"The Suckling" Francisa Teri to nakręcony bodaj w Nowym Jorku niskobudżetowy horror w stylu "Basket Case" (1982) Henenlottera czy "Combat Shock" (1986) Giovinazzo, którego nie powstydziłaby się wytwórnia Troma. Mamy zatem obskurny dom publiczny, który jednocześnie służy jako nielegalna klinika aborcyjna. Zabiegów aborcyjnych przy pomocy wieszaka dokonuje Big Mama wraz z asystentką. Embrion młodej dziewczyny zostaje spłukany w toalecie i trafia do kanalizacji, w której dzięki działaniu toksycznych odpadów mutuje w krwiożerczego potwora. Dla klientów i pracowników/pracownic oblepionego powłoką ze śluzu burdelu nie ma już ucieczki. Tani i wulgarny horror, który pamiętam z czasów wypożyczalni kaset wideo w Polsce. Oczywiście mam do filmów takich jak "Sewage Baby" aka "Zemsta embriona" spory sentyment, gdyż pochłaniałem je w czasach młodości jeden za drugim. W "The Suckling" jest sporo obskurnego gore, a efekty specjalne są całkiem przyzwoite. Mimo kiepskiego aktorstwa, kilku dłużyzn i wielu absurdalnych scen film bawi i nie nudzi. Podoba mi się jego obskurny klimat rodem z "Basket Case" czy "Combat Shock". Do zapamiętania chociażby pielęgniarka z początku filmu, kanałowa przemiana płodu w mutanta, jego zabójcza pępowina oraz powrót embriona do matczynego łona. Pierwszy seans: 16 września 2004 roku, wczoraj kolejny. Czas trwania: 89 minut.