo lubię) jak np - nadekspresyjna i trochę przerysowana gra aktorów, czy tendencja do wygłaszania nierealistycznych wypowiedzi, w których starają w jakis sposób swój stan ducha oddac, czy przemyslenia, czy też ogólnie - w dosłowny sposób wyrażają w skrócie pewne "mysli przewodnie rezysera" - nie robi najlepszego efektu.
Czasem w filmach udaje się wytworzyc taki magiczny klimat, ze tego typu filmy wręcz urzekają. W tym przypadku ja osobiscie zupełnie niczego takiego nie doswiadczyłem (choc to pewnie bardzo subiektywne wrazenie)
Dodatkowym czynnikiem, który składa się na taki a nie inny mój odbiór filmu to - zalatuje mi to socjalistycznymi hasłami, które srednio trawie (wiem, ze film w sredniowieczu sie odbywa, ale...). To tez jakos na odbiór wpłynęło
Film ma wiele niewątpliwych zalet, jak choćby - zdjęcia.
6/10
Generalnie sie zgadzam. Zwłaszcza zakonczenie - takie troche bez wyrazu 'nareszcie sie odnalezli' i przemiana głownego bohatera (ktory pod wpływem wspomnień w przeciagu kilku minut z człowieka ktory przypala starcom czoło staje się człowiem poswiecajacym sie w duzej mierze dla umierjacej kobiety) nie były zbyt udane.
Nie mniej jednak to wciaz bardzo dobry film, z zajebistym klimatem, sprawna realizacją (film w ogole nie nuży a to duzy plus), ciekawymi zdjeciami (choc nie podzielam zachwytow innych uzytkownikow, zdjecia w wielu japonskich filmach z tego okresu robily na mnie wieksze wrazenie) czy realistycznymi scenami. Do tego ten magiczny klimat, zwłaszcza na początku (wędrówka matki i rodzeństwa, nocleg w trzcinach) charakterystyczny chyba dla Mizoguchiego (właśnie ten klimat urzekł mnie w Opowiesciach księżycowych - jednak w Zarzadcy były go niestety za mało).
Ten film nie był płaczliwy i ckliwy dla mnie w ogóle. Był bezlitosny, oschły, i choć podawał fakty bez liczenia się z widzem, nie epatował jednocześnie okrucieństwem jako najłatwiejszym chwytem wzbudzenia w widzu emocji.
Co do Zushio - w filmie nie ma cudownego nawrócenia, bo nie było kogo nawracać. Przecież to "złe" zachowanie Zushio było wynikiem rozpaczy, utraty nadziei. Cudownie enigmatycznie jest to pokazane. Scena, w której ciska figurką bogini miłosierdzia jest wymowna: mówi z jednej strony o buncie przeciwko rzeczywistości, rezygnacji z ideałów, z drugiej strony - pokazuje rezygnację z marzenia odnalezienia rodziny. Zushio wykonuje rozkazy, bo nie ma innego wyjścia. Ale jego zachowanie po nobilitacji jest zdecydowane, nie krewi go ani jedno wahnięcie wątpliwości - wyzwala niewolników.
Uważacie, że to był happy ending?:D Że się odnaleźli i jest szał?
Matka z podciętym ścięgnem i wypalonymi oczami, siostra się utopiła, ojciec nie żyje, Zushio złamany stratą.
Wybrnęli ze wszystkiego najlepiej jak umieli. Ale nie ma tutaj przekazu: "Rób zawsze dobrze, a wróżka ci pomoże i z dyni w mig będzie karoca".
Jedyna wygrana to zachować w sobie resztki tego, kim naprawdę jesteś.
Film super.
Ja się podłączę. Wiem, że to będzie płytkie, ale mnie trochę obraz ten znużył i zmęczył. Nagromadzenie bezwzględności, beznadziei i zimnego okrucieństwa losu było trochę przytłaczające, szczególnie że film trwa bite 2 godziny. Rozumiem przekaz i wiem, że chodziło o pokazanie świata, jako miejsca pełnego bezwzględności i cierpienia, a dobra, miłosierdzia i wierności -- jako wartości samych w sobie (takich, za które nie należy się spodziewać żadnej doraźnej nagrody, a wręcz przeciwnie), ale może trzeba było tę opowieść jakoś skrócić i zagęścić, bo dla mnie w efekcie też wydawała się nieco zbyt ckliwa i płaczliwa.
Jeżeli znasz wcześniejsze filmy tego reżysera, to zapewne wiesz, że wątek bezwzględności, beznadziei i zimnego okrucieństwa losu pojawia się też jego wcześniejszych produkcjach. Co warte uważam zauważenia po tyle latach również Zarządca Sansho to aktualne dzieło, bo czy obecnie życie nie jest bardziej przytłaczające niż to wykreowane przez media.
myślę że ten film nie wytrzymuje próby czasu, możliwe że w latach 50 tych wywoływał emocje, współcześnie wydaje się dość naiwny